English version - Polska wersja - version Espanola: English version  Wersja polska  Version espanola
  • Strona główna
  • Moje podróże
  • Podróż marzeń -
    Siłami Natury
  • Australia podróże,
    wiza studencka itd
  • Warto zwiedzić (zdjęcia)
  • Polecam - książki,
    filmy, sprzęt itd
  • O sobie
  • Świat oczyma Eweliny
  • Kontakt

Azja Środkowa 2009

Wstęp >> Gruzja Armenia Azerbejdżan Iran
Turkmenistan >> Uzbekistan Tadżykistan Afganistan Kirgizja
Kazachstan >> Rosja Mongolia Zakończenie Kosztorys

Iran

Więcej relacji o Iranie w artykule z 1999 roku tutaj

18.07 do 25.07.09, 7 dni, kurs bankowy 1 € = 14,000 R (Rial)

kobiety w Isfahaniezwiedzanie – W Iranie byłem 10 lat temu i do tej pory uważałem go (razem z Tonga) za najlepszy odwiedzony kraj. Najlepszy w kategorii ogólnej – ale chyba na te wrażenia największy wpływ ma otwartość miejscowych. Teraz jechałem, aby przekonać się, czy Iran nadal zasługuje na to miano, czy też będę musiał go zdetronizować. No i już na granicy zaczęło się - krzyki, przepychanki, bijatyki, nieład w kolejce z paszportami. Początek tragiczny, ale jak się szybko okazało - złe dobrego początki.

Irańczycy ponownie udowodnili, że są jednym z najsympatyczniejszych narodów świata. Mimo iż taksówkarze i niektórzy sklepikarze starają się oszukać turystę jeśli tylko mają okazję, to cała reszta nadrabia za nich z nawiązką. Jeśli jesteś typem samotnika i unikasz kontaktu z ludźmi, nie masz czego szukać w Iranie. Tutaj ludzie podchodzą do ciebie bez przerwy, czasem by tylko powiedzieć: „WITAMY W IRANIE”, a czasem kończy się to dłuższą konwersacją. W 95% przypadków są to bezinteresowne zaczepki.

Oficjalną walutą Iranu jest Rial, gdzie za 1 $ dostaniesz ich około 10,000 (R). Nie zdziw się jednak kiedy spytasz się o cenę np. kebaba i usłyszysz odpowiedź 1,000. W praktyce bowiem często używa się Tomanów, które równe są 10 Rialom. Kebab kosztuje więc 1,000 Tomanów lub 10,000 Riali, czyli w obu przypadkach około 1 $.

Plac Imama ChomeiniegoPlac Imama Chomeiniego w Isfahanie rano i w południe wydaje się być wymarły. W żarze słońca stoją tylko piękne minarety i zdobione zielono-błękitne meczety. Wieczorem sytuacja zmienia się diametralnie - na trawie rozkładają koce całe rodziny wraz ze znajomymi, wspólnie jedzą, grają w piłkę, dyskutują. Ludzi jest dużo, kiedy siadaliśmy natychmiast ktoś zapraszał nas do swojego grona. Mężczyźni witali się ze mną, kobiety z Eweliną. Następowała wymiana grzeczności, poczęstunek herbatą, czasami też deserem lub fajką wodną. Isfahan ma cudowne meczety, mosty, place, bazary itp, ale tak naprawdę atmosferę miasta tworzą jego fantastyczni mieszkańcy. Widok z góry na plac mogliśmy podziwiać z jego północnego krańca, z kameralnej herbaciarni Qeysarieh.

Meczet Sheikh LotfollahOczywiście warto zwiedzić przynajmniej główne atrakcje. Chciałem jeszcze raz zobaczyć najbardziej sławny Meczet Imam. I tutaj zaskoczyły mnie ceny w porównaniu do 1999 roku. Wtedy nie było mnie stać na zwiedzenie większości obiektów, wchodziłem więc do niewielu z nich. Spodziewałem się, że ceny pójdą w górę (noclegi zdrożały blisko dwukrotnie licząc w walucie zachodniej), ale to przeszło moje oczekiwania. Płaciłem za wejście 4-krotnie mniej, aż mi było głupio pytać się o zniżkę studencką. Nie wiem czy to była jakaś promocja w całym kraju w celu propagandy kultury, czy tylko jakiś wyjątkowy czas, okres festiwalu, może Ramadan, czy teraz tak jest zawsze?! Wtedy płaciłem za wstęp do Meczetu Imam równowartość bliską ceny noclegu (1.7 €), a teraz tylko 5,000 R, (0.4 €), czyli 1/12 ceny noclegu. Tak też było w innych punktach Isfahanu, Persepolis, Shiraz itd., wszędzie były tańsze wejścia.

