25.07 do 27.07.2009, 2 dni, kurs bankowy 1 € = 4 M (Nowy Manat)
zwiedzanie – z górskiej przełęczy zjechaliśmy prosto do stolicy. Aszchabad (Miasto Miłości) to kontrowersyjna metropolia, ale co najważniejsze, budzi emocje. Wzniesiona praktycznie od nowa po ostatnim trzęsieniu ziemi z 6.10.1948 roku, wygląda kosmicznie. Szerokie arterie, wielkie place i pałace, tańczące fontanny, zielone parki - wszystko z rozmachem, trzymane sterylnie czysto i w symetrycznym porządku. Zapatrzony w siebie ex-prezydent zwany Turkmenbashi (prawdziwe imię Saparmurat Niyazov) postawił wiele swoich pomników. Jeden z nich jest potężny, 12-metrowy, cały lśniący w złocie z rozłożonymi rękoma w kierunku nieba, stojący na wierzchołku wieży zwanej Arch of Neutrality, cały czas obraca się w kierunku słońca. Na łuk możemy wjechać windą (3 M za 4 osoby) i podziwiać panoramę miasta – m.in. dobry widok na Plac Niepodległości i Pałac Turkmenbashiego. Centrum miasta wzniesione jest z białego marmuru, który aż razi w oczy odbijanymi promieniami słonecznymi. Tuż pod łukiem stoi warta żołnierska, a o pełnych godzinach (nie wiem czy o każdej), można oglądać jej zmianę. Ku naszemu zaskoczeniu, dowódcy nie mieli nic przeciwko fotografowaniu musztry (w innych częściach miasta żołnierze często zabraniali nam fotografować, nawet pomniki). Obok łuku znajduje się muzeum poświęcone trzęsieniu ziemi, które zniszczyło Aszchabad niemal doszczętnie, zginęło wówczas 2/3 populacji miasta. Nad wejściem do środka króluje potężny pomnik byka z kulą ziemską na głowie, na której siedzi Niyazov jako dziecko. W miejscu gdzie podczas trzęsienia ziemi zginęła matka oraz dwóch braci Niyazova, wybudowano największy meczet w Azji Środkowej. Na cześć swojej matki, prezydent nazwał miesiąc „kwiecień” jej imieniem. W centrum miasta czegoś jednak brakuje - ach, ludzi! Mam wrażenie, że albo nie mogą tu wchodzić, albo też nie mają tu czego szukać. My spragnieni nie umieliśmy znaleźć żadnego sklepiku, nawet miejskie autobusy i taksówki nie jeżdżą po centrum. Obowiązuje zakaz chodzenia po mieście po godzinie 23. Rozbudowa takiego białego imperium odbywa się kosztem jej zwykłych mieszkańców, którzy zostają wyrzucani ze swoich domów, bo ich prezydent pragnie akurat w tym miejscu postawić kolejny park lub marmurowy pałacyk. Ten marmurowy przepych i bogactwo miasta (wybudowane dzięki zyskom z ropy i gazu) wygląda na propagandę, gdyż przedmieścia miasta wymagają jeszcze sporo podstawowych remontów.
Podobnie było w nowej surrealistycznej dzielnicy Aszchabadu, Berzengi, gdzie przy wspaniałym parku z fontannami (w tym największa fontanna na świecie – przypomnijmy, Turkmenistan jest krajem pustynnym), królują wysokie wieżowce z białego marmuru - niestety, wyglądają na niezamieszkane, są jak atrapy. Wszyscy mieszkańcy Turkmenistanu obowiązkowo musieli znać poezję Niyazova, utrwaloną w książce zatytułowanej “Ruhnama” (w tłumaczeniu Książka Duszy). Pytania z tej subiektywnej wizji historii, kultury i tradycji Turkmenistanu były na wszystkich egzaminach państwowych, zarówno na egzaminach wstępnych do szkół, jak i nawet podczas testu na prawo jazdy. Pomnik tej książki (wielkich rozmiarów rzecz jasna) możemy tutaj zobaczyć, w parku nieopodal białych gigantów. Ba, książka ta nawet krąży po orbicie! Prezydent oznajmił, iż kto przeczyta ją 100 razy, zazna miejsca w niebie. Przytoczę jeszcze parę przykładów egoistycznej, aby nie powiedzieć chorej wyobraźni, byłego prezydenta. Miał on wiele dziwnych pomysłów – jeden z nich to Ścieżka Zdrowia, czyli 8 lub 37 kilometrowe schody na szczyt góry Kopet Dag. Raz w roku ministrowie, parlamentarzyści, oraz tysiące urzędników musiało wspinać się na górę w garniturach i krawatach, propagując tym siłę i zdrowie narodu. Niyazov obserwował całe wydarzenie z helikoptera, tłumacząc swoją postawę słabym sercem. Można wejść na samą górę po betonowych schodach, albo bardziej wygodnie, wjechać na jeden ze szczytów Kopet Dag 3.5 –kilometrową kolejką linową, aby podziwiać panoramę miasta. Inne