English version - Polska wersja - version Espanola: English version  Wersja polska  Version espanola
  • Strona główna
  • Moje podróże
  • Podróż marzeń -
    Siłami Natury
  • Australia podróże,
    wiza studencka itd
  • Warto zwiedzić (zdjęcia)
  • Polecam - książki,
    filmy, sprzęt itd
  • O sobie
  • Świat oczyma Eweliny
  • Kontakt



Film etap XIX

data startu aktywność miejsce z - do dni km km/ dzień komentarz
28.11 rower Namadgi - Sanctuary Point 2.5 249 100 przez Canberra
1.12 windsurfing Saint Georges Basin 1 6 pierwszy raz na desce po 23 latach
2.12 rower Sanctuary Point - Wollongong 1 112
3.12 odpoczynek Wollongong 2 13 z rodziną
5.12 sprężynowe buty, pieszo, rower Park Royal Wollongong - Bundeena 2 78 Park Royal z rodziną
7.12 deska na pagaj, żaglówka, rower Bundeena - Sydney 1 57
Sydney i Melbourne rywalizowały o miano najlepszego miasta Australii, więc w celu uspokojenia sporu stolicę wyznaczono pomiędzy nimi. Canberra w lokalnym języku znaczy „miejsce spotkań”, miasto zostało w całości zaprojektowane i zbudowane od zera, a 1 stycznia 1901 roku podpisano tutaj pojednanie 6 obecnych stanów kolonii brytyjskiej, czyli de facto powstaniem zjednoczonej Australii (Federacja).

Zwiedzanie Canberry rowerem było szybkie i wygodne, a po honorowej rundzie przed budynkiem Parlamentu wyjechałem z terytorium stołecznego. Pozostał zjazd nad wody Oceanu Spokojnego, gdzie zostałem zaproszony przez Georgio na lekcję przypominającą z windsurfingu. Po krótkim instruktażu potrafiłem wrócić do miejsca startu, a do wody wpadłem tylko kilka razy.

Tereny są bliskie Sydney, zacząłem więc pomału odwiedzać po drodze moich znajomych, samotne wieczory poszły w niepamięć. Warto było robić wcześniej pieszo ponad 40 kilometrowe odcinki górskie, bo udało się spotkać na czas z rodziną i dobrymi znajomymi w Wollongong. Tutaj tez wypróbowałem buty sprężynowe - może i była zabawa, ale wysiłek na dłuższą metę był zbyt intensywny. Po 11km zostawiłem te buty za sobą. Szkoda tylko że nie udało mi się lotniarstwo (hangliding), miałem bowiem już wszystko nagrane, ale brakło odpowiedniego wiatru przez dwa kolejne dni.

Przyszedł czas na mój ulubiony park narodowy w pobliżu Sydney, zresztą drugi najstarszy park świata (po Yellowstone). Spacer wzdłuż klifów w parku Royal robiłem już wiele razy, ale zawsze jest tam pięknie, a tym razem towarzyszyli mi jeszcze żona i synek, było więc wspaniale.

 

Wymyśliłem sobie że do samego Sydney chcę wkroczyć tak jak James Cook w 1770 roku. W tym celu potrzebowałem żaglówki i ponownie nie zawiodłem się na ludziach - poprzez znajomości zupełnie obca mi osoba zaproponowała pomoc. Do łódki dopłynąłem na desce z pagajem, gdyż przy wyjściu z portu trzeba użyć silnika, a ja nie mogłem sobie na to pozwolić.

Pięknie było poczuć wiatr w żaglach, fale rozpryskujące się o burtę, halsując, podziwiając wysokie klify strzegące wejścia do Zatoki Botanicznej. Stojąc za sterem wprowadziłem żaglówkę podobnie jak jedni z pierwszych odkrywców tego kontynentu, było to niesamowite uczucie. Dopłynęliśmy do Kurnell, miejsca lądowania Cooka, czyli miejsca gdzie rozpoczęły się dzieje nowej Australii (ja widzę J. Cooka jako odkrywcę a nie kolonizatora - te drugie nie było jego dziełem).

Zeskoczyłem na swoją deskę i na pagaju dopłynąłem do brzegu. Tutaj dostarczono mi rower i znanymi mi drogami (w tym miejscu robiłem Ironman rok wcześniej) dojechałem do rodzinnego mieszkania w Marrickville. Życie jest piękne.



powrót na początek strony