Niemniej Meczet Imama ponownie wprawił mnie w zachwyt – jego ogrom, harmonia, spokój, miliony płytek ceramicznych komponujących fantastyczne wzory. Niedaleko stoi mały Meczet Sheikh Lotfollah. Na mnie nie zrobił już takiego wrażenia jak Imam, ale również był ciekawy. Kolejnego dnia odwiedziliśmy w innej części miasta Meczet Jameh (Meczet Piątkowy), dużo starszy od swoich poprzedników (XI w). I ten wiek widać – różne style w innych częściach świątyni, mozaiki nie są już tak dobrze zachowane, ten największy meczet Iranu ma po prostu swoją specjalną atmosferę. Najbardziej podobały nam się sale z kolumnami. Musieliśmy czekać ponad dwie godziny, aż skończą się modlitwy i pozwolą nam wejść do środka. Kasy nadal były zamknięte, więc nie mogliśmy wejść do wszystkich pomieszczań.

most na rzece ZayandehOczywiście w Isfahanie trzeba było zobaczyć jego bajkowe mosty przecinające rzekę Zayandeh. „No, most jest, a gdzie jest ta rzeka?” - pytała Ewelina. Hmm, rzeczywiście można było przejść suchą stopą na drugi brzeg po wyschniętym dnie. Także wieczorna atmosfera nad mostami nie była już tak cudowna – nadal co prawda gromadzili się ludzie, ale już nie tak dużo jak w latach kiedy była woda – po prostu brakowało szumu rzeki, moczących nogi staruszków, rześkiego powiewu. Mosty są podświetlane, a dwa z nich przypadły nam szczególnie do gustu: Si-o-Seh oraz Khaju. Jak to w Isfahanie jest rzeczą normalną, zostaliśmy w jednej z podmostowych herbaciarni zaproszeni przez miejscowych na mocną dawkę teiny.

Co jeszcze można robić w Isfahanie? Włóczyć się uliczkami, tymi blisko jak i daleko od centrum, do Meczetu Piątkowego można dojść na dziesiątki sposobów błądząc co chwilę. Odwiedzić bazary, te są również niepowtarzalne. Dużo chodziliśmy, więc sporo piliśmy – kraniki z wodą pitną są na każdym kroku (ja piłem ją bez problemów, ale jeśli masz obawy to 1.5 litrowa woda butelkowa kosztuje tylko 3,000 R, 0.2 €), a pyszne świeże soki owocowe sprzedawane są w miarę często. Do Trzęsących się minaretów (Manar Jomban) nie pojechaliśmy, gdyż inni podróżni narzekali na fakt, iż minarety ani drgną.

brama w PersepolisDo Persepolis dotarliśmy jeszcze przed wschodem słońca, przespaliśmy się więc na ławeczkach w pobliżu kas. Kiedy to pierwsze promienie słońca zaczęły oświetlać ruiny, ruszyliśmy je podziwiać (ten kawałek widziany przez płot) w zupełnej samotności. Parę godzin później kupiliśmy bilety (0.2 €, a 10 lat temu płaciłem równowartość 3.5 €). Na teren Persepolis nie można wnosić żadnych toreb. Przed wejściem jest budka, gdzie plecaczki można zostawić do depozytu (3,000 R, 0.2 €). Obecnie niewiele pozostało po pałacach Dariusza I (Wielkiego), właściwie same ruiny, ale wiedza o znaczeniu stolicy Persów czyni miejsce to godnym odwiedzenia. Na mnie największe wrażenie pozostawiły kolumny (Pałac 100 Kolumn) oraz płaskorzeźby przedstawiające notabli niosących dary perskiemu władcy. Przed wejściem do muzeum (płatne dodatkowo, znajdujące się na terenie ruin) puszczany jest film dokumentalny, zwierający ciekawą symulację animacyjną, pozwalającą sobie wyobrazić jak kiedyś wyglądało Persepolis, kiedy była to wielka budowla uwieńczona dachem. Warto też wspiąć się na górujące nad ruinami wykute w skale grobowce Artaxerxesa II i III. Dla zainteresowanych wiadomość, że w niektóre wieczory odbywa się pokaz „światło i dźwięk”, w tej scenerii może to być ciekawe przedstawienie. Tuż za terenem ruin znajdują się pozostałości po wielkim bankiecie, który to w roku 1971 wydał ostatni Szach Iranu, Mohammad Reza Pahlavi (fantastycznie opisanym przez Ryszarda Kapuścińskiego w Szachinszachu).

