English version - Polska wersja - version Espanola: English version  Wersja polska  Version espanola
  • Strona główna
  • Moje podróże
  • Podróż marzeń -
    Siłami Natury
  • Australia podróże,
    wiza studencka itd
  • Warto zwiedzić (zdjęcia)
  • Polecam - książki,
    filmy, sprzęt itd
  • O sobie
  • Świat oczyma Eweliny
  • Kontakt

Azja Środkowa 2009

Wstęp >> Gruzja Armenia Azerbejdżan Iran
Turkmenistan >> Uzbekistan Tadżykistan Afganistan Kirgizja
Kazachstan >> Rosja Mongolia Zakończenie Kosztorys

Armenia

12.07 do 14.07.09, 2 dni, kurs bankowy 1 € = 507 D (Dram)

zwiedzanie – Ormianie przeszli samych siebie. Bezpłatny autostop, poczęstunek i gościna, chęć porozmawiania i niesienia pomocy. Poza Gruzją i Armenią nigdzie indziej nie zdarzyło mi się zostawić bagaż w minibusie i pójść na miasto, znając kierowce zaledwie dwie minuty.Ale ludzie tutaj są naprawdę godni zaufania. Armenia jest również pięknie położona, leży na wyżynie. Są tu bezdrzewne górskie łąki, wąwozy, doliny rzekami poprzecinane, skalne półki, a pośród nich poukrywane stare klasztory.

Na granicy przywitała nas potężna burza. Ale zaraz po niej – cisza po burzy. Cudowne światło i podwójna tęcza – witamy w Armenii. Wieczorem dojechaliśmy do Gyumri, drugiego największego miasta kraju. Kierowca wywiózł nas na naszą prośbę poza centrum, tutaj szukamy miejsca na namiot. Możecie się rozbić tutaj, albo tam, a może tam – no tak, ale jesteśmy wśród blokowisk, czy to aby bezpieczne? Oczywiście, nikt wam nic nie zrobi, to Armenia. Hmm, brzmi dobrze, rozłożyliśmy się. W końcu przyszli do nas pracownicy pobliskiej fabryki, pogadali, pokazali zdjęcia rodziny, przynieśli wody itp. Potwierdzili wersję bezpieczeństwa.

Bazylika w EczmiadzynieDojeżdżaliśmy do Erywania, kiedy kierowca złapany na stopa sam zaoferował, że może nas zawieźć do Eczmiadzyna. Wysiedliśmy z plecakami przed świętym miejscem, gdzie urzęduje Katolikos Wszystkich Ormian, odpowiednik naszego papieża. Tutejsza bazylika uważana jest za jeden z najstarszych kościołów chrześcijańskich świata – nie wiem ile w tym prawdy, bo wrażenia takowego nie robił. Niemniej jednak, wybudowana była między IV-V wiekiem (różne źródła), kiedy to Armenia była jedynym oficjalnym chrześcijańskim krajem świata. Nam się specjalnie nie podobało, nie wyczuliśmy atmosfery świętego pielgrzymkowego miejsca (może podczas któryś świąt sytuacja się poprawia). Dużo przyjemniej zrobiło nam się w niedalekim kościele Gayane (VII w), gdzie zwiedzających było dużo mniej, a sama surowa kamienna budowla miała w sobie „coś więcej”.

