Byłe republiki ZSRR to jeden z tych regionów świata, który przez lata odkładałem sobie do zwiedzenia na później. Nic specjalnie mnie tam nie ciągnęło, nie interesowało mnie użeranie się z biurokracją, walczenie z korupcją, włóczenie się po miastach szerokimi alejami z betonowymi budynkami, wielkimi pomnikami, czyli tzw. architekturą post socjalistyczną. Ale z drugiej strony to nowy zakamarek świata, nie znałem tamtejszych ludzi, obyczajów, przyrody itp. Zupełnie inne, ciekawe spojrzenie i nową motywację na republiki Kaukazu i Azji Środkowej miałem po przeczytaniu książek Ryszarda Kapuścińskiego - "Kirgiz schodzi z konia" oraz "Imperium" (w „Imperium” częściowo powtarzają się fragmenty pierwszej książki). Przy planowaniu trasy na wszelki wypadek uwzględniłem odwiedzenie Iranu. Jak do tej pory to był mój ulubiony kraj, odwiedziłem go już 10 lat temu, teraz chciałem zobaczyć, czy nadal powinien zostać moją perełką (znowu polecam rewelacyjną książkę Kapuścińskiego - „Szachinszach”). Jednak nie obiecywałem sobie zbyt wiele po tej podróży, obniżyłem oczekiwania na ile to możliwe i ruszyłem z entuzjazmem, w nowe, w nieznane. Naszą podróż poślubną planowaliśmy skończyć po dwóch miesiącach w Kazachstanie - stamtąd powinniśmy jechać do pracy do Australii lub do Chin. Biurokraci tych krajów spowodowali jednak, że nasza podróż wydłużyła się o kolejne dwa miesiące. Na przyznanie wizy czekaliśmy kolejne dwa miesiące zwiedzając sobie w tym czasie Mongolię.
Trasa: Gruzja - Armenia - Gruzja - Azerbejdżan - Iran - Turkmenistan - Uzbekistan - Tadżykistan - Afganistan - Tadżykistan - Kirgizja - Kazachstan - Rosja – Mongolia
Termin: 6 lipca – 5 listopada 2009 (4 miesiące)
Ekipa: podróż poślubna z Eweliną
Poniżej oraz na następnych stronach przedstawiam bardzo szczegółowy opis wyprawy. Zawiera on dużo informacji praktycznych, także nie czyta się tego łatwo. Jeżeli interesuje cię tylko skrócony ogólny reportaż nie zawierający informacji praktycznych, zapraszam do relacji, które pisałem na bieżąco podczas wyprawy.
Jedzenie - średnio, dzienne wyżywienie wyniosło mnie 3 €. Przy czym nieco drożej było w Gruzji, Azerbejdżanie i Kazachstanie (około 4 € dziennie), a najtaniej (około 2 €) było w Uzbekistanie. Najsmaczniej wspominam Kaukaz i Kirgizję. Polecam skosztować solankę (gęsta zupa mięsna), lagmana (makaron z sosem i warzywami), dimlamę (ziemniaki z sosem i warzywami), gulasz oraz szaszłyki. Popularnym pożywieniem byłych republik radzieckich są także samsy (słone ciastka z nadzieniem), manty (kluski mięsne), pierożki i plov (ryż z dodatkami). Pytaj o „stolowaja”, czyli a la nasz bar mleczny. Najmniej smakowało nam w Mongolii i Tadżykistanie - może głównie przez fakt, iż oprócz braku przypraw, króluje tam tłuste mięso barana i kozy, jak i napoje na bazie mleka tych zwierząt (kumys). W Iranie było mało knajpek z jedzeniem na ulicy, a jak już się je znalazło, to zwykle jedzenie było słabo urozmaicone – często jedynym wyborem były kebaby i hamburgery. W restauracyjkach dodatkową opłatę za serwis (zwykle 10%) wliczali tylko w turystycznych miejscach w Kirgizji i Kazachstanie. Wodę z kranu piłem tylko w Gruzji, Armenii czy Iranie. W pozostałych kupowałem butelkowaną, a że dostęp do wielkich supermarketów był łatwy, ceny były też w miarę przyzwoite. Oczywiście dożywialiśmy się owocami, głównie bananami, pomarańczami, jabłkami i wszechobecnymi arbuzami.Noclegi – namiot to podstawa, nie tylko jeśli chodzi o oszczędność - pozwala on być nam niezależnym w każdym momencie. Dodatkowo moglibyśmy wyjść na fantastyczne trekingi w Kaukazie, Pamirze i Tian-Shanie. Podczas całej podróży płaciliśmy tylko co trzeci-czwarty nocleg - reszta odbywała się za darmo w namiocie, transporcie, dzięki przypadkowej gościnie, dzięki internetowej gościnie (couchsurfing, ale poza Kazachstanem i Mongolią było z tym bardzo kiepsko w sezonie letnim). Co jakiś czas trzeba było jednak korzystać z hostelików, rzadko płacąc więcej niż 5 € za nocleg w sali wieloosobowej. Najdroższe noclegownie są w Gruzji, Turkmenistanie i Rosji, najtańsze w Kirgizji i Iranie.