królewskie groby w Naqsh-e RostamDo odległych o 6 km królewskich grobów Naqsh-e Rostam udaliśmy się na piechotę, jednak po krótkim czasie kierowca zatrzymał się i nas podwiózł (nawet nie machaliśmy ręką). Jest to bardzo ciekawe miejsce – w samym środku skalnego klifu wykuto cztery królewskie grobowce - Dariusza I i II, Artaxerxesa I oraz Xerxesa I. Wejść do środka grobu nie można, gdyż wejście wykute jest wysoko w pionowej skale. Wygląda to imponująco, a wielkie płaskorzeźby tylko dodają temu miejscu klasy. Naprzeciw grobowców znajduje się Kaba Zartosht, prawdopodobnie była świątynią ognia, skarbcem albo kalendarzem.

Kerman specjalnie nas nie oczarował. W centrum zwiedziliśmy muzeum łaźni, ale było to tylko dla zabicia czasu. Bowiem po popołudniowej sjeście byliśmy umówieni z właścicielem Jalal Guesthouse na wyjazd (tel. z LP 271 0185, 0913 142 3174, nocleg w jego hostelu kosztuje 20 $ od osoby). Niestety przez telefon właściciel obiecywał więcej na temat wycieczki m.in. anglojęzyczny kierowca i klimatyzowany jeep. Powiedzmy tak – z kierowcą używaliśmy języka migowego, ale było wesoło, a stary samochód osobowy cudem się nie rozleciał. Jednodniowa wycieczka kosztowała 60 $ przy dwóch osobach, a gdybyśmy się zdecydowali na nocleg w domu kierowcy, dopłacilibyśmy tylko po 5 $. Pustynia Ka-LutNiestety nas naglił czas. Z Jalal Guesthouse ruszyliśmy po godzinie 14, pojechaliśmy do jednego z najgorętszych miejsc na ziemi - pustyni Ka-Lut. Zanim jednak dotarliśmy tam z Kerman, irański kierowca wziął nas na poczęstunek do swojego domu w Shahdad. Pokazał także opuszczony karawanseraj oraz potężny średniowieczny zbiornik wodny (wygląda jak wieża). Potem, kiedy temperatura już znacznie opadła, ruszyliśmy w piach. I szczerze przyznam, że dla mnie jako fanatyka pustyń, jest to jedno z najpiękniejszych miejsc na świecie w tejże kategorii. Natura przez stulecia wyrzeźbiła tutaj niesamowite skalne wieże i zamki. W zachodzącym słońcu, w niemiłosiernym blisko 50ºC upale, przy wietrze niosącym rozgrzane ziarenka piasku chodziliśmy pomiędzy skałami i nie mogliśmy się nadziwić, jak piękna jest nasza planeta. Płakać się chciało, że z powodu braku czasu (wiza turkmeńska) nie mogliśmy spać tam w namiocie – bo było to idealne miejsce. Kiedy będę miał jeszcze jedną szansę, to następnym razem pojadę z Kerman do Shahdad publicznym transportem, a tam z kimś dogadam się na niedalekie (zaczynają się już po około 15 km) „piaskowe zamki”, rozciągające się na przestrzeni kilkunastu kilometrów wzdłuż asfaltowej drogi. Jeździły tam ciężarówki, więc myślę, że nawet autostop by tam funkcjonował.