zbędne projekty, które wymyślił Turkmenbashi to budowa największego w Azji Środkowej sztucznego jeziora – to akurat będzie na środku pustyni i kosztuje około 8 miliardów dolarów. Obecnie Turkmenistan ma najdłuższy irygacyjny kanał na świecie, o długości 1,370 km ("troszkę" zapomniano o stratach wynikających z parowania, więc projekt również okazał się klęską). Aby utrzymać władzę absolutną, kraj nie był wolny od represji opozycji, gdzie więzienie, tortury i zsyłki itp były na porządku dziennym. Po śmierci Turkmenbashiego w 2006 roku, władzę przejął Berdymukhamedov, były dentysta eks-prezydenta. Nie kontynuował on tak skrajnego kultu jednostki jak jego poprzednik, ale demokracja to nadal nieznane pojęcie i Turkmenistan pozostał krajem niezmiernie zamkniętym dla obcokrajowców.
Współpodróżni z minibusu nie bardzo chcieli nas wypuścić w środku nocy na odludnej pustyni Karakum. My jednak uparliśmy się i w końcu ruszyliśmy z latarkami przed siebie, pomału znikały za nami światła jadących samochodów. Daleko przed nami buchał ogniem sztuczny wulkan (Darvaza Gas Crater) - to palący się gaz ziemny, pozostałość po radzieckiej gospodarce. My widzieliśmy łunę z daleka, niestety było zbyt daleko, aby dojść tam pieszo w ciągu kilku godzin (wg Lonely Planet to zaledwie 2 godziny marszu z drogi – niestety nie). Myślę jednak, że warto zobaczyć go w nocy, sprawiał mocne wrażenie z daleka. Chyba najłatwiej byłoby dostać się tam, zatrzymując w jednej z dwóch przydrożnych restauracji w Darvaza, gdzie można próbować wynająć samochód terenowy z kierowcą znającym drogę. Jedyny problem jest w tym, że oficjalnie wioska Darvaza już nie istnieje (połowa drogi między Aszchabadem a Konye-Urgench). Została zrównana z ziemią i wymazana z map na rozkaz prezydenta – nie spodobała mu się kiedy ją odwiedził – kazał wyburzyć budynki, a ludzi przesiedlić.
Po kilku kilometrach marszu zatrzymaliśmy się i podziwialiśmy mleczną drogę zupełnie sami, w ciszy. W kierunku wschodnim świeciła łuna z krateru, dodając mistycyzmu całej atmosferze. Tuż po wschodzie słońca w namiocie zrobiło się na tyle gorąco, że trzeba było się zbierać. Wspinaliśmy się na wydmy (łuna krateru w dzień jest niewidoczna), podziwialiśmy pająki, jaszczurki i węża, aż w końcu południowy żar zapędził nas z powrotem do drogi, gdzie łapaliśmy autostop. Pustynia Karakum jest najcieplejszą pustynią Azji Środkowej, podobna też jest krajobrazowo do pustyń australijskich. Dzięki temu czułem się tu swojsko.
Po pobycie w Iranie miło jest napić się zimnego piwa, jak i obserwować ładne młode Turkmenki, które noszą długie suknie podkreślające ich kobiece kształty, tak różne od bezkształtnych czarnych strojów Iranek. W Konye-Urgench turystów jest bardzo mało (jak zresztą w całym kraju), więc miejscowi zagadują, są pomocni i ciekawi. Zaproszono nas też w gościnę, był poczęstunek i opowieści. W końcu przekonałem się, że to prawda, iż kuchenne palniki gazowe palą się cały czas. A to dlatego, iż gaz jest bezpłatny, natomiast zapałki to produkt deficytowy - więc miejscowi nie wyłączają gazu (oprócz gazu mieszkańcy kraju mają bezpłatną elektryczność, wodę i sól). Zwiedzanie atrakcji miasta nie należą do kategorii “trzeba koniecznie zobaczyć”, ale jeśli jest czas, to warto poszwendać się po okolicy. Nejameddin Kubra Mauzoleum to XII–wieczne grobowce, których fasady wyglądają jakby miały wkrótce runąć. Przyjemny 10 minutowy spacer z centrum zaprowadzi cię do Kompleksu Południowego, gdzie ciekawy jest budynek Turabeg Khanym oraz krzywy 59-metrowy minaret Gutlug Timur. W obu miejscach byliśmy wieczorem i nikt od nas nie pobrał opłaty. Wróciliśmy do naszych sympatycznych gospodarzy - niestety w tym czasie jakiś sąsiad-kapuś zadzwonił na policję imigracyjną, a ta zabroniła nam spać w prywatnym domu. Istnieje zakaz spania w nielicencjonowanych hotelach i domach prywatnych dla obcokrajowców na wizie turystycznej, a nie tranzytowej. Nas jednak nikt o wizę nie pytał. Rozbiliśmy więc namiot na dworcu autobusowo-minibusowym.
