15.08 do 26.08.09, 11 dni, kurs bankowy 1 € = 60 KS (Kirgski Som)
zwiedzanie – pierwsze wrażenie z Kirgizji mogę określić dwoma słowami – jurty i konie. Porozrzucane na zielonych pagórkowatych bezdrzewnych terenach. Nasz przeładowany kamaz (autostop) wiózł nas powoli przez ten sielankowy krajobraz. Humory poprawili nam również spotkani inni polscy podróżnicy (Aga Stryczek i Paweł Chudzicki), z którymi świętowaliśmy przyjazd do nowego kraju. W Sari-Tash podziwialiśmy piękną, potężną panoramę Pamiru (mimo nie najlepszej pogody) oraz ucztowaliśmy w knajpkach, a wieczorem rozbiliśmy namioty na krańcu miasteczka. Rano my łapaliśmy (płatnego) stopa do Osh, a Aga z Pawłem pojechali tam swoim załadowanym po dach niebieskim Suzuki. Jeszcze parokrotnie spotykaliśmy się przypadkiem podczas tej podróży.
Osh będę wspominał jako wspaniałą urozmaiconą ucztę (po pamirskiej górskiej diecie), kuchnię z mnóstwem fajnych knajpek do wyboru. Zajadaliśmy się odrabiając straty z trekingu, a odtąd moim przewodnim daniem został "langman" (makaron z mięsem, gęstym sosem i warzywami). Całkiem niezła była także "dalama". Nawet ciekawy jest park rozrywki nad rzeką, a jeśli interesują cię wielkie pomniki byłych liderów tego imperium, to w Osh znajduje się potężny pomnik Lenina. Nadmiar uzbeckiej lub tadżyckiej waluty wymienisz tutaj w licznych kantorach.
Jednak pobyt w tym kraju zakłóciły nam wieści z Australii. Nie dość, że w dobie kryzysu gospodarczego nasze podanie o pobyt stały zostało odłożone do rozpatrzenia o kolejny rok, to jeszcze wieści od znajomej, opiekującej się naszym wynajętym domkiem w Sydney, nie były najciekawsze. Spędziliśmy więc większość czasu w kafejkach internetowych rozwiązując problemy.
Przejazd z Osh do Biszkeku proponuję zrobić podczas dnia, aby nie ominąć ładnych widoków podczas tej drogi. My spędziliśmy tylko dzień w niespecjalnym Biszkeku (chociaż ma ładne tereny trekingowe na południe od miasta) i wieczornym minibusem udaliśmy się na południową stronę jeziora Issyk Kol. W środku nocy wyskoczyliśmy z pojazdu w pobliżu miejscowości Barskoon i rozbiliśmy namiot nad brzegiem jeziora. Niestety poranek nie przyniósł oczekiwanych imponujących widoków ośnieżonych gór po drugiej stronie wody. Niezbyt dobra przejrzystość powietrza nie pozwoliła nasycić się widokiem. Teren na południe od jeziora jest znany z kirgiskich nomadów polujących z orłami – jeśli jesteś zainteresowany, polecam tą atrakcję (my zobaczyliśmy to w Mongolii, tam szczegółowy opis). Dotarliśmy dość szybko do Karakol (ta sama nazwa Karakol co w Tadżykistanie, nazwa po prostu oznacza "Czarne Jezioro"). Miasteczko nam się podobało, w niedzielny wczesny poranek możesz udać się na targ zwierząt, poza tym jest tam ciekawa drewniana cerkiew (katedra). Prawdopodobnie warto tu pozostać jeśli jesteś jesteś w okolicach 31 sierpnia, gdyż na Dzień Niepodległości może odbywać się kilka ciekawych imprez na hipodromie. Najbardziej popularne są polowania z orłami, podnoszenie monet z ziemi podczas galopu, pościg konny za niewiastą w celu jej pocałowania, "zapasy" zawodników na koniach w walce o korpus owcy. Poza tym dobra była atmosfera w hostelu, poza tym otrzymaliśmy konkretne informacje dotyczące trekingu (główna informacja turystyczna na ulicy Jusup Abdrakhmanova nr 130). Z internetu polecam korzystać w w/w informacji lub na poczcie (30 KS/h, € 0.5), gdyż pozostałe kafejki pobierają dodatkową opłatę za przekraczanie limitów "ściągania" (zwykle powyżej 5 lub 10 MB), które łatwo przekroczyć nawet tylko skacząc ze strony na stronę.