W Yazd błądziliśmy wąskimi uliczkami starego miasta. Jest to labirynt. Ciekawy, ale chyba spodziewaliśmy się czegoś więcej. Mimo to kilka godzin spacerku bez celu zrelaksowało nas. Warto zwrócić uwagę na wieże znajdujące się na dachu praktycznie każdego glinianego domu – mają one za zadanie wychwycić wiatr i skierować go do wewnątrz mieszkania w celu jego ochłodzenia. Meczet Piątkowy w YazdOt, taka zdrowa klimatyzacja. W obrębie starego miasta znajduje się wiele muzeów i miejsc wartych uwagi. Nam podobało się w Meczecie Jameh oraz w pobliskim Bogheh-ye Sayyed Roknaddin (pomiędzy nimi nie tanie, ale smaczne indyjskie jedzenie w Silk Road Hotel). Fasady Amir Chakhmaq wyglądają nieźle z dołu, a wejście do góry pozwoliło zobaczyć panoramę miasta. Obok znajduje się Muzeum Wody i jest tam ciekawie przedstawione funkcjonowanie w mieście systemu podziemnych kanałów nawadniających, jak i dostarczających do mieszkań wody pitnej (wyciąganej przez studnie). Duży zbiornik na wodę (reservoir) można zobaczyć w północnej części starego miasta – tam gubiliśmy się najczęściej.

Popołudniu pojechaliśmy zobaczyć ślady Zoroastryzmu (głównej religii regionu zanim Arabowie przynieśli tu Islam). Dla jego wyznawców ogień to rzecz święta – posiadają oni świątynie, gdzie święty płomień podtrzymywany jest nieustannie od wieków. Jedno z ich nakazów mówi także, aby nie grzebać i palić ciał zmarłych (zanieczyszczenie ziemi i powietrza). Obecnie składa się zmarłych w cementowej niszy, aby rozkładające się ciało nie zakłóciło czystej przyrody. Jednak przez wieki wystawiano ciała sępom na pożarcie (nawet do lat 60-tych poprzedniego wieku). W tym celu budowano „Wieże Milczenia” - są to szerokie okrągłe wieże na wzgórzu, otwarte od góry, tak aby sępy mogły w spokoju wyczyścić kości nieboszczyka. Pojechaliśmy zobaczyć Dakhmeh-ye Zartoshtiyun sami (bez sugerowanych przez przewodniki taksówek) – z ronda Beheshti przy wejściu do starego miasta pojechaliśmy autobusem/minibusem do ronda Abuzari, tam wzięliśmy kolejny pojazd publiczny (może to być nawet ten sam autobus) w kierunku południowo-zachodnim do pierwszego ronda. Stąd dalej kontynuowaliśmy podróż w tym samym kierunku, tyle że te pozostałe 2 km szliśmy pieszo. Obiekt był zamknięty dla zwiedzających w porze popołudniowej sjesty, ale można było obejść płot i weszliśmy na teren bez biletu - nikt nas o nic nie pytał. W religii ogólnie przyjęte jest, aby do miejsc świętych nie wnosić wody.

Natomiast w świętym mieście Szyitów, Maszgadzie, podziwialiśmy przeogromny kompleks Haram-e Razavi, dokąd przybywa ponad 10 milionów pielgrzymów rocznie. Miejsce te ma swoista religijną atmosferę. Do środka nie można wnosić żadnych toreb ani nawet aparatów – przed głównym wejściem jest jednak bezpłatna przechowalnia bagażu. Niewiernym (nie-Muzułmanom) nie wolno wchodzić samemu – strażnik zadzwonił po anglojęzycznego przewodnika. Dla Eweliny przyniósł czador – obowiązkowy element kobiecego stroju. Potem przeszliśmy jeszcze kontrolę osobista i byliśmy wewnątrz tego niesamowitego miejsca. Poruszanie się z przewodnikiem to bardzo komfortowa darmowa opcja zwiedzania – wiesz gdzie możesz wejść i nie musisz się martwić, że popełnisz jakąś "świętą" gafę. Przewodnik instruował nas o obyczajach, objaśniał znaczenie poszczególnych elementów i przytaczał wątki historyczne. Nie bazar w Isfahaniemogliśmy co prawda wejść do tych najświętszych obiektów, ale to co widzieliśmy i tak nas zadowoliło, w tym kompleksie pielgrzymkowa atmosfera jest najistotniejsza.