Szkoda mi tylko tak przyjaznych Turkmenów, mają niepoważną władzę, dyktatorów na siłę dowartościowujących się kosztem dobra własnego narodu.
miejscowość | obiekt | cena w M | €/ 1os | czas | ocena | uwagi |
Aszchabad | Arch of Neutrality | 3 M/ 4os | €0.2 | 30' | ok | wjazd windą |
Konye-Urgench | Nejameddin Kubra Mauzoleum | - | - | 15' | słabe | z zewnątrz |
Kompleks Południowy | - | - | 30' | słabe | ||
€0.2 |
noclegi – nie spaliśmy w stolicy, ale poznani po drodze polscy podróżnicy (Robert i Grzegorz) wynajęli pokój w Hotelu Ashgabat, płacąc $30 za dwójkę (centrum miasta, Magtymguly 74). Hotel z zewnątrz wygląda niewiarygodnie, nawet mi na myśl nie przyszło, że stać mnie na nocleg w nim. Pozory jednak mylą, bo po przejściu przez “odwalony” hol z recepcją trafiamy na pokoje, które nie są jednak w najlepszym stanie – odpadające tapety, rozwalający się prysznic itp. Widok z balkonu na miasto jest jednak niezły. Jeśli chcesz wymienić pieniądze, naprzeciw hotelu znajduje się centrum handlowe Sowda Merkazi, gdzie znajdziesz kantor z przyzwoitym przelicznikiem walut (tylko dolary i euro).
Noce spędziliśmy w namiocie za darmo – pierwszą na pustyni Karakum, a drugą noc na dworcu minibusowym w Konye-Urgench.
transport – z granicy irańskiej do Aszchabadu jest zaledwie 35 km. Niestety nie można iść przez strefę “niczyją” do punktu kontrolnego w Yablonovka, trzeba tam dojechać specjalną taksówką. To oczywiście skończyło się kłótnią z taksówkarzem, który widząc turystów, którzy muszą skorzystać z jego usługi, podniósł cenę. Wywalczyliśmy ostatecznie $20 za cztery osoby, prosto pod hotel w centrum miasta. W trakcie drogi kierowca jednak wymyślił, że cena ta obowiązuje tylko do punktu kontrolnego, z którego nadal jest jakieś 15 km drogi. Nasza uporczywość zmusiła go jednak do dotrzymania umowy i oburzony kierowca musiał kontynuować jazdę.
Najtaniej jest wyjechać z Aszchabadu pociągiem. Jednak zakup biletu kolejowego na dzień przed odjazdem należy do wyczynu. Wbrew temu co podaje LP, ze “starego lotniska” (stary aeroport, dostać się tam można miejskim autobusem lub minibusem nr 1), kursują autobusy również w kierunku północnym. Ostatni odjeżdża o godzinie 18. My spóźniliśmy się, więc pojechaliśmy na Dashogus Bazaar, nazywany także Azatlykiem. Stąd odjeżdża sporo minibusów aż do późna, ruszają kiedy są pełne. Jednak jadąc do Darvazy, płacimy cenę prawie jak do Dashogus, mimo że to zaledwie połowa drogi (18 M z 20 M).