Transport – przemierzyliśmy 17,730 km, większość środkami transportu publicznego, bezpłatnym autostopem zaledwie 607 km, natomiast podczas trekingów przemierzyliśmy pieszo 383 km. Najtańszym środkiem transportu w byłych republikach sowieckich jest pociąg. Niestety dostanie biletów często graniczy z cudem, my więc decydowaliśmy się zwykle na zbiorowe taksówki,minibusy i autobusy.Autobusy z podaną godziną odjazdu były w Azerbejdżanie, Iranie, Uzbekistanie, Kazachstanie, Rosji i w Mongolii. W pozostałych przypadkach transport odjeżdżał, kiedy zebrał się komplet pasażerów. Najbardziej popularnym środkiem przejazdu były minibusy, zwane tutaj marszrutkami. Najdrożej drogowy transport publiczny kosztuje w Rosji (4 €/ 100km) oraz w Gruzji i Tadżykistanie (3 €/ 100km). Najtaniej jest podróżować w Iranie (0.3 €/ 100 km), Uzbekistanie (0.8 €/ 100km), Turkmenistanie (1 €/ 100km) i Kirgizji (1.2 €/100 km). Nocnych połączeń autobusowych nie ma wiele, jednak zaoszczędzić na noclegu spędzając go w środku lokomocyjnym najłatwiej jest w Iranie, Uzbekistanie, Kazachstanie i Rosji. Dodatkową opłatę za plecak płaci się w rosyjskich autobusach, a w Kirgizji właściciele minibusów nieskutecznie próbowali od nas żądać tej zapłaty. Autostop zwykle był płatny, jednak na Kaukazie i w Iranie często podwożono nas za darmo (w Rosji mimo ogólnego mniemania o bezpłatnym autostopie, trochę się rozczarowaliśmy - może dlatego, że był to daleki region Ałtaju).
Pogoda – rejony górskie (głównie Gruzja, Armenia, Tadżykistan, Kirgizja, Kazachstan, Rosja i Mongolia) najlepiej odwiedzić latem - za ciepło i tak nie będzie. Poza tym jeśli chodzi o treking, to spanie w namiocie mówi samo za siebie, jak i również możemy spotkać zamieszkałe osady w wyższych partiach gór - ludzie zaczynają wracać na niziny w okresie od października do listopada. Wiosną i jesienią deszcze zwykle występują zbyt często, może również okazać się zbyt chłodno i jest to czas największego zagrożenia lawinowego. Dodatkową trudnością podczas trekingów może być wiosenny wysoki poziom rzek - topniejące po zimie lodowce (w razie czego przechodź rzeki rano, kiedy mróz trzyma jeszcze nadmiar wody w postaci lodu). Zimą jest mroźno (czym wyżej i bardziej na północ tym zimniej), a opady śniegu mogą uniemożliwić komunikację. Co do pozostałych krajów, to latem może być trudno do wytrzymania - my jednak lubimy upały, więc irańskie, turkmeńskie czy uzbeckie popołudnie nie zniechęcało nas do zwiedzania zabytków.