Klasztor GeghardW Erywaniu nawet nam się podobało, dużo parków i zieleni. Hitem zwiedzania stolicy okazał się Matenadaran, muzeum poświęcone dumie narodu ormiańskiego – manuskryptom (otwarte 10-17, od wtorku do soboty). Zebrane tu księgi przedstawiają ogromny dorobek kulturowy kraju. W V wieku mnich Mesrop Masztoc stworzył unikatowy alfabet ormiański i przełożył biblię na ten język. Był to początek gigantycznego dzieła, odtąd tłumaczenie na własny język wielkich dzieł światowej literatury, historii, filozofii, medycyny itp. stało się życiowym wyzwaniem wielu zakonników. Ulepszenie technologii produkcji ksiąg tylko napędziło mnichów – skóry zastąpił papier i kiedy stał się on tańszy, lżejszy, łatwiej dostępny, to produkcja tych arcydzieł jeszcze wzrosła. Pechowy układ geograficzny Wyżyny Armeńskiej sprawił, iż kraj ten zawsze był nękany przez swoich potężnych sąsiadów – Turcję i Persję. Mieszkańcy więc nauczyli się, jak mogą przetrwać w takich okolicznościach, prześladowani i rozszarpywani przez żądnych krwi najeźdźców. Ormianie rozproszyli się po całym świecie, targając z sobą to co najcenniejsze – kawałek narodowej tożsamości w Klasztor Geghardpostaci manuskryptu. Obecnie w samej Armenii mieszka 3 miliony Ormian, a poza jej granicami aż 8 milionów. W mentalności narodu utkwiło mniemanie, że póki przetrwają ich księgi, przetrwa ormiańska kultura i tradycja. Muzeum ma największe zbiory tego typu na świecie, są one nawet zabezpieczone na wypadek wojny atomowej – przechowalnia ksiąg wykuta jest w skale, tak jak kiedyś klasztory, w których mnisi je tworzyli. Muzeum można zwiedzać na własną rękę, dostępne są dwie sale (wejście normalny/studencki 700/200 D, 1.4/0.4 €), ale zdecydowanie polecam wziąć sobie przewodniczkę (język angielski, my płaciliśmy dodatkowo 2500 D/ 2os, 5 €). Opowie ona z pasją historię oglądanych egzemplarzy, wytłumaczy technikę, poda jakieś ciekawostki itp. Podobała mi się historia jednego z manuskryptów, kiedy to uciekający ludzie nie byli w stanie dźwigać tej ponad 50kg księgi – przepołowili ją więc i ukryli w różnych miejscach świata. Po wielu latach udało się odnaleźć obie połówki, obecnie możemy ją tutaj oglądać. Bez przewodniczki wizyta ta nie byłaby aż taka ciekawa. Ze względu na niszczycielskie działanie światła na naturalne barwniki używane do produkcji manuskryptów, w muzeum panuje półmrok, no i oczywiście jest zakaz używania aparatów fotograficznych.

Wieczorem pojechaliśmy do pobliskiego Garni, zobaczyć tamtejsze zabytki. W przeciwieństwie do kościołów i klasztorów na terenie Armenii, tutaj trzeba było zapłacić za wstęp (normalny/studencki 1000/250 D, 2/0.5 €). Twierdza Garni położona jest nad samym urwiskiem, datuje się ona jeszcze sprzed naszej epoki, Świątynia w Garniale wiele tam nie pozostało poza ruinami i odrestaurowanej świątyni poświęconej prawdopodobnie bogu Mitrze. Jest ona niezwykle podobna do greckich świątyń, z ustawionymi na zewnątrz dookoła niej 24 kolumnami. Ponieważ obiekt znajduje się na trasie pomiędzy Erewaniem i Geghardem, warto zatrzymać się po drodze i rozkoszować malowniczym położeniem kompleksu.

