Film etap XXII, XXIII, XXIV & XXV
data startu | aktywność | miejsce | z - do | dni | km | km/ dzień | komentarz |
29.01 | pieszo | Sawtell - Emerald Beach | 1 | 30 | Pożegnanie rodziny w Coffs Harbour | ||
30.01 | pieszo, wózek sklepowy | Emerald Beach - Dirty Creek | 1 | 34 | Pożyczenie wózka z supermarketu | ||
31.01 | odpoczynek | Dirty Creek | 1 | 0 | U gospodarza organizacji Warm Shower | ||
01.02 | wózek sklepowy, rower, pieszo | Dirty Creek - Byron Bay | 7 | 256 | 37 | Wózkiem 230km | |
8.92 | pieszo, kajak, deskorolka | Byron Bay | 1 | 23 | Przylądek wschodni Australii |
Jeszcze parę dni mogłem pójść wzdłuż magicznych plaż podziwiając urozmaicone formacje wybrzeża. Zatoczki robiły się coraz krótsze, były zwykle w kształcie półksiężyca, a uwieńczeniem były skaliste wypiętrzenia. Mapa wskazywała w kierunku północnym coraz większą ilość rzek, którymi byłem już dosyć zmęczony. Zaraz po podglądaniu kangurów na klifach Emerald Beach, postanowiłem zmienić styl.
Wszedłem do supermarketu, wziąłem pierwszy z brzegu wózek sklepowy, włożyłem do środka plecak i ruszyłem na zakupy. Kupiłem więcej niż zwykle, bo nie zamierzałem martwić się o dodatkową wagę. Zapłaciłem i wyszedłem przed budynek, po czym wypchałem wózek nieco dalej za parking, potem za ulice, następnie wyszedłem z nim z miasteczka. Trochę czasu minęło zanim przyzwyczaiłem się to turkotu metalu i przestałem się przejmować co myślą mijający mnie przechodnie i kierowcy.
Idąc z wózkiem ulicą między miasteczkami budziłem zainteresowanie, ale też skojarzenie z bezdomnym. To było jak eksperyment socjalny - niektórzy ludzie nie odpowiadali na pozdrowienia, inni przechodzili na drugą stronę aby tylko mnie nie minąć zbyt blisko, a za to inni byli otwarci. Podczas trzech tygodni jazdy na rolkach i deskorolce tylko trzy razy ktoś się zatrzymał aby pogadać. Tutaj z wózkiem sklepowym samochody stanęły pięć razy w ciągu czterech dni - oferując napój, jedzenie, podwózkę itp. Jedynie to dziwili się że nie zbierałem żadnych butelek albo złomu :)
Jezdnie w Australii są dobrze wyprofilowane dla lepszej przyczepności i odpływu wody, a na zakrętach to już widać nawet gołym okiem. Oznaczało to jednak, że nawet na prostym odcinku grawitacja powodowała że wózek pchało się pod kątem do kierunku jazdy i wymagało to sporo wysiłku. Jeden z gospodarzy u którego się zatrzymałem pomógł mi zablokować skręcanie przednich kół, odtąd więc jazda była łatwiejsza. Niestety zjazdy w dół zawieszając się na wózku nadal były niemożliwe, bo wózek spadał w bok wraz z profilem poprzecznym jezdni. Nie mogłem więc szaleć w karkołomnych zjazdach tak jak to czyniłem dziewięć lat wcześniej w Chile. Wynik końcowy nie był jednak taki zły, gdyż parkując wózek po raz ostatni jego przebieg był o ponad 250km większy.
Dotarłem do wyluzowanego miasteczka Byron Bay, tu wyraźnie było czuć relaks. Spora ilość osób chodziła w centrum bez koszulki czy butów, a policja nie dawała mandatów za jazdę bez kasku na rowerze. Do tego ciepłe wieczory i poranki, poszedłem więc na widok pod latarnię na wschód słońca. Krajobraz nieziemski - jasność przebijała się przez chmury, strome klify opadały wprost do morza, a za mną bujna zielona ściana roślinna. Najważniejszym jednak powodem tutejszego przyjścia był najbardziej na wschód wysunięty przylądek Australii. Zejście na sam dół po stromym zboczu wydawało się misją samobójczą, zresztą formalnie zakazaną ze względu na ryzyko, ale gra świateł pozwoliła na platformie widokowej w zupełności rozkoszować się byciem tu i teraz.
Wisienką na torcie było wypłynięcie kajakami w kierunku przylądka, ale najważniejszą przyjemnością było serfowanie na fali oraz wizyta delfinów. Przypomniał mi się dzień gdzie w Afryce Południowej potężne fale wyrwały nam kajak i dryfowaliśmy z Eweliną w lodowatej widzie pełnej rekinów. Przetrwaliśmy, ale odtąd żona nie wejdzie ze mną na pokład. Tutaj odbyło się bez ekscesów i po ciekawej eksploracji wróciliśmy bezpiecznie na brzeg.