English version - Polska wersja - version Espanola: English version  Wersja polska  Version espanola
  • Strona główna
  • Moje podróże
  • Podróż marzeń -
    Siłami Natury
  • Australia podróże,
    wiza studencka itd
  • Warto zwiedzić (zdjęcia)
  • Polecam - książki,
    filmy, sprzęt itd
  • O sobie
  • Świat oczyma Eweliny
  • Kontakt



Film etap XIV & XV

data startu aktywność miejsce z - do dni km km/ dzień komentarz
30.09 Rolki   Robinvale - Birchip 5 182 36  
5.10 Odpoczynek Birchip 1 2 Przeczekanie deszczu
6.10 Rolki   Birchip - Halls Gap 4 170 43  
10.10 Organizacja Halls Gap 1 3

Cały pomysł australijskiej podróży siłami natury powstał z powodu rolek. Bowiem kiedy przemierzałem Amerykę Południową bez silnika w 2013 roku, kiedy kończyłem etap w brazylijskiej Amazonii, zastanawiałem się komu by tu podarować moje rolki - nie dość ze rozmiar 45, to jeszcze poza główną drogą praktycznie brak asfaltu. No to wyślę je do domu w Sydney - pomyślałem. Ale po co, co tam z nimi zrobić? I wtedy mój mózg przeszył impuls i przez kilka następnych dni nie mogłem usnąć z podekscytowania - przemierzę Australię bez silnika. 9 lat później zakładałem te same rolki na nogi.

Zanim wstałem z krawężnika już była przy mnie policja stanu Wiktoria. Pozwolili jechać, ale ja przecież miałem problem z utrzymaniem równowagi. Pierwszy kilometr to czarna komedia, nie było mi do śmiechu. Po godzinie ruchy posuwiste pomału zaczęły imitować jazdę na rolkach, a drugiego dnia zacząłem się rozkręcać. I wtedy wyrżnąłem - nogi poleciały w górę, a ja na szczęście wylądowałem plecami na plecaku. Musiałem uważać, szczególnie że nadal nie potrafiłem się zatrzymywać. Dlatego jechałem prawą stroną ulicy, tak aby widzieć każdy nadjeżdżający pojazd. Wtedy przestawałem się ruszać i rolki wytracały prędkość. Jeżeli było z górki, to zmieniałem stronę jezdni aby w nikogo nie wrąbać.

Nie przypuszczałem jednak, że moja średnia prędkość będzie dużo mniejsza niż w Ameryce. A to za sprawą kiepskiej jakości asfaltu - dla samochodów może bez znaczenia, ale dla mnie te małe kamyczki zamiast gładkiej nawierzchni to była ogromna różnica. Tak czasami trzepotało, aż bałem się że mi wszystkie zęby wypadną. I między innymi przez to bardzo bolały mnie stopy, nie miałem przyjemności z jazdy. Walczyłem o każdy kilometr, a czasami musiałem z powodu bólu robić przerwy co kilkaset metrów.

Drugiego dnia jazdy zatrzymał się samochód i facet wręczył mi sok pomarańczowy. Było to bardzo miłe, a po godzinie jego żona wręczyła mi napój i jedzenie. Pod wieczór przy wielkim bólu stóp dotarłem do miejsca docelowego, Adrian już tam czekał i wskazał pub koło kempingu, gdzie włożył depozyt pieniężny na moje imię - stek był przepyszny. Dodatkowo bardzo mi pomógł wręczając grubsze skarpetki, tak aby nieco bardziej amortyzowały wibracje. Od tej pory jeździłem w potrójnej skarpecie! Nie było idealnie, ale lepiej niż wcześniej.

Kolejne dni wyglądały podobnie - jazda na dobrym odcinku drogi, a pieszo z rolkami w ręku kiedy asfalt miał w sobie zbyt dużo kamyczków, które bardzo uprzykrzały ślizgi. W drugiej połowie dnia stopy mimo dodatkowych skarpet bolały na tyle, że jazda 40-50km dziennie nie sprawiała przyjemności. Męczyłem się. Do tego doszła kiepska pogoda i pierwszy raz w tej podróży przeczekiwałem deszcz i wichurę siedząc cały dzień w jednym miejscu.

Dopiero pod koniec etapu ciało zaczynało przyzwyczajać się, lepsze odcinki asfaltu zdarzały się trochę częściej, a na niebie pojawiło się słońce. Zbliżyłem się do gór Grampians, a to oznaczało bardziej pofałdowane drogi. Oczywiście pod duże górki musiałem podchodzić, podobnie w dół, ale kiedy nachył nie był bardzo stromy, to próbowałem zjeżdżać. Niestety nie opanowałem dobrze techniki spowalniania i hamowania, więc zjazdy kończyły się nie kontrolowaną jazdą na krechę. Wtedy modliłem się aby się nie wywrócić, koncentracja na maksa, czułem się jak sportowiec extreme. Kiedy po wytrącenie pędu odczytałem na GPS-ie maksymalną osiągniętą prędkość, to 26 km/h nie zrobiło jednak żadnego wrażenia.

Dotarłem w końcu do Halls Gap, jednak poobijany. Na ostatnich kilometrach zaliczyłem dwa upadki - pierwszy delikatny rozwalając kolano, a drugi spektakularny wyciągając oba kopyta w powietrze. Plecak co prawda zamortyzował uderzenie kręgosłupa i głowy, ale prawy nadgarstek ucierpiał solidnie. Najważniejsze że obeszło się bez złamania.

Granta spotkałem na Pustynii Simpsona, wtedy nie mógł mi w żaden sposób pomóc gdyż przejście było bez pomocy osób trzecich. Tutaj w miasteczku przyjął mnie do swoich apartamentów pod wynajem (Grampians Villas), poczęstował jedzeniem, winem i towarzystwem wraz z żoną. Takich luksusów już dawno nie miałem. Następnego dnia poszedłem do hostelu YHA odebrać kolejny zrzut, a manager Bernardth w ramach wspierania mojej podróży nie policzył mnie za nocleg. W mojej paczce brakowało jednak butów, które miały być przysłane po etapie na rzece Cooper, ale w ostatniej chwili zmieniłem trasę z powodu powodzi. W każdym razie z opresji wybawił mnie Grant, który natychmiast przyjechał z sportowym obuwiem, o dziwo w moim rozmiarze. Znowu wszystko zakończyło się pomyślnie.



powrót na początek strony