Przyszedł ponownie czas na góry. Kirgizja oferuje wiele możliwości m.in. na południu baza wspinaczkowa na pamirski Pik Lenina, czy na wschodzie kraju długie trekingi do bazy wspinaczkowej pod wielkie Khan Tengri czy Pik Pobedy (na dwa ostatnie niezbędne są zezwolenia poruszania się w strefie przygranicznej). My zdecydowaliśmy się na krótsze i niższe wersje - tym razem środkowy Tian-Shan. W przeciwieństwie do Pamiru miał on charakter alpejski - niższa wysokość, sporo drzew w głębokich dolinach, strome podejścia na przełęcze, jak i skalne szczyty górujące ponad wszystkim. Zdjęcie mapy topograficznej (bez zaznaczonych szlaków) zrobiłem w jednej z licznych tutaj agencji turystycznych, gdzie można też wypożyczyć sprzęt kempingowy. Spotkaliśmy jednak kilku turystów, którzy nie mogli pójść na szlak, bo w wypożyczalniach (tutaj, hostele, agencje i informacje turystyczne) zabrakło wolnych namiotów. Nam jednak nie zgodzili się przechować (nawet odpłatnie) nadmiaru bagażu na czas trekingu. Musieliśmy więc pójść do któregoś hostelu i poprosić ich o to - nie było najmniejszego problemu w Yak hostel.
Najbardziej popularnym trekingiem są góry na południe od miasteczka Karakol, gdzie występują cztery główne doliny, podając od wschodu: Chong-Kyzyl-Suu, Svetova (miasteczko Jeti-Oghuz oraz kanion czerwonych klifów i Dolina Kwiatów), Karakol i Arashan (termalne kąpiele). Można przejść się przez nie wszystkie (czas około 6-8 dni), 3 z nich lub jak w naszym przypadku wejście w Dolinę Karakol, przejście na przełęcz i wyjście Doliną Arashan (szczególnie podobało nam się nad turkusowym jeziorem Ala-Kol). Agencje polecają konne wycieczki w te doliny - trochę zbyt drogo przy małej ilości osób, (€7) 400 KS/os/dzień/koń + (€18) 1100 KS/grupy/dzień/przewodnik).
Dzień 1 - 2h marszu, 8 km
Wyruszyliśmy wieczorem, bo po co zostawać na noc w miasteczku, a rano wcześnie się zrywać. Wsiedliśmy więc do minibusu nr 101 (5 KS, 15 min) i ruszyliśmy na południe, wysiadając na końcowym przystanku. Paręset metrów dalej znajduje się brama wstępu (1945m) - obcokrajowcy płacą 250 KS (€ 4.2) za wstęp do parku. Panowie z obsługi nie chcieli nam dać żadnych studenckich/polskich zniżek, bo planowali nas oszukać i dać jeden rachunek fiskalny, a drugi jakiś papierkowy świstek. Cóż, mogliśmy wszyscy zyskać, a tak to musieli drukować drugi bilet fiskalny. Jak się później okazało - nie ma (jeszcze) bramek wstępu jeśli wchodzisz dolinami Arashan lub Svetov, ale jest punkt kontrolny na jednym kempingu pod koniec Doliny Karakol, przez który musisz przejść jeśli idziesz z Doliny Svetova na zachód (lub w kierunku odwrotnym). Po przejściu bramek idź cały czas prosto drogą dla jeepów, przejdź przez wioskę, mając rzekę po swojej prawej stronie, aż dojdziesz do mostku, wtedy to też znajdziesz się po zachodniej stronie wody. Rozbić namiot można gdziekolwiek.