Waluta – tutaj opłaca się bardziej posiadać dolary amerykańskie aniżeli Euro. To dotyczy szczególnie Uzbekistanu, gdzie przelicznik był nieprawdopodobnie niekorzystny. Czasami przyjmowane są tylko banknoty o dobrej kondycji. Na kartę kredytową (VISA, Cirrus lub Maestro) liczyć można w stolicach i tylko w niektórych większych miastach - nie próbowaliśmy jednak w Iranie i Turkmenistanie. Natomiast w Gruzji bankomat zaopatrzy cię nawet w dolary. W Duszanbe wyciągaliśmy dolary z banku (VISA), z 1.5% prowizją. Czeki podróżne nie są najlepszym rozwiązaniem w tej części świata.
Internet – praktycznie nie ma problemu w większych miastach, był on dostępny prawie wszędzie (oprócz Turkmenistanu), włącznie z hostelikami. Ceny za godzinę wahają się zwykle od 0.5 € do 1.5 € (najdrożej było w Kazachstanie, najtaniej w Iranie i Mongolii). Aczkolwiek w Uzbekistanie i Kirgizji uważaj na trik dodatkowej opłaty przy otwieraniu stron z sieci o łącznej pojemności powyżej 5 lub 10 MB. I niestety twój licznik "bije" nawet przy zwykłym czytaniu, każde zdjęcie otwierające się na stronie będzie twoim dodatkowym kilobajtem. Przy dłuższej posiadówce sprawdź swoje konto co jakiś czas, aby uniknąć niemiłej niespodzianki.
Wizy – dane szczegółowe załatwiania wizy do poszczególnego kraju znajdują się na końcu opisu każdego z regionu. Bezproblemowo można wjechać do Gruzji (ruch bezwizowy) i Armenii (wiza na granicy). Normalne szybkie procedury wizowe czekają nas w ambasadach Afganistanu, Mongolii i Kazachstanu (bez zaproszeń i innych dziwnych dokumentów) - sam wszystko załatwisz bez problemu. Trochę więcej formalności i czasu wymagają starania o wizę do Azerbejdżanu i Iranu.
Niestety załatwianie wiz do byłych republik radzieckich jest chyba najgorsze na świecie (szczególnie Azja Środkowa). Oprócz długiego czasu oczekiwania, wizy są ogólnie rzecz biorąc drogie (za wszystko, co związane z wizami wydałem majątek - 670 €). Mało tego - najgorsza rzecz to sztywne daty wizy, tzn. daty ważności wizy musisz podać w momencie składania wniosku, czyli całą podróż musisz zaplanować wcześniej. Jeśli gdzieś po drodze bardziej ci się spodoba i zostaniesz tam dłużej, to musi być to kosztem następnych republik. Normalnie wiza 2-tygodniowa jest ważna przez 14 dni od momentu wjazdu, a nie przez 14 dni od daty podanej 2 miesiące wcześniej. Czasami łatwiej jest aplikować o wizę tranzytową (w naszym przypadku Azerbejdżan, Turkmenistan i Rosja). Aby aplikować o wizę tranzytową, musisz najpierw posiadać wizę kraju docelowego, następnego, dlatego czasami jest niemożliwe otrzymać dwie wizy tranzytowe krajów sąsiednich. W niektórych przypadkach ambasady wymagają nawet obu wiz krajów ościennych tj. w przypadku Turkmenistanu, musisz mieć już wizę irańską i uzbecką. Innym nienormalnym utrudnieniem jest wymóg Rosji i Uzbekistanu (wg większości agencji do Kazachstanu również, ale to nieprawda) - republiki te wymagają poparcia wizowego (zaproszenie, co jest tylko bezsensowną stratą czasu i pieniędzy). Ale to nie koniec niespodzianek - jeśli nie załatwiłeś sobie wizy we własnym kraju (lub generalnie w Europie), to już starając się o wizę w Azji Środkowej zaproszenia będą wymagały wszystkie inne republiki byłego ZSRR, a nawet niektóre kraje, które mają tam swoje ambasady np. Chiny, Iran itd. Chodzi