Aby dojechać z Konye-Urgench do granicy z Uzbekistanem, należy wsiąść do minibusu odjeżdżającego niedaleko od bazaru.
dzień | trasa | transport | cena w M | €/ 1os | czas | km |
18 | granica (Iran) - Aszchabad | taxi w 4os | 20$/ 4os | €3.6 | 45' | 35 |
18 | Aszchabad - Darvaza | minibus | 18 M | €4.5 | 4 h | 245 |
19 | Darvaza - Dashogus | autobus | 15 M/ 2os | €1.9 | 3 h | 240 |
19 | Dashogus - Konye-Urgench | autobus | 2 M | €0.5 | 1.5 h | 94 |
20 | Konye-Urgench - Oktyabr (granica) | minibus | 1 M | €0.3 | 20' | 15 |
transport miejski | taxi i autobusy | 4 M/ os | €1.0 | - | - | |
€12 | 629 |
Wizy – to bardzo zamknięty kraj, porównuje się go do Korei Północnej. Turyści wpuszczani są tylko pod opieką miejscowego przewodnika. Taka impreza do tanich nie należy – koszt ponad 100 € za dzień od osoby. Jest jednak jedna droga, aby poruszać się po kraju niezależnie - wiza tranzytowa. Trudno ją dostać i wydaje się ją zwykle na 3 lub 5 dni (słyszałem też o 7-dniowej), poruszać się można tylko pomiędzy ustalonymi przejściami granicznymi wjazdu i wyjazdu z kraju. Niestety datę ważności wizy trzeba podać w momencie składania wniosku - nie jest więc ona ważna od momentu wjazdu, tylko ma sztywne ramy czasowe (co oznacza, że jeśli gdzieś po drodze spodobało ci się bardziej, to będziesz teraz miał mniej czasu na ten kraj). Poza tym 3 dni w praktyce oznacza dużo mniej niż 72 godziny - wjeżdżamy pierwszego dnia rano, a trzeciego musimy już z kraju wyjechać zanim zamkną przejście graniczne! Tak jak w naszym przypadku - musieliśmy pędzić przez Iran, przyjechaliśmy na granicę już z 1-dniowym opóźnieniem, a ponieważ był piątek, to granica była zamknięta już o godzinie 14. W praktyce oznaczało to, iż zamiast pobytu od czwartku do poniedziałku, mieliśmy czas od soboty do poniedziałku:(
Aby otrzymać wizę tranzytową, należy oprócz standardowych dokumentów dołączyć podanie wyjaśniające powód naszej wizyty (w naszym przypadku w języku rosyjskim). W momencie składania wniosku o wizę tranzytową, należy posiadać już wizy krajów sąsiednich (tj. w naszym przypadku Iranu i Uzbekistanu). Uwaga – władze niechętnie wydają wizy w przypadku deklarowania wyjazdu z kraju promem w kierunku Azerbejdżanu – ze względu na nieregularność kursowania promów, istnieje groźba nielegalnego pozostania w kraju. W przypadku wizy tranzytowej nie ma obowiązku rejestracji na terenie Turkmenistanu.
Słyszeliśmy o możliwości wyrobienia wizy w Teheranie, ale jednak niektórzy podróżnicy opisywali wizytę w tej ambasadzie jako koszmar, 3 tygodnie czekania i sporo papierów (w tym nawet poparcie wizowe, czyli tzw. zaproszenie). Wiele osób korzysta z usług angielskiej Stan Tours - na pewno znają się oni na procedurach w tym regionie. Spotkaliśmy jednak Koreańczyków, których Stan Tour tak doił z pieniędzy, że cały hostel im tłumaczył, aby nie dawali się tak robić w balona i przestali dopłacać już po umowie i po formalnościach (niektórzy żerują na naiwności).
My załatwiliśmy wizę poprzez agencję, w tym przypadku była to chyba najlepsza opcja, nie trzeba też odbierać papierów osobiście. Jak jednak opisywałem na wstępie, nie polecam firmy Stud-Tour (obecnie Szkoła Privet) z której korzystałem, warto poszukać innych agencji. Wiza kosztuje 55 € plus prowizja dla agencji (w naszym przypadku 100 zł od osoby). Trzeba liczyć minimum 2 tygodnie na załatwienie formalności.
Przy wjeździe do kraju czeka nas jeszcze jednak niespodzianka – opłata graniczna. Wypełnienie formularza kosztuje 10$ od osoby oraz 2$ za formularz. Można wypisać taki formularz grupowo, płacąc tym samym tylko 2$ na grupę, nawet jeśli nie jedziemy z tymi osobami dalej – chwilę później urzędnik na podstawie tego formularza będzie wypisywał wszystkim z osobna specjalną karteczkę (entry card), na której będzie wypisane wyjazdowe przejście graniczne. Nie ma opłaty wyjazdowej na przejściach lądowych.
Turkmenistan ma swoje placówki w większości pozostałych krajów byłego ZSRR, a także w Austrii, Belgii, Francji, Niemczech, Wielkiej Brytanii i Iranie.