Dzień 2 - 6h marszu, 14 km
Kontynuujemy marsz do większej polany - to tutaj znajduje się oficjalny kemping (2535 m, można rozbić namiot za bodajże 5 $ od osoby). Od razu na początku polany skręcamy z dróżki samochodowej w lewo, przechodzimy mostkiem przez rzeczkę i już małą leśną ścieżką wspinamy się stromo do góry. Pierwsze miejsce nadające się na rozbicie namiotu (2955m, kawałek "płaskości") jest dopiero po półtorej godzinnej wspinaczce. Tutaj znajduje się malutki zbiornik wody utworzony przez rzeczkę (zbyt mały aby nazwać go jeziorkiem, a zbyt duży na kałużę). Parę minut dalej pod górę znajduje się drewniana szopka - miejsce schronienia na wypadek deszczu lub wiatru - można też w środku rozpalić ognisko. Ja jednak proponuję na nocleg wejść jeszcze wyżej, bowiem po dalszych 2 godzinach wspinaczki dojdziemy do Jeziora Ala-Kol (3560m). Jest to miejsce bardzo piękne - zdecydowanie polecam na biwak. Jest tu dużo skał, więc można się schować od wiatru.
Dzień 3 - 5.5h marszu, 15 km
Od rana słońce cudownie świeci, aż ciężko opuścić to miejsce. Jednak nie ma się co martwić, gdyż wzdłuż jeziora będziemy jeszcze iść przez dwie godziny. Należy trawersować zbocze, które wtapia się w północną stronę jeziora. Czasami podchodzimy, później znowu tracimy wysokość, aby pod koniec długości jeziora wdrapać się ostatecznie na przełęcz (3915m, najwyższy punkt na naszej trasie). Stąd widok znowu jest nieziemski, gdyż poza całym turkusowym jeziorem, z drugiej strony wyłaniają się setki białych ośnieżonych 4- i 5-cio tysięcznych szczytów Tian-Shan. Warto być tutaj w miarę wcześnie, gdyż chmury nadciągały, jak to zwykle popołudniami bywa. Po rozkoszowaniu się naturą, najedzeniu się do syta, trzeba było ruszać z tej wietrznej krainy. No i jak spojrzeliśmy w drugą stronę przełęczy, to od razu zrozumiałem dlaczego pani w informacji powiedziała, że lepiej pokonywać ten szlak w kierunku w którym idziemy, a nie odwrotnie. Tutaj po prostu była wielka stromizna. Zacząłem szukać jakieś alternatywnej drogi, ale nic nie umiałem znaleźć. Było tutaj wiele wydeptanych dróżek, ale żadna nie wyglądała na łatwą. Myślałem, aby iść po śniegu, może jest na tyle miękki, że będzie można wykuwać w nim schodki. Ten plan jednak zawiódł szybko, bo była to zmarznięta skorupa - bez raków i czekanu nie było szans. Pozostały piargi - trzeba było szukać w miarę sporej ilości kamieni pod stopą, bo jak człowiek trafiał na twardą powierzchnię, to czuł jak zaraz zsunie się w dół kilkaset metrów (nie wyglądało to jednak na narażenie życia – po prostu trochę byśmy się poobijali). Pierwsze 50 metrów schodziliśmy przez 15 minut, bo trzeba było asekurować siebie i Ewelinę. Potem jednak piargi okazały się bardziej łaskawe i mimo dużego nachyłu potrafiliśmy wbić but w żwir, jak w schodek. Odtąd poszło łatwo. Dopiero z dołu widziałem, że istnieje też parę dłuższych, ale zdecydowanie mniej stromych trawersów - z przełęczy trzeba było przejść kilkaset metrów na wschód, po czym zacząć schodzić. Wejście z dołu wymagałoby pewnie sporo energii, aby wtaszczyć siebie i ekwipunek przy takim nachyleniu. Dalsza droga w kierunku doliny Arashan była już łatwa, ale niezbyt spektakularna. Do wioski pozostało 12 km (3.5 h), tam można zażyć termicznych kąpieli. Po drodze czekała nas jednak jeszcze jedna przeprawa przez rzekę na jej południowy brzeg. Kawałeczek za tym przejściem znajduje się miejsce na bezpłatny kemping. My jednak lecieliśmy już w dół