English version - Polska wersja - version Espanola: English version  Wersja polska  Version espanola
  • Strona główna
  • Moje podróże
  • Podróż marzeń -
    Siłami Natury
  • Australia podróże,
    wiza studencka itd
  • Warto zwiedzić (zdjęcia)
  • Polecam - książki,
    filmy, sprzęt itd
  • O sobie
  • Świat oczyma Eweliny
  • Kontakt

Azja Środkowa 2009

Wstęp >> Gruzja Armenia Azerbejdżan Iran
Turkmenistan >> Uzbekistan Tadżykistan Afganistan Kirgizja
Kazachstan >> Rosja Mongolia Zakończenie Kosztorys

Azerbejdżan

16.07 do 18.07.09, 2 dni, kurs bankowy 1 € = 1.12 M (Nowy Manat)

zwiedzanie –Azerbejdżan nie dogonił w gościnności Gruzji i Armenii, daleko było mu do nich. Pierwszym szokiem dla nas były odmowy przechowania bagażu w przydworcowych restauracyjkach – nawet kiedy zapewnialiśmy, że po powrocie tam zjemy (raz ktoś się zgodził, ale zaśpiewano od razu kosmiczne ceny posiłków). Tutaj o cenę przejazdu trzeba już walczyć, inaczej cię oskubią. Oczywiście kraj miał też swoje miłe akcenty, zdarzało się, że ludzie nam pomagali. Panuje tu też specyficzny chaos w pozytywnym znaczeniu, dopiero tutaj poczułem, wulkany błotneże jestem już jedną nogą w Azji (czego nie czułem w dwóch wcześniejszych państwach). Azerbejdżan jest jednym z najbardziej swobodnych i tolerancyjnych muzułmańskich krajów świata. Na porządku dziennym jest tu konsumpcja alkoholu w miejscach publicznych, w restauracji można zamówić wieprzowinę, można też spotkać kobiety nie tylko bez chust na głowach, ale nawet z głębokimi dekoltami i w krótkich spódniczkach.

W obiegu są dwie waluty – stary i nowy manat. Nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie fakt, że przelicznik wynosi 1:5000 (zwykle dominacje dokonuje się przez obcinanie zer). To chyba po to, aby rozwinąć zdolności matematyczne mieszkańców kraju – wyobraź sobie starszego dziadka, który kupuje codziennie gazetę za 2000 starych manatów. Tym razem płaci banknotem 10 nowych manatów i otrzymuje resztę: 5 nowych manatów oraz 23,000 starych manatów. „Proszę pana, proszę wziąć resztę i odejść, bo następny klient czeka”. Dziadek bierze kasę i nie ma pojęcia, czy reszta się zgadza.

Nasz pierwszy przystanek zrobiliśmy w Gandży. Pojechaliśmy zobaczyć Imanzadę, ceglane mauzoleum z niebieską kopułą, otoczone cmentarzem (uwaga na żmije). Mauzoleum nie zachwyciło, ale chodziło o to, aby gdzieś się przejechać, poczuć atmosferę nowego kraju. I było inaczej, na pewno cieplej, inne jedzenie (zaczynają się kebaby), niektórzy ludzie mili, zaczepiają w knajpkach, aby wspólnie zjeść i się napić (tak jak w poprzednich krajach - nie ma mowy, abyśmy to my płacili).

Po zwiedzeniu Gandży pojechaliśmy nocnym autobusem do stolicy. Leży ona nad największym jeziorem świata, Morzem Kaspijskim (w depresji, ponad 20 metrów poniżej poziomu morza), o powierzchni większej od Polski. Zrobiliśmy sobie pieszą wycieczkę po starym mieście – ładna europejska architektura z muzułmańskimi akcentami. Wewnątrz starych murów obronnych znajduje się najładniejsza część starówki. Promenada nad jeziorem jest gwarna, ludzie spacerują, jedzą, muzyka gra, neony szaleją. Życie nocne stolicy, z wieloma knajpkami i klubami nocnymi otwartymi do rana, w niczym nie przypomina typowego muzułmańskiego miasta. Baku swojego czasu było jednym z płonące skałybogatszych miast świata - zbudowane jest na ropie, czasy jego świetności minęły, ale nadal wygląda czysto, bogato i całkiem cywilizowanie (ostatnio ubiegało się nawet o organizację olimpiady). To tutaj swojej fortuny dorobili się m.in. bracia Noblowie (jeden z nich, Alfred, wynalazł później dynamit i został fundatorem znanej Nagrody Nobla).