tylko o napędzanie biznesu - o zaproszenie musisz starać się przez jakąś agencję (często właścicielem agencji jest pracownik ambasady), która da ci świstek papieru po upływie tygodnia lub dwóch, oczywiście za sporą sumkę - jeśli ci się spieszy, płać podwójnie. Chciałbym powiedzieć, że kiedy już wjedziesz do kraju legalnie to już koniec problemów - ale niestety nie mogę - obowiązkowa rejestracja! Po wjeździe do krajów Azji Środkowej masz kilka dni na zgłoszenie się do urzędu imigracyjnego (czasami robią to hotele) w celu zarejestrowania się. Często musisz płacić za tę przyjemność. No, ale w kraju muszą wiedzieć, czy nie jesteś np. terrorystą (swoją drogą, terrorysta będzie miał papiery w porządku). Przy wizie turystycznej rejestracja wymagana jest w Rosji, Kazachstanie, Uzbekistanie, Turkmenistanie i teoretycznie w Kirgizji (Polacy byli na liście, nie jestem też pewien Azerbejdżanu). Rejestracja nie obowiązuje przy wizie tranzytowej. Pod względem wizowym, Afryka w porównaniu do Azji Środkowej jest rajem (jest również droga, ale szybka i bezproblemowa).
Nasza podróż zaczęła się więc od frustracji. Wyjazd planowaliśmy na połowę czerwca, zaraz po weselu. Niestety, nie udało się, a tak spore opóźnienie wyjazdu nastąpiło głównie „dzięki” nieuczciwości biura Stud-Tour z Warszawy, pośredniczącego w załatwianiu naszych wiz. Żałujemy, że korzystaliśmy z ich usług. I tutaj cenna informacja z listy dyskusyjnej Travelbitu (grudzień 2009, nadawca "goroh") - kiedy zła sława Stud-Tour rozeszła się wśród podróżników, właściciel wyskoczył z "nową" firmą Sputnik Travel, mieszczącą się pod tym samym adresem i numerem telefonu. Jak się ludzie dowiedzieli, że Sputnik to Stud-Tour, to Sputnik przechrzcił się na Szkołę Privet (znowu lokal i telefon ten sam, Ul. Belwederska 44).
Z mojego doświadczenia z Stud-Tour (Szkoła Privet) - przede wszystkim wbrew temu, co mówią i piszą na stronie, nie trzeba zaproszenia (poparcie wizowe) do Kazachstanu, a życzą sobie za to paręset zł. Zdecydowałem się na ich usługi na wysłanie paszportów po 3 wizy: Tadżycką, Kirgiską i Turkmeńską. Wytargowaliśmy, że poza opłatami za wizy, płacimy po 100 zł od paszportu od każdej wizy. Wtedy widziałem, jak z naszego powodu nie lecą już inne paszporty, tylko czekają kilka dni na nasze wizy irańskie (aby wysłać wszystkie paszporty razem). Czyli już wtedy ktoś był opóźniony, bo dla Stud Tour priorytet ma pieniądz, nie dobro i zaufanie klienta. Pani Żanna wyliczyła, że najpóźniej dostaniemy paszporty po 3-4 tygodniach. To mnie jeszcze zadowalało, więc nie chciałem brać wiz ekspresowych (podwójna cena). Przeliczyłem się, paszporty dostaliśmy po blisko 6 tygodniach. Ale najgorsze to fakt, że dostawaliśmy sprzeczne informacje - raz pytam emailem, jak tam progres? Tydzień później dzwoniła żona, a agencja mówiła zupełnie coś innego - po prostu nie pamiętali, jakie kłamstwo powiedzieli wcześniej. Gdy teoretycznie wszystko było załatwione, pojechaliśmy do Krakowa już z plecakami i mieliśmy według naszej telefonicznej umowy odebrać rano paszporty przesłane przez nich przesyłką konduktorską. Niestety, Stud-Tour znowu zakpił ze swoich klientów. Paszporty łaskawie przesłano nam dopiero po naszej interwencji, po godzinie 16, co oznaczało, że już spóźniliśmy się na nocny pociąg do Lwowa.