na spragniony wypoczynek w ciepłych wodach. Podążając nadal wzdłuż potoku, na samym końcu dojdziemy do głównej doliny, gdzie spotykają się dwie rzeki. Musimy jeszcze przed połączeniem rzek ponownie przejść na stronę północną potoku (przez małą kładkę). Od przekroczenia rzeczki do wioski jest mniej niż godzina drogi. Teraz idziemy już na północ, mając główną, szeroką rzekę Arashan w pewnej odległości po swojej prawej stronie. We wiosce Altyn Arashan (2495m) jednak czekało nas małe rozczarowanie - weszliśmy do paru gospód i albo nie było gospodarza, który wpuściłby nas do łaźni, albo też akurat przyjechała grupa turystów (można tu dojechać samochodem z drugiej strony) i gospodarze wariują w kuchni. Nie chciało nam się wracać z powrotem do ominiętych łaźni (opłata 200 KS od osoby za wejście), postanowiliśmy więc pójść do tych bezpłatnych nad rzeką. Idąc na północ mijasz ostatni dom (pierwszy dom jeśli przyjeżdżasz z dołu), kierujesz się w kierunku rzeki i idziesz wzdłuż jej wschodniego brzegu. Po jakiś kilkuset metrach zobaczysz znajdujące się prawie w rzece, dwa betonowe malutkie (max. 2 osoby) wanienki w kształcie serca, do których wpada woda z metalowej rury. Jest to na zewnątrz (bezpłatne), więc trzeba było się ekspresowo rozebrać i wskoczyć do ciepłej wody - niestety ciepłej, nie gorącej. Z czasem, kiedy to nadchodził już wieczorny chłodek, w wanience było już zbyt zimno - teraz trzeba było jeszcze szybciej ubrać się z powrotem, rozbić namiot i wskoczyć do puchowego śpiworka.
Dzień 4 - 3.5h marszu, 14 km
Rano jak zwykle świeciło słońce. Wychodząc z Altyn Arashan jeszcze raz zobaczyliśmy jej panoramę wraz z dumnie stojącą na końcu doliny 4-tysięczną ośnieżoną Pałatką. Zejście w dół jest już ekstremalnie proste i niezbyt ciekawe widokowo - cały czas idziemy drogą dla jeepów (3.5h, 14 km). Dochodząc do asfaltu (1895m) przed centrum miasteczka Teploklyuchenka (Ak-Suu), łapiemy minibus nr 350A prosto do Karakol (15 KS, 20 min).
Podsumowanie: powrót do miasteczka Karakol nastąpił po niecałych 3 dobach (51 km), które pozwoliły nam się odprężyć psychicznie, ale fizycznie dostaliśmy mały wycisk. Po trekingu udaliśmy się autobusem w kierunku granicy z Kazachstanem.
Oto dane szczegółowe trasy z podaniem współrzędnych GPS, czasów i odległości rzeczywistej między punktami (nie w linii prostej).
punkt 1 | wysokość punktu 1 |
współrzędne GPS punktu 1 |
punkt 2 |
czas i dystans między punktami 1 i 2 | |
brama Doliny Karakol | 1945 m |
N 42° 26.575' E 078° 24.886' |
kemping Sirota |
4 h 15' |
16 km |
kemping Sirota | 2535 m |
N 42° 19.059' E 078° 28.206' |
polanka |
1 h 30' |
3 km |
polanka | 2955 m |
N 42° 19.506' E 078° 29.697' |
Jezioro Ala-Kol (początek) |
2 h 15' |
3 km |
Jezioro Ala-Kol | 3560 m |
N 42° 19.368' E 078° 31.293' |
Przełęcz Ala-Kol |
1 h 45' |
3 km |
Przełęcz Ala-Kol | 3915 m |
N 42° 19.585' E 078° 32.717' |
kładka (przejśie rzeczki) |
2 h 45' |
8.5 km |
kładka | 2590 m |
N 42° 21.349' E 078° 37.315' |
Arashan (koniec wioski) |
45' |
3.5 km |
Arashan (basenik) | 2495 m |
N 42° 22.654' E 078° 36.172' |
Teploklyuchenka (Ak-Suu) |
3 h 15' |
14 km |
Teploklyuchenka (asfalt) | 4295 m |
N 42° 28.294' E 078° 31.772' |
- |
- |
- |
całość | 17 h | 51 km |
noclegi – często wychodziliśmy z transportu przed dojazdem do centrum miasta i rozbijaliśmy namiot na dziko, czasami pytając właściciela domku o pozwolenie. W tym stylu w namiocie spędziliśmy 3 noce oraz 3 podczas trekingu.