Pojechaliśmy zobaczyć „płonące skały”, a po drodze mijaliśmy pola naftowe z wszechobecnymi maszynami wiertniczymi - gdziekolwiek spojrzeć pracują pompy, pomiędzy blokami, działkami, koło placu zabaw itp. Mimo iż wyobrażaliśmy sobie „płonące skały” zupełnie inaczej (na otwartym polu, a nie w niecce za budynkiem), wrażenie i tak na nas wywarły, bo lubię „wybryki natury”. Jest to miejsce gdzie nieprzerwanie od setek lat samoistnie pali się wydobywający z wnętrza ziemi gaz. Ciekawe zjawisko, w dodatku jest to ogień bez dymu, bo spala się czysty gaz. Chociaż następnym razem pojechałbym tam nocą, pewnie efekt byłby jwulkany błotneeszcze lepszy. O mieście zbudowanym na skałach (platformach) na otwartym jeziorze ponad 100 km od brzegu nie umieliśmy znaleźć informacji, nie wiedzieliśmy czy turysta może tam popłynąć.

Później udaliśmy się do Gobustanu, słynącego z petroglifów i rożnych znalezisk naszej wczesnej cywilizacji, nawet sprzed 34-36 tysięcy lat! Naskalne ryty znajdują się nawet na liście UNESCO, ale nie wywarły na nas wrażenia, nie jesteśmy ekspertami, a petroglifów już się naoglądaliśmy w życiu wystarczająco. Patrzę się więc dodatkowo na ekspozycję i otaczający teren – a te nie należały do godnych większej uwagi. Nie respektowali tutaj naszych legitymacji studenckich – wejście 3 M (2.7 €). Ze względu na problem z transportem odpuściliśmy sobie oglądanie inskrypcji zostawionej przez Aleksandra Wielkiego. Wracając złapaliśmy na stopa policję, a ta została naszą "taksówką" i zawiozła nas na błotne wulkany. Jest to wzgórze z kilkudziesięcioma stożkami wielkości od paru centymetrów do paru metrów, z których wydobywa się błoto. Zamoczyliśmy ręce wewnątrz wulkanów, te okazały się zimne. Z daleka widać niebieski kolor Morza Kaspijskiego, ale teren wokół wygląda jak mieszanka sypkiej ziemi i kurzącego się żwiru, co przy upale i wietrznej pogodzie nie sprawia najlepszego wrażenia. Błotne wulkany występują tylko w kilku miejscach na świecie i mają związek z wydostawaniem się gazu ziemnego na zewnątrz skorupy ziemskiej.

miejscowość obiekt cena w M €/ 1os czas ocena uwagi
Gandża mauzoleum Imanzada - - 30' słabe  
Baku płonące skały - - 15' ok  
Gobustan petroglify 3 M 2.7 € 1 h słabe ryty na zewnątrz i muzeum
wulkany błotne - - 30' ok

 

      €3    

 

noclegi – w Azerbejdżanie obie noce spędziliśmy w autobusach.

transport – do granicy z Iranem chcieliśmy dojechać tanim pociągiem – nie było jednak biletów. Wiadomo, że w post radzieckim systemie „nie ma” może oznaczać wiele rzeczy, przede wszystkim że może jednak bilety są, ale nie w tym momencie, nie w tej kasie, albo nie u tej pani itd. Nie mieliśmy jednak czasu na kombinowanie, pojechaliśmy więc na dworzec autobusowy, bo jest tu w miarę dobrze rozwinięta sieć autobusowa ze stałym rozkładem jazdy. Niestety ostatni autobus do granicznej Astary odjeżdżał po godzinie 16. Szukaliśmy więc dworca irańskiego – z ulicy 28 Maja w okolicy dworca kolejowego wejdź do autobusu nr 30 lub 332 i wysiądź niedaleko hotelu Araz. Tam dopytaj się ludzi o „Iran garaż”. Autobus do Teheranu odjeżdża o godzinie 22. Do granicy dojechał w środku nocy i czekał do dziewiątej, zanim otworzono granicę. W autobusie można było się przespać.

Długo szukaliśmy transportu publicznego na „płonące skały”. W końcu poddaliśmy się i zdecydowaliśmy się na wariant przejazdu metrem na stacje Gandżlik, skąd jest już znacznie bliżej do celu, aniżeli z centrum. Tam wzięliśmy taksówkę. Kierowca czekał na nas przy skałach przez 20 minut.