Tak jak w wielu miejscach w Armenii, w Geghard również znajduje się stary górski klasztor. Jest to miejsce szczególnego wdzięku. Legenda głosi, że do tego klasztoru przywieziono włócznię (stąd nazwa Geghard, oznaczająca oszczep, włócznię), którą przebito bok Chrystusa podczas ukrzyżowania. Obecnie relikwia ta znajduje się w bazylice w Eczmiadzynie. Wewnątrz kaplicy atmosfera jest nieziemska, ale muszę zaznaczyć, że ja bardzo lubię surowe kamienne konstrukcje. Jest tam kilka dużych pomieszczeń o magicznej atmosferze. Małe okienka wpuszczają niewiele światła, zwykle też główna kopuła uwieńczona jest na samej górze otworem, przez który wpadają do środka Klasztor w Geghardpromienie słoneczne. Większość komnat ma symboliczne cztery proste kolumny, panuje tam chłód, półmrok, zapach kadzideł i spokojna cisza, przerywana tylko co jakiś czas stukotem butów wchodzącego szybko niezorientowanego turysty. Można sobie wyobrazić, jak w podobnej scenerii, tysiąc lat temu stał przy pulpicie zakonnik i tworzył przez całe swoje życie manuskrypty. Polecam również udać się na I piętro, skąd przez otwory w ścianach możemy obserwować dolne pomieszczenia, posłuchać echa powtarzanego dźwięcznie przez skały. Sama kamienna kaplica jest z XIIIw, ale cały kompleks wykutych w skalnych ścianach komnat datuje się na dziewięć stuleci wcześniej. Pochodziliśmy sobie po tych skałach, wchodząc do poniektórych pomieszczeń, podziwiając wyrzeźbione w monolicie ozdobne krzyże. Cała dolina opanowana jest przez miejscowych, którzy upodobali sobie to miejsce na piknik. Wzdłuż rzeki rozstawionych jest kilkanaście polowych namiocików z miejscem na grilla, stolików i ławeczek. Zapachy uczty roznosiły się dookoła. My również zdecydowaliśmy się rozbić nasz namiot nad rzeczką.

Niestety Armenia ma bardzo napięte stosunki z Azerbejdżanem, nie ma otwartego przejścia granicznego między tymi krajami. Woleliśmy być ostrożni mówiąc o swoich planach, nie chcieliśmy rozmawiać na wrażliwe tematy (szczegóły w „wizy” Azerbejdżan). Dane nam było więc wrócić do Gruzji, aby stamtąd wjechać do Azerbejdżanu. Po drodze wstąpiliśmy do jeszcze jednego klasztoru – Klasztor Sanahintym razem wybraliśmy Sanahin. Jak to zwykle bywa z tutejszymi klasztorami, są one położone w górach z widokiem na doliny. Obok znajduje się cmentarz, gdzie charakterystycznie dla regionu, po jednej stronie płyty wypisane jest imię oraz daty narodzin i zgonu, a po drugiej namalowana jest podobizna nieboszczyka. Klasztor był w porządku, ale w Armenii najmilej będziemy wspominać ten w Geghard. Zjechaliśmy w dół do miasta i poszliśmy zjeść do miejskiego baru. Tam siedziało dwóch wesołych facetów, a kiedy się przedstawialiśmy i panowie usłyszeli, że też mam na imię „Misza”, od razu z uśmiechem otworzyli butelkę wódki i zawołali „wypijmy za Miszu”. Szkoda że musieliśmy uciekać, ale nasza tranzytowa wiza miała jeszcze tylko parę godzin ważności – jednak niezawodny bezpłatny autostop dowiózł nas szybciutko do samej granicy.

miejscowość obiekt cena w D €/ 1os czas ocena uwagi
Eczmiadzyn bazylika, kościół Gayane - - 2 h ok  
Erywań Muzeum Matenadaran wstęp student 200 D €0.4 1 h warto normalny 700 D
Muzeum Matenadaran przewodnik 2500 D/ 2os €2.5 język angielski
Garni twierdza Garni student 200 D €0.4 1 h ok normalny 1000 D
Geghard klasztor Geghard - - 2 h warto  
Sanahin klasztor Sanahin - - 1 h ok  
      €3      

noclegi – spędziliśmy tutaj tylko dwie noce – obie spędzone na dziko w namiocie. Jednak w Erywaniu najtaniej znaleźć nocleg można poprzez miłą i pomocną obsługę informacji turystycznej (internet 500 D/ h, 1 €). Dziewczyny wydrukują listę kwater prywatnych wraz z cenami i numerami telefonów. Jeśli poprosisz, ktoś z obsługi zadzwoni do właściciela i spróbuje ustalić miejsce i godzinę spotkania (nasze nie doszło do skutku). Ceny zwykle zaczynają się od 5000 D za noc od osoby (10 €), tylko parę ofert było za połowę tej ceny. Ponieważ nie spaliśmy w żadnym hostelu, cały czas chodziliśmy z pełnym bagażem – na czas zwiedzania miasta lub zabytków, plecaki przechowywano nam bezproblemowo w pobliskich sklepikach.