Przez cały nasz pobyt towarzyszyło nam przyjemne nastawienie Irańczyków. Mało kto zna angielski, ale pomoc zaoferują Ci wszędzie, ugoszczą, poczęstują, czy też po prostu przywitają się z uśmiechem i odejdą. Są tak mili, że nadal po odwiedzeniu 122 krajów, mieszkańcy Iranu (oraz Tonga) zasługują na najwyższe notowania. Normalnie w lipcu i sierpniu ze względu na wysokie temperatury (w nocy ponad 30ºC) mało jest tu turystów, a po ostatnich wyborach prezydenckich i związanych z tym demonstracjami, liczba ta jeszcze radykalnie spadła

Ewelinie nie było aż tak łatwo - musiała nosić długie rękawy oraz nakrycie głowy, w miejskich autobusach siadać w osobnym kobiecym sektorze, mężczyźni często ją ignorowali, taka to tutejsza kultura. W dodatku na ulicy nie wolno zbytnio okazywać uczuć takich jak pocałunek czy przytulenie, a jak na miesiąc miodowy to trochę ciężkie. Cóż, nie narzekamy, bo cieszę się, iż mogę znowu polecić Iran jako inne, egzotyczne, bezpieczne i przyjazne turyście państwo.

miejscowość obiekt cena w R €/ 1os czas ocena uwagi
Isfahan Meczet Imam 5,000 R €0.4 1 h warto  
Meczet Sheikh Lotfollah 4,000 R €0.3 15' ok  
Meczet Jameh - - 1 h ok kasa w piątek była zamknięta
Persepolis ruiny stud. 3,000 R €0.2 2 h warto normalny 5,000 R
Naqsh-e Rostam grobowce skalne 5,000 R €0.4 45' warto nie ma studenckich
Kerman łażnie muzeum stud. 2,500 R €0.2 30' słabe normalny 5,000 R
pustynia Ka-Lut 60 $/ 2os €21.0 pół dnia super  
Yazd fasady Amir Chakhmaq stud. 1,500 R €0.1 30' słabe wejście na górę, norm. 3,000 R
muzeum wody - - 30' ok  
dom Khan-e Lari 2,000 R €0.1 30' słabe nie ma studenckich zniżek
wieże milczenia Zoarastian - - 1 h ok kasa w południe była zamknięta
Mashgad Grobowiec Imam Reza - - 2 h warto z przewodnikiem
      €23      

noclegi – w Isfahanie spałem w tym samym hostelu co w 1999 roku. Amir Kabir Hotel (ul. Chahar Bagh Abbasi), ale nie zyskał u mnie już tyle sympatii co ostatnio. A to za sprawą właścicieli – tak naprawdę nie zrobili nic złego, ale byli oschli, bez żadnej iskry, rozmowa tylko o pieniądzu. Gdyby pominąć ten fakt, to hostel jest całkiem przyzwoity - czyste dormitoria za 60,000 R (4.3 €), ciepły prysznic, pralnia, internet, przechowalnia bagażu, możliwość wykupienia śniadania (nie warte swojej ceny).

Pozostałe 5 irańskich nocy spędziliśmy w komfortowych autobusach, z tym że w jedną noc przyjechaliśmy do Yazd o 3 nad ranem - spięliśmy więc bagaże łańcuchami i rozłożyliśmy śpiwory na środku miejskiego ronda. Ostatnią noc na granicy z Turkmenistanem spędziliśmy w namiocie.

transport – wchodząc na dworzec autobusowy masz pełen wybór przewoźników wyjeżdżających o różnych godzinach. Ceny między konkurencją są te same dopóki chodzi o tę samą klasę autokaru. Klasy są dwie: pierwsza zwana "Volvo" (luksusowa, ale nie tylko autokary marki Volvo ją obsługują), druga tańsza zwana "Mercedes" (stare modele). Różnica w klasie autokaru polega na: klimatyzacja lub jej brak, szerokość i odległość między siedzeniami, czas trwania podróży, w lepszej klasie dostajesz prowiant, w tańszej porcję głośniej muzyki. Największa różnica jest jednak w cenie przejazdu - Volvo mają 3-krotne przebicie nad mercedesami - płacisz 0.9 € albo 0.3 € za każde 100 km. Niestety nie zawsze potrafiłem znaleźć te tańsze firmy. Jednak zależało nam na czasie i chcieliśmy być wypoczęci na zwiedzanie nowego miejsca po nocy spędzonej na siedząco. Kiedy nie umieliśmy znaleźć bardzo tanich mercedesów, braliśmy tanie Volva. Bilet możesz sobie wykupić na kilka dni do przodu. Mimo iż bilety są numerowane, po wejściu do pojazdu następuje seria roszad pasażerów wykonywana przez stewarda. Czym więcej ich dokona, tym więcej zamętu wprowadzi.