Dodatkowe praktyczne informacje
– często przy wjeździe do krajów Azji Środkowej, trzeba podać deklarację wwożonej waluty obcej oraz wartościowych rzeczy personalnych (np. ubrania, namiot, śpiwór, gps, aparat, obiektyw itp). Celnicy mogą sprawdzić zgodność twojej deklaracji z rzeczywistością. Przy wyjeździe z kraju w kłopoty możesz wpaść tylko wtedy, kiedy celnik odkryje, iż posiadasz rzeczy wartościowe (lub gotówkę), których brak na deklaracji podczas wjazdu.
– jest to rejon relatywnie bezpieczny. W naszym przypadku tylko w Afganistanie zbliżały się wybory prezydenckie i Talibowie byli nieco aktywniejsi, a w Iranie odbywały się masowe demonstracje po wyborach – jednak łatwo było unikać problemów, po prostu nie pchaliśmy się tam, gdzie zbierali się ludzie. W praktyce „dożywotni” prezydenci-dyktatorzy republik Turkmenistanu, Uzbekistanu, Tadżykistanu i Kazachstanu trzymają rządy twardą ręką już od czasu rozpadu ZSRR. W pozostałych krajach demokracja jest już trochę znanym zjawiskiem, ale mimo tego wciąż jest tam w miarę bezpiecznie (może z wyjątkiem Rosji). Mogę zdecydowanie stwierdzić, iż jest to rejon zdecydowanie bezpieczniejszy od Europy. Natomiast Mongolia to kraj raj – poza stolicą bez strachu rozbiłbym namiot na głównym placu każdego miasteczka. Czyhającym niebezpieczeństwem podczas podróży w Azji Środkowej może być biurokracja, kłusownictwo (pułapki podczas trekingu), zanieczyszczenie środowiska (np. radioaktywna rzeka) i jak w każdym dużym mieście - kieszonkowcy. Teoretycznie twoim zagrożeniem jest też policja lub wojsko, głównie chodzi o łapówki. Jednak jest to forma próby wymuszania bez agresji i jeśli widzą, że twoje papiery są w porządku i nic im nie dasz, to się wycofują. My spotkaliśmy tylko jednego turystę z innym negatywnym doświadczeniem - szwajcarskiego rowerzystę obrabowało paru młodych mundurowych (wojskowych) tzn. tadżyckie wojsko wzięło mu gotówkę, nic więcej. Na szczęście nie znaleźli u niego poukrywanych pieniędzy, więc materialnie stracił niewiele – kolarz był jednak samym faktem wstrząśnięty. O żadnych innych tego typu sytuacjach nie słyszeliśmy. Nie najgorzej było z bezpieczeństwem na drogach – tylko w górskich regionach Gruzji i Tadżykistanu szalejący kierowcy trzymali mnie cały czas w napięciu i przerażeniu. W Mongolii nie było już co prawda skalnych przepaści, ale do nadmiernej prędkości doszedł także problem pijaństwa.
– granice krajów Azji Środkowej wyglądają jak puzzle. Stalin z premedytacją wymieszał co tylko było możliwe – skutkiem tego wszystko się poprzewracało i pomieszało. Spotykaliśmy więc Tadżyków w Uzbekistanie, Kirgizów w Tadżykistanie, Uzbeków w Kirgizji, Rosjan w Kazachstanie, Kazachów w Uzbekistanie i Mongolii itp. Większość języków na naszej trasie jest pokrewna językowi tureckiemu (azerski, turkmeński, uzbecki, kirgiski i kazachski), natomiast w Iranie, Tadżykistanie i Afganistanie używa się języka z rodziny Farsi. Podróżując przyda ci się język rosyjski (tylko w Iranie jest bezużyteczny), ale głównie w rozmowie ze starszymi – młodzież poniżej dwudziestego roku życia raczej już go nie zna. Oficjalnie większość populacji odwiedzonych przez nas byłych republik radzieckich to muzułmanie, ale zaledwie tylko mała ich część praktykuje, picie alkoholu jest w normie, a w niektórych republikach zakazano nawet nawoływań do modlitwy z minaretów. Iran i Afganistan jest bardziej radykalny jeśli chodzi o zasady islamu. Oficjalną religią Armenii jest chrześcijaństwo (ormianizm), Gruzji i Rosji również chrześcijaństwo ale inny odłam (prawosławie), a Mongolii buddyzm.