transport – uczciwi kierowcy minibusów, nie dolicza się opłaty za plecak, czasami bezpłatny autostop itp.

W Erywaniu trolejbusy, autobusy i minibusy miejskie kosztują 100 D (0.2 €), natomiast metro jest za połowę tej ceny.

Nie powinno być problemówz powrotem wieczornym autostopem z Geghard, kiedy to wracają tłumy ludzi z pikników. Rano najbliższy transport (wliczając taksówki) znajduje się 5 kilometrów dalej, skąd odjeżdżają minibusy prosto do Erywania (ale nie do jego centrum). Tam trzeba się przesiąść na minibus, trolejbus lub autobus – ze względu na duże plecaki minibusy nie są najlepszym rozwiązaniem.

dzień trasa transport cena w D €/ 1os czas km
5 Akhalkalaki (Gruzja) - Gyumri autostop koszt w Gruzji 2.5 h Gruzja 41 Armenia 55
6 Gyumri - Eczmiadzyn autostop 2500 D/ 2os €2.5 2 h 110
6 Eczmiadzyn - Erywań minibus 250 D €0.5 30' 23
6 Erywań - Garni minibus 250 D €0.5 30' 29
6 Garni - Geghard taxi 1000 D/ 2os €1.0 15' 8
7 Gerghard - Erywań pieszo, autostop + minibus 250 D €0.5 1.5 h 5 + 32
7 Erywań - Alaverdi - Sanahin minibus 1500 D €3.0 3.5 h 160
7 Sanahin - Alaverdi minibus nr 3 100 D €0.2 10' 5
7 Alaverdi - granica z Gruzją 2x autostop - - 1 h 40
  transport miejski autobus, trolejbus, metro 250 D/ os €0.5 - -
        €9   467

Wizy – w Polsce da się załatwić wizę do Armenii, ale jest to strata czasu i pieniędzy. Na jej wydanie czeka się 7 dni (ale nie blokują paszportu), wiza jest ważna przez 4 miesiące od momentu wydania i na terenie kraju możemy przebywać 21dni, wiza kosztuje 50 $, 35 €. Obecnie wizę taką można otrzymać na przejściu granicznym. Wiza turystyczna kosztuje 15,000 D (30 €), natomiast tranzytowa 10,000 D Wypijmy za Miszu(20 €). Wiza tranzytowa ważna jest na 3dni, my wjeżdżaliśmy późnym wieczorem, więc w momencie wykupienia wizy mieliśmy praktycznie tylko 50 godzin na opuszczenie kraju – jedyną opcją byłoby przeczekanie na granicy do północy, zyskalibyśmy wtedy jeden dzień. Zdecydowaliśmy się jednak na tańszą wersję. Niestety pan mundurowy pomylił się przy pierwszej wizie i wydrukował nam wizę turystyczną – nie było siły odwrócić tego procesu, plakietka była w naszym paszporcie z wydrukowaną ceną 15,000 D. Przy drugiej wizie już się nie pomylił, ale straciliśmy 10 €. Płatność za wizę jest w lokalnej walucie, nam przyjęto euro po normalnym kursie dopiero po negocjacjach tj. 500 dram za sztukę.

Wylatując z Armenii pobierany jest podatek wylotowy w wysokości 20 $, ale na szczęście nie ma opłat na granicach lądowych.

powrót na początek strony