policyjny autostopDo Gobustanu dojechać możemy autobusem nr 105. Ludzie powiedzą ci, gdzie trzeba wysiąść. Tutaj taksówkarze cię obskoczą. Ale do petroglifów możemy nawet podejść – jest to około 5 kilometrów na północny wschód od skrzyżowania na którym wyjdziemy. Pod klifem widać budynek administracji parku oraz latarnie wzdłuż drogi na podjeździe pod bramę wstępu. My wtedy nie mieliśmy jeszcze pojęcia gdzie to jest – dogadaliśmy się więc z taksówkarzem. Ustaliliśmy cenę w jedną stronę (3 L za kurs, co za ten dystans jest ceną wygórowaną), liczyliśmy, iż po drodze dogadamy się jeszcze na wycieczkę na błotne wulkany. On jednak zawiózł nas na petroglify i wrócił z powrotem, żądał zbyt dużo. Po zwiedzaniu wracaliśmy więc pieszo (brak było jakichkolwiek innych turystów czy pojazdów), jednak parę minut później dogoniła nas policyjna łada, w której jechał też anglojęzyczny pracownik parku. Zgodzili się podrzucić nas do miasteczka, ale po drodze dogadaliśmy się na wycieczkę na błota – pojechaliśmy najpierw zatankować (tzn. ktoś wlał im paliwo przez lejek z kanistra). Sami tych błotnych wulkanów nie mielibyśmy szans znaleźć (95m, N 40°02.623' E 49°26.406'), w okolicy było dziesiątki bitych traktów. Są one odległe 9 km w linii prostej na południe od wspomnianego wcześniej skrzyżowania. Powrót do Baku może być również minibusem, ale upewnij się, czy jedzie do centrum.

Transport miejski w Baku – autobus 0.2 M (0.2 €), a metro zaledwie ćwierć autobusowej ceny.

dzień trasa transport cena w M €/ 1os czas km
9 granica - Gandża minibus 5 M €4.5 2.5 h 152
9 Gandża - Imanzade + powrót taksówka 3 M/ 2os €1.3 2x 10' 2x 5
9-10 Gandża - Baku autobus nocny 6 M €5.4 7 h 370
10 Baku - Gobustan autobus nr 105 0.8 M €0.7 1.5 h 60
10 Gobustan - petroglify + powrót taxi + autostop 3 M/ 2os + 0 €1.3 2x 10' 2x 5
10 Gobustan - wulkany + powrót taxi (autostop) 10 M/ 2os €4.5 2x 20' 2x 12
10 Gobustan - Baku 2x minibus 1 M €0.9 1 h 60
10 Baku - płonące skały + powrót taksówka 12 M/ 2os €5.4 1 h 2x 15
10-11 Baku - Teheran (Iran) autobus nocny 22 M €19.6 22 h Azerb. 323 Iran 500
  transport miejski taksówka, metro, autobusy 4.6 M/ os €4.1 - -
        €48   1039

Wizy – w Polsce wiza turystyczna na 30 dni kosztuje 46 $, zaś tranzytowa to wydatek o połowę mniejszy.

my naszą załatwialiśmy w Tbilisi, Gruzja. Ambasada Azerbejdżanu (po rosyjsku „poselstwo”) mieści się na ulicy Kipshidze nr 1, czynna jest w pn, śr, pt w godzinach od 10:30 do 12. Jeśli chodzi o wizę tranzytową, to nie było najmniejszych problemów – musieliśmy posiadać w paszporcie wizę kolejnego kraju (w naszym przypadku irańską), a po wypełnieniu wniosku ze zdjęciem wpłaciliśmy po 20 $ oraz 5 gruzińskich lari „prowizji” (prowizja bez rachunku, całość 16.4 €). Normalnie wpłat należy dokonywać w Azeri Bank, ul. Marcahi Svili Kucesi nr 4 (blisko hostelu), ale wtedy byłby problem ze zdążeniem z ambasady do banku i z powrotem (wszystko w półtorej godziny) – urzędnicy poszli nam w ten sposób na rękę. Odbiór 5-dniowej wizy tranzytowej tego samego dnia w godzinach od 16 do 17.

Niestety, jeśli chodzi o wizę turystyczną, nie jest już tak kolorowo. Słyszeliśmy o odmowach, zaproszeniach, niezbędnych rezerwacjach itp. W Tbilisi w cenniku podany jest koszt 60 $ (obywatele USA, Wielkiej Brytanii i Izraela 100 $). Jednakże jak czytałem na stronie ambasady, można otrzymać wizę na lotnisku w Baku.

Z powodu bardzo napiętych stosunków z Armenią, zaleca się nie odbywać podróży na tym samym paszporcie, w którym mamy wizę nieuznawanej tutaj Republiki Górskiego Karabachu! Kłopoty mogą nawet być w przypadku, kiedy to azerscy celnicy znajdą u ciebie pamiątki armeńskie (np. charakterystyczne ormiańskie krzyże), lub mapę z oznaczonym Górnym Karabachem jako części Armenii.

powrót na początek strony