Nowa Południowa Walia jest najbardziej zaludnionym stanem, szczególnie wzdłuż wybrzeża. Niesamowitą sprawą jest fakt, iż jest tutaj 126 parków narodowych. W Sydney, na XIII pietrze 59-61 Goulburn St, dostaniemy darmową broszurkę z wszystkimi parkami, cenami, atrakcjami, opisami dojazdów, spacerów itp. Możemy tam również uzyskać pomoc w bardziej szczegółowych sprawach, jak i uzyskać dokładne mapki poszczególnych parków.
Sydney opisałem już na stronie poświęconej temu niesamowitemu miastu. Natomiast w dziale „wypady na weekend” opisałem pokrótce takie atrakcje jak: Blue Mountains, Royal NP, Ku – Ring – Gai Chase NP, Port Stephens, Hunter Valley oraz Jervis Bay.
Na tej stronie zajmę się więc miejscami położonymi nieco dalej od Sydney.
Na północnym wybrzeżu stanu znajduje się najbardziej na wschód wysunięty skrawek australijskiego lądu – Cape Bayron. Poza tym, iż jest to ładnie położone miejsce, to leżące obok miasteczko Byron Bay jest mekką młodych obieżyświatów. Powodów jest kilka, ale decyduje o tym przede wszystkim renoma hippisowskiego stylu. Jednak z komercjalizującego się Byron Bay prawdziwi hippisi praktycznie uciekli do niedalekiego Nimbin. Mimo to w miasteczku panuje luz, spokój, zabawa. Miejsce to jest również idealne do uprawiania surfingu, nie tylko ze względu na idealne warunki morskie, ale surferom także towarzyszą delfiny. Polecam wycieczkę na kajakach, gdzie jest spora szansa zobaczenia tych sympatycznych ssaków (3 godziny, 65 AUD).
Północna i zachodnia część stanu to cudowny pusty outback. Mam kilka swoich ulubionych miejsc, a jednym z nich jest Lightning Ridge. Słynie on, jako jedyne miejsce na świecie, z wydobycia czarnych opali. Wyeksplorowane już podziemne szyby przerobione są na mieszkania, hotele, lub udostępnione turystom do zwiedzania kopalnie (10 AUD). W miasteczku istnieje kilka tras, wzdłuż których miejscowi pobudowali różne dziwne budowle, m.in. dom z butelek, zamek czy dom astronoma zbudowany przez polskiego osadnika. Jest to nietypowe, interesujące miasteczko. Niestety nie wszędzie możemy wejść, czasami pobierana jest opłata, a niekiedy wstęp możliwy jest podczas wykupionej wycieczki po miasteczku. Z zewnątrz nikt nam jednak nie zabroni pooglądać. Wieczorem polecam wybrać się na bezpłatny termiczny „basen” w jednej z naturalnych studni artezyjskich, czynne przez 24 godziny kąpielisko z wodą o temperaturze 52˚C.
Północno-zachodni kraniec stanu to Sturt NP. Jest on na granicy Pustyni Strzeleckiego, gdzie występuje piasek, sucha spalona ziemia, niskie karłowate drzewa.
Nieco dłuższą wycieczką z Sydney (z drogą powrotną minimum 5 dni, ponad 2500 km), jest bardzo atrakcyjny wyjazd w outback (nie ma dosłownego tłumaczenia - interior, pustkowie), tym razem po zachodnich częściach stanu. Wzięliśmy mapę z zaznaczonymi drogami szutrowymi, narzędzia, zapasowe koło, żywność i sporo wody pitnej.
Najpierw pojechaliśmy do piaszczystego Mungo NP, w którym dominuje 33 kilometrowy „Mur Chiński”, czyli utworzona z piasku i mułu przedziwna formacja. Cudowne zachody i wschody słońca, cisza i spokój, niesamowite kolory, spacery po wydmach lub po dnie wyschniętego już jeziora. To miejsce jest najstarszym na świecie odkryciem archeologicznym rytualnych pochówków, 15 tysięcy lat wcześniejszych od egipskich faraonów.
Jechaliśmy nadal małą dróżką wśród czerwonej ziemi z ciągle zmieniającym się krajobrazem za szybą. Kinchega NP to zielone tereny wzdłuż jednej z najdłuższych rzek kontynentu, Darling River. Jest tam mnóstwo ptaków, na drzewa wspinają się 2 metrowe jaszczury, w trawie skaczą kangury, a po stepach biegają emu. Kemping nad częściowo wyschniętym jeziorem (zależne od suszy lub powodzi w danym roku), z interesującymi konarami drzew.