rejestracja samochoduJadąc z Isfahanu do Persepolis postanowiliśmy sobie skrócić nieco drogę. Zapłaciliśmy więc o 10,000 R mniej za bilet do Shiraz, ale wysiedliśmy na zjeździe do Marvdasht, najbliższej wioski do Persepolis. Był to jednak błąd, gdyż z Marvdasht było zbyt daleko na spacer - 5 km do centrum miasteczka, a stamtąd kolejne 13 km do Persepolis. Musieliśmy więc w środku nocy po ciężkich negocjacjach wziąć płatnego stopa. Proponuję powiedzieć kierowcy jadącemu na trasie Ifahan-Shiraz, iż chcemy wysiąść na zjeździe do Naqsh-e Rostam (kilkanaście kilometrów przed zjazdem na Marvdasht). Z krzyżówki jest zaledwie 15-20 minut spaceru do grobowców Naqsh-e Rostam (kierunek w prawo jeśli patrzysz w stronę, w którą dalej pojechał twój autobus), gdzie w zupełnej ciszy możemy doczekać w śpiworach poranka. Po zwiedzeniu grobów możemy wrócić do krzyżówki i kontynuować marsz do Persepolis. Te dwie fantastyczne atrakcje dzieli dystans 6 km - my szliśmy w przeciwnym kierunku, w środku lata w samo południe z całym bagażem - było upalnie, ale nie tragicznie. Przejeżdżający kierowca sam się zatrzymał, aby nas podrzucić.

Z Quchan do granicy w Bajgiran ciężko jest znaleźć transport publiczny. Za kurs taksówką możesz jednak wytargować do 80,000 R (5.7 €).

Autobusy miejskie również są bajecznie tanie - np. w Isfahanie za dłuższy odcinek z dworca do centrum płacisz 400 R (0.03 €).

dzień trasa transport cena w R €/ 1os czas km
10-11 Baku (Azerbejdżan) - Teheran Volvo autobus nocny koszt w Azerbejdżan 22 h Azerb. 323 Iran 500
11-12 Teheran - Isfahan Volvo autobus nocny 55,000 R €3.9 6.5 h 440
13-14 Isfahan - Marvdasht Volvo autobus nocny 45,000 R €3.2 6.5 h 440
14 Marvdasht - Persepolis pieszo + taxi 30,000 R/ 2os €1.1 50' + 15' 4 + 14
14 Persepolis - Naqsh-e Rostam pieszo + autostop - - 50' + 5' 4 + 2
14 Naqsh-e Rostam - Shiraz autostop - - 45' 57
14-15 Shiraz - Kerman Mercedes autobus nocny 23,000 R €1.6 9.5 h 570
15 Kerman - Ka-Lut + powrót auto koszt w zwiedzaniu pół dnia 2x 170
15-16 Kerman - Yazd Volvo autobus nocny 45,000 R €3.2 5 h 360
16-17 Yazd - Mashgat Volvo autobus nocny 120,000 R €8.6 13.5 h 920
17 Mashgat - Quchan Mercedes autobus 8,000 R €0.6 2.5 h 134
17 Quchan - Bajgiran 2x autostop - - 1.5 h 80
  transport miejski taksówka, autobus 9,500 R/ os €0.7 - -
        €23   3865

Wizy – pracownicy warszawskiej ambasady są mili i pomocni, ale muszą przestrzegać paragrafów, wobec czego uzyskanie wizy jest nieco bardziej skomplikowane.

Najpierw trzeba złożyć podanie o zgodę o wydanie wizy. Wniosek wydrukowałem z internetu, dołączyłem fotografię, ksero paszportu i przesłałem dokumenty pocztą. Po upływie blisko dwóch tygodni przedzwoniłem do Warszawy o potwierdzenie - zgoda została przyznana (o odmowach rzadko słyszałem, mogą one jednak objąć np. „nieuzasadnioną podróż” samotnej kobiety). Dopiero wtedy musiałem dokonać wpłaty 60 € (plus 6 zł prowizji bankowej) i wraz z paszportem donieść te zaświadczenie do ambasady - na moją prośbę już dnia następnego odebrałem swoją wizę (można również odbierać paszporty swoich znajomych).

Iran ma swoje placówki w praktycznie wszystkich odwiedzonych przez nas krajach.

powrót na początek strony