– jeśli będziesz zaproszony w gościnę do domu prywatnego, możesz być prawie pewien, że będziesz poczęstowany wódką (dotyczy to wszystkich krajów oprócz Iranu i Afganistanu). Nie bardzo wypada odmówić, gdyż pijąc razem z gospodarzem wyrażasz szacunek dla niego. Nie chodzi tylko o wypicie, ale przede wszystkim przed wspólnym kieliszkiem (częściej półmiskiem), trzeba było wygłosić toast-przemówienie. Czasami brakowało już pomysłów, ale tutejsi podchodzą do toastów w miarę poważnie. Czasami udawało się wyprosić mniejsze porcje alkoholu.
– zdrowie twoje nie jest w niebezpieczeństwie jeśli nie wybuchnie akurat żadna epidemia, a to nie zdarza się tutaj często. Najprawdopodobniej największym twoim zagrożeniem będzie nowa flora bakteryjna i związane z tym problemy żołądkowe. Ze względu na chemiczne zanieczyszczenie środowiska nie zaleca się pić wody kranowej, a nawet z rzek i jezior, bez odpowiedniej filtracji. Również nadmiar słońca i przegrzanie organizmu może niekorzystnie wpłynąć na twoje samopoczucie. Zagrożenie malaryczne jest niewielkie i dotyczy tylko niewielkiej części Iranu oraz południowego Turkmenistanu, Uzbekistanu i Tadżykistanu. Jechałem w te rejony w porze suchej więc nie brałem żadnych leków antymalarycznych. Żadne szczepienia nie są wymagane, ale zaleca się mieć przynajmniej ważne szczepienie na żółtaczkę zakaźną A i B oraz na tężec. W rejonach górskich należy uważać na chorobę wysokościową, ale wystarczy nie pokonywać dużej różnicy wzniesień w szybkim tempie.
– na stronie w „porady, wskazówki, spostrzeżenia” opisuję, jak istotny jest książkowy przewodnik. Podczas tej podróży zaryzykowałem i kupiłem inny, aniżeli Lonely Planet. I to był błąd. Tu nawet nie chodzi o to, że w wybranym przeze mnie przewodniku „Bezdroży” jest bardzo mało jakichkolwiek praktycznych informacji – noclegi, przejazdy, wstępy itp. Problem polegał nawet na opisach – z całym szacunkiem do autorów i ich wiedzy historyczno-kulturowo-architektonicznej, ale dlaczego opisuje się na kilka stron z najdrobniejszymi szczegółami przeciętne atrakcje turystyczne, skupiając się na każdym pomieszczeniu i rzeźbie kościelnej, a jednocześnie o fenomenalnej, sławnej Wardzi znajdujemy tylko pół kolumny ogólnego tekstu?
Dojazd - początkowo chcieliśmy jechać całą trasę lądem, przez Ukrainę, Rumunię, Bułgarię i Turcję do Gruzji. Z powodów długiego czekania na wizy czasu nam na to nie wystarczyło – na dworcu w Krakowie nastąpiła szybka zmiana planów – zamiast wsiąść do pociągu weszliśmy do biura podróży i kupiliśmy bilety lotnicze do Turcji. Kilka godzin później, w środku nocy, lądowaliśmy samolotem czarterowym na ciepłym tureckim wybrzeżu (bilet 590 zł w obie strony, oczywiście bilet powrotny przepadł). Stamtąd dojechaliśmy w tempie ekspresowym (tj. 32 godziny) bezpłatnym autostopem i autobusem z Antalya do Batumi (Gruzja). Szczegóły w "kosztorysie".