Niedalekie górnicze miasto Broken Hill też ma swoją dziwną atmosferę, ale nie ma tam nic specjalnego. Natomiast w pobliskim Silverton, miasteczku widmie, możemy podziwiać pejzaże podobne do tych z filmu Madmax II (tu był kręcony), a samochód Mela Gibsona wciąż stoi pod barem. Poza tym artyści pomalowali stare garbusy volkswageny i porozrzucali je po całej okolicy.
Z kolei Mutawintji NP jest bardziej górzysty i skalisty niż 2 poprzednie parki. Na ciekawe liczne piesze szlaki nie zapomnijmy zabrać ze sobą sporej ilości wody, gdyż w grudniu podczas mojego 5-godzinnego spaceru temperatura sięgała 46˚C w cieniu. Znajdują się tutaj liczne aborygeńskie malowidła naskalne.
Podobne jak w poprzednich parkach wstęp do parków wynosi 7 AUD od samochodu, a za kemping opłaty wynoszą zaledwie 5 AUD (wyposażone w toalety i wodę, czasami piecyki do grilla). Za kemping płacimy wrzucając kopertę do skrzynki, nikt nas nie kontroluje, ale to świadczy to o naszej uczciwości. Korzystamy – zapłaćmy.
W miasteczku White Cliffs, podobnie jak w Lightning Ridge, możemy pozwiedzać znajdujące się pod ziemią stare kopalnie opali przerobione na domy mieszkalne i hotele (nocleg ok. 40 AUD ze śniadaniem). Imponujący oraz praktyczny jest fakt, iż w dzień taki dom chłodzi przed upałem, a nocą chroni przed mrozem, gdyż wewnątrz utrzymuje się stała temp 22˚C.
Inną ciekawą wycieczką może być wyjazd w Góry Śnieżne (Snowy Mountains), w pobliże góry Kościuszki (2228 m), najwyższej w Australii kontynentalnej. Ciekawostką jest, iż najwyższa góra Australii to właściwie Mawson Peak (2745m) leżąca na Heard Island. W okolicy znajduje się wiele dobrze oznaczonych pieszych szlaków. Ja wybrałem się na górę Kościuszki z Threbo, głównego kurortu narciarskiego. Spokojnym marszem wejdziemy na szczyt w około 3 godziny, możemy też połowę drogi (tą bardziej stromą) podjechać wyciągiem krzesełkowym. Na terenie Kosciusko NP kemping jest dozwolony, a blisko położone malownicze jeziorka do tego tylko zachęcają. Ze szczytu poszedłem już mało uczęszczanym szlakiem na północ, a za Blue Lake skierowałem się bezdrożami w kierunku Snowy River, z nurtem której dotarłem po dwóch dniach do pierwszej osady. Poza szlakiem nie spotkałem ani jednego człowieka, tereny piękne. Tam gdzie nie było ścieżki chodzenie w gęstwinach chaszczy okazało się udręką, trzeba też było uważać na węże. Znacznie gorzej szło mi się w gęstwinach, aniżeli po rzece skacząc z kamienia na kamień (ale tylko latem, gdyż po zimie poziom wody może okazać się zbyt wysoki). Jeżeli mamy szczęście to możemy w ciągu jednego dnia powrócić autostopem z Threbo do Sydney. Wybierając się tam w okresie od maja do września możemy spodziewać się sporo śniegu. Z jednej ze śnieżnych wypraw szczegóły tutaj.
W narciarskich resortach w Jindabyne, Threbo lub Perisher istnieją wypożyczalnie sprzętu narciarskiego (narty, buty i kijki od 55 AUD za dzień). Jednodniowy karnet na wyciąg to koszt około 100 AUD.
Organizowane wycieczki weekendowe z Sydney kosztują od 259 AUD (przejazd z Sydney, dwa noclegi w dormitorium, dwa śniadania, jeden obiad, przejazdy pod wyciągi). Sprzęt i karnet we własnym zakresie.
Canberra, stolica kraju, niczym specjalnym nie zaskoczy. Jeden dzień zwiedzania w zupełności mi wystarczył. Najciekawszym obiektem jest budynek parlamentu, który zbudowany jest wewnątrz pagórka (dach wciąż pokryty jest trawą).
Drugą ciekawą rzeczą w stolicy może być coroczna wystawa tulipanów – Floriade. Parę milionów kwiatów możemy oglądać pomiędzy wrześniem i październikiem.