W Biszkeku nie spaliśmy, ale dostaliśmy wizytówkę taniego hostelu - Bishkek Guest House, za 190 KS/os (€ 3.2), ulica Molodaya Gvardia 72, m. 26
Trudno znaleźć „Osh Guesthouse” pomiędzy blokami, ale LP podaje w miarę dobre namiary w połączeniu z mapką. Problemem jest tylko jedna czynna łazienka na wszystkich mieszkańców hostelu (nawet jak ktoś bierze prysznic to nie skorzystasz z toalety). Plusem jest fakt, że prysznic jest ciepły oraz że możesz znaleźć współtowarzyszy na dalszą podróż, co może obniżyć koszty przejazdu (jeśli sami załatwiamy samochód, bo proponowane przez hostel ceny transportu są wygórowane). Działa tu również dodatkowo płatny internet (z wypalaniem CD) oraz pralnia. My wzięliśmy pokój dwuosobowy (320 KS/os), ponieważ tańsze dormitorium (220 KS/os, € 3.7) rozdziela kobiety i mężczyzn. Uwaga na agresywnego sąsiada z dołu.
W Karakol właściciel (albo pracownik) „Yak hotel” bardzo nam się spodobał. Podczas pierwszej wizyty wziął nasze bagaże na przechowanie bez żadnego problemu (mimo, iż nie byliśmy jeszcze jego klientami). Po powrocie nie skasowano nas za to. Pokój 2-os kosztuje tam 300 KS/os (€ 5), ale miejsce we własnym namiocie tylko 100 KS. Opis z LP trochę się nie zgadza - łazienki są dwie, jest nawet sauna, kuchni i zamawiania posiłków nie ma za to wcale. Ale też nie musi być, tanie jedzenie można kupić nieopodal.
miasto | hotel i adres | N | nocleg | cena za noc | €/ 1os | oc | uwagi |
Osh | Osh Guest House, LP | 1 | pokój 2os | 320 KS/ os | €5.3 | 6 | |
Karakol | Yak Tours Hostel, LP, Gagarina 10 | 2 | namiot | 100 KS/ os | €1.7 | 7 | |
na dziko | 6 | namiot | |||||
w gościnie | 1 | ||||||
w transporcie | 1 | minibus | |||||
11 | €9 (3) |
transport – Kirgizja ma tańszą i dużo lepiej rozbudowaną sieć połączeń w porównaniu do Tadżykistanu. Niemniej poza Biszkekiem polega to na targowaniu się i czekaniu na komplet pasażerów. Trikiem okazał się przejazd z Osh do Biszkeku. LP wysyła cię na targowisko, gdzie praktycznie musisz sobie znaleźć taksówkę. W hostelu właściciel rzuca ceny zupełnie zwariowane (ale ma na to chętnych!), jest tam jednak łatwiej znaleźć współtowarzyszy potencjalnej podróży. Nam pomógł sprzedawca w sklepie - wskazał miejsce, gdzie odchodzą minibusy towarowe do stolicy. Pytaj o "wjeszowyj rynok" - północna część miasta, kilkaset metrów na północ za Jayma Bazar). Okazuje się, że taki minibus w 3/4 długości jest bagażowy, ale parę miejsc za kierowcą to wygodne siedzenia lub nawet miejsca do spania! Oczywiście jest to dużo taniej niż poprzednie wersje. My zarezerwowaliśmy sobie miejsca u kierowcy dzień wcześniej. Ogólnie minibusy odchodzą popołudniu (nasz powinien o 14, odjechał o 16) i dojeżdżają do Biszkeku wcześnie rano. Wszystko super z wyjątkiem krajobrazów, nam się podobały, ale mogliśmy je tylko oglądać do zmierzchu.
Z Biszkeku wyjeżdżaliśmy wieczorem, minibusy odjeżdżają do późna.
Uwaga - kierowcy w Kirgizji próbują doliczyć ci opłatę za bagaż - nie daj się, nie trzeba płacić, gdyż nie ma tam takiego zwyczaju wśród miejscowych. Jedynym wyjątkiem są towarowe minibusy - tam kasuje się za bagaż.
