English version - Polska wersja - version Espanola: English version  Wersja polska  Version espanola
  • Strona główna
  • Moje podróże
  • Podróż marzeń -
    Siłami Natury
  • Australia podróże,
    wiza studencka itd
  • Warto zwiedzić (zdjęcia)
  • Polecam - książki,
    filmy, sprzęt itd
  • O sobie
  • Świat oczyma Eweliny
  • Kontakt



Film etap XIV & XV

data startu aktywność miejsce z - do dni km km/ dzień komentarz
11.10 Pieszo Góry Grampians Halls Gap - Borough Huts 1 19   Z plecakiem i deskorolką przez góry
12.10 Deskorolka   Borough Huts - Dunkeld 1 56    
13.10 Odpoczynek   Dunkeld 1 3   Przeczekanie deszczu
14.10 Deskorolka   Dunkeld -Port Campbell 4 183 46 Strata telefonu
18.10 Odpoczynek Wielka Droga Oceaniczna Port Campbell 2 6   Czekanie na przyjazd rodziny
20.10 Deskorolka, pieszo Wielka Droga Oceaniczna Port Campbell - Princetown 1 28   Z rodziną od 12 Apostołów

W 2020 roku przeprowadziłem się na rok do Perth w celu przygotowań do podróży. Znalazłem w internecie darmowe lekcje nauki jazdy na deskorolce dla początkujących, więc zjawiłem się na zajęciach - jak się okazało byłem jedynym dorosłym wśród kilkudziesięciu dzieciaków, ale specjalnie mi to nie przeszkadzało. Niestety covid przerwał zajęcia po zaledwie dwóch sesjach. Później problemem okazało się kupić deskorolkę która spełniałaby moje wymagania - niskie zawieszenie, długa i stabilna, miękkie i duże kółka. W końcu jeden sklep poskładał to wszystko do kupy i zdążyłem jeszcze wyjść w Sydney do parku na próbę. Kiedy odebrałem deskorolkę w Halls Gap szybko oglądałem na YouTube filmy instruktażowe jak hamować przy zjeździe w dół. Ciężko było więc powiedzieć abym czuł się ze swoimi umiejętnościami komfortowo.

Pierwszego dnia wyszedłem na treking w Góry Grampiany, ale jako wędrowiec z zamocowaną do plecaka deskorolką budziłem w turystach irytację. Kolejnego dnia nadszedł sprawdzian jazdy długodystansowej. Dopóki było płasko lub trochę pod górkę jechało się całkiem nieźle, ale jak zaczęły się zjazdy to już wesoło nie było. Uczyłem się znaleźć limit prędkości, kiedy byłem jeszcze w stanie zahamować w jednym kawałku. Aby to osiągnąć raz przekroczyłem „linię bez powrotu” i porwała mnie szaleńcza szarża (a okazało się że było poniżej 30 km/h). Utrata kontroli była zbyt ryzykowna, wymyśliłem więc zjazdy na siedząco - ale frajda! Podeszwy butów na żądanie wytraciły prędkość, a ciało skręcało deską.

Deszczowa aura ponownie zmusiła mnie do dwóch nocy w jednym miejscu, aby przeczekać największe ulewy. Kiedy wyszło słońce ruszyłem dalej, a droga była w większości płaska. Zaskoczyło mnie, że w ciągu dnia w relaksacyjnym tempie jestem w stanie pokonać 50-60 km, nawet przy niekorzystnym wietrze. Dlatego dość szybko dotarłem do Wielkiej Drogi Oceanicznej (Great Ocean Road), a pierwszy od ponad pół roku widok morza był pełen emocji. Zdążyłem na zachód słońca w niesamowitym Bay of Islands, a o poranku mogłem podziwiać klify oświetlone z przeciwnej strony. Zapowiadał się idealny dzień. Jak bardzo się myliłem :(

Zszedłem na plaże, zrobiłem parę zdjęć i filmik, światło i pogoda były idealne, morze spokojne. Podszedłem na twardszy piasek i postanowiłem wysłać stąd zdjęcie żonie, bo lubi takie klimaty. Wyciągałem telefon z kieszeni i nagle z nikąd pojawiła się wielka fala, tak duża że instynktownie odskoczyłem podnosząc drugą ręką deskorolkę - niestety przy tym manewrze telefon wypadł mi z ręki. Szybko zorientowałem się o co chodzi i panicznie wypatrywałem urządzenia w cofającej się fali. Zobaczyłem go parę metrów dalej w stronę morza, w kilku susach podbiegłem i wyciągnąłem rękę aby go chwycić i kiedy dotknąłem telefon, druga jeszcze potężniejsza fala porwała go ponownie. Stałem w wodzie po uda i rozpaczliwie błądziłem wzrokiem. Na próżno. Ściągnąłem ubrania i wszedłem jeszcze raz do wody, ale znalezienie go było praktycznie niemożliwe.

Usiadłem rozłączony na plaży. Mój komputer, planer, komunikator, informator, łącznik ze światem, a przede wszystkim aparat fotograficzny. Przepadł. Nigdy w życiu nie kupowałem nowych modeli telefonu, ale na tą wyprawę zrobiłem wyjątek gdyż IPhone 12 i 13 Pro są pierwszymi modelami które robią zdjęcia w formacie RAW, a to ogromna fotograficzna przewaga na jpg. W całej tej tragedii na szczęście zrobiłem kopie zapasowe parę dni wcześniej, także zdjęcia i filmy straciłem tylko z ostatnich czterech dni. I tak mi ich strasznie szkoda, bo to była dokumentacja prawie całej deskorolki i cudownej Great Ocean Road. Całą podróż oszczędzam, cieszę się jak dostane $5 zniżki na nocleg, jak kupię jedzenie z przeceny czy mam dostęp do kuchni, a tu tak ogromny niespodziewany cios finansowy, w końcu telefon był moim najdroższym przedmiotem z wszystkich posiadanych.

Oczywiście żona pociesza, sam też próbuję sobie tłumaczyć, że to tylko pieniądze. Przecież korzystam z życia ile się da, ja i rodzina jest zdrowa i szczęśliwa, ale złość na samego siebie pozostała. Płakać się chce, ale trzeba iść na przód, podziwiam więc piękne klify nad oceanem bez robienia zdjęć.

Tak dotarłem do miasteczka Port Campbell. Na spotkanie z rodziną przybyłem zbyt wcześnie i straszną męczarnią było dla mnie siedzenie na tyłku i nic nie robienie przez blisko trzy dni, bez książek czy internetu - nie potrafię odpoczywać, ja muszę coś robić. Kto by pomyślał że bezczynne siedzenie męczy nie mniej niż przejście pustyni.



powrót na początek strony