Z Karakol jedzie codziennie autobus o godzinie 13:30 w kierunku granicy z Kazachstanem (Dolina Karkara). Nie jestem pewien przystanku docelowego autobusu, ale miał on wymienioną nazwę San-Tash. Kierowca wyrzuci cię na skrzyżowaniu, gdzie do granicy już jest 5 kilometrów (brak oficjalnego transportu publicznego). Stał tam jeden człowiek z samochodem i oferował podwiezienie do granicy - rzuciliśmy mu ofertę cenową, a on wskoczył do samochodu bez odpowiedzi i odjechał obrażony w kierunku granicy. My dotarliśmy na posterunek pieszo o zmierzchu i wygląda na to, że granica czynna jest do późnych godzin (może i całodobowo). Stopa udało nam się złapać dopiero za przejściem.
dzień | trasa | transport | cena w KS | €/ 1os | czas | km |
39 | granica - Sari Tash | ciężarówka | 85 KS/ os | €1.4 | 30' | 45 |
40 | Sari Tash - Osh | autostop (wolna ciężarówka) | 200 KS/ os | €3.3 | 7 h | 184 |
43 | Osh - Biszkek | minibus towarowy (nocny) | 400 KS/ os + 100 KS/ bag | €8.3 | 14.5 h | 717 |
44 | Biszkek - Barskoon (jezioro) | minibus | 250 KS | €4.2 | 5.5 h | 326 |
45 | Barskoon - Karakol | minibus | 50 KS | €0.8 | 1.5 h | 79 |
45-48 | Karakol - Teploklyuchenka | pieszo | - | - | 3 dni | 51 |
48 | Teploklyuchenka - Karakol | minibus | 15 KS | €0.3 | 20' | 10 |
50 | Karakol - skrzyż. do granicy | autobus | 70 KS | €1.2 | 3.5 h | 86 |
50 | skrżyż. do granicy - granica | pieszo | - | - | 1 h | 5 |
transport miejski | minibus, autobus | 48 KS/ os | €0.8 | - | - | |
€20 | 1503 |
Wizy – w Polsce nie ma ambasady Kirgizji. Znalazłem na forum informacje, że można załatwiać wizy pocztą w ambasadzie w Berlinie - wysyłamy kopertę z paszportem, naszą kopertę zwrotną, wypełniony wniosek wizowy, dowód przelewu bankowego, listem tłumaczącym co potrzebujemy itp. Pewne osoby podawały nawet, iż prosiły ambasadę później o przesłanie ich dokumentów do ambasady Tadżykistanu. Oczywiście przesyłanie dokumentów pocztą to zawsze ryzyko. Spotkałem Polaków, którzy wybrali się do Berlina po wizę i spotkanie z konsulem wspominali miło. Istnieje też niepotwierdzona wiadomość, że wizę można otrzymać bez problemów na lotnisku w Biszkeku (ale nie na przejściach lądowych).
Załatwiliśmy więc wizę poprzez agencję, w naszym przypadku była to chyba najlepsza opcja. Jak jednak opisywałem na wstępie, nie polecam firmy Stud-Tour (obecnie Szkoła Privet) z której korzystałem, warto poszukać innej agencji. Miesięczna wiza kosztuje 55 €. Niestety datę ważności wizy trzeba podać w momencie składania wniosku - nie jest więc ona ważna do momentu wjazdu, tylko ma sztywne ramy czasowe (co oznacza, że jeśli gdzieś po drodze spodobało ci się bardziej, to będziesz teraz miał mniej czasu na ten kraj). Nie potrzeba poparcia wizowego (zaproszenie, LOI), ale załatwiając tę wizę w Azji Środkowej ambasady mogą się domagać takowego dokumentu. Agencja wzięła 100 zł prowizji od paszportu, ale tylko dlatego, iż załatwialiśmy łącznie 6 wiz (2 osoby po 3 wizy). Na wizę teoretycznie czeka się nie dłużej niż tydzień.
Podobno Polacy są nadal na liście krajów z obowiązkową rejestracją. Nasi znajomi robili ją w Osh płacąc za tę przyjemność po 5 $. My jednak zaryzykowaliśmy i nie rejestrowaliśmy się - nikt tego nie sprawdzał i o nic się nie pytał.
Kirgizja ma swoje placówki w większości pozostałych krajów byłgo ZSRR, a także w Austrii, Belgii, Niemczech i Iranie.