English version - Polska wersja - version Espanola: English version  Wersja polska  Version espanola
  • Strona główna
  • Moje podróże
  • Podróż marzeń -
    Siłami Natury
  • Australia podróże,
    wiza studencka itd
  • Warto zwiedzić (zdjęcia)
  • Polecam - książki,
    filmy, sprzęt itd
  • O sobie
  • Świat oczyma Eweliny
  • Kontakt

Australia

Wstęp Wizy Dostać się Szkoła Praca
Utrzymanie Sydney Podróżowanie po Australii Pustynie Zakończenie
Victoria

Podróżowanie po Australii - Victoria

Melbourne zawsze rywalizowało z Sydney o dominację w Australii. Kiedy spotykam osoby z Melbourne, zwykle nie przepadają oni za Sydney. System działa tak samo w odwrotnym kierunku. Zauważyłem też pewną zależność – ponieważ oba miasta są wspaniałe, turysta zwykle lubi bardziej te miasto, w którym znalazł się pierwszy. Trudniej mu potem polubić drugie miasto w takim samym stopniu, gdyż jego pierwsze odkrycia australijskiego stylu życia kojarzą mu się z pierwszym miejscem i były spotęgowane unikalnymi emocjami.

To samo stało się ze mną. Kocham Sydney, lubię Melbourne. Zgadzam się z opinią, że architektura Melbourne jest bardziej europejska, czuć tam spory wpływ Włochów i Greków (Melbourne jest drugim największym greckim miastem, gdyż więcej niż pół miliona Greków mieszka tylko w Atenach). Stylowe tramwaje dodają europejskiego stylu. To tutaj też rozgrywany jest tenisowy turniej Australia Open (styczeń), konne wyścigi Melbourne Cup (pierwszy wtorek listopada), a niedaleko stąd wyścigi Formuły 1 (marzec).

Nie mniej jednak dla mnie w Melbourne jest zbyt zimno i zbyt wietrznie. Do tego nie ma ładnych plaż, ani klifowych wybrzeży, gdzie można by pospacerować. Dzielnica St Kilda jest nawet przyjemna, ale kąpiel z widokiem na przemysłowy port nie jest w moim typie. W centrum sportowcy nie mają wstępu do ogrodu botanicznego, muszą zadowolić się bieganiem wzdłuż drogi samochodowej. Centrum miasta jest jednak ciekawe, widok ze szklaną podłogą z wieży telewizyjnej zapierający dech, a nocny widok z dystansu na drapacze chmur imponujący.

Lecąc do Melbourne pamiętaj, że są tam dwa lotniska. Tullamarine - główne, jest bliżej centrum i dojechać możemy specjalnym autobusem Sky Bus (20 min, 16 AUD) przez całą dobę. Natomiast lecąc na lotnisko Avalon, pamiętaj, że jest on odległy blisko godzinę drogi od centrum (transfer do stacji Southern Cross 20 AUD).

W pobliżu miasta, jakieś 1.5 godziny jazdy samochodem na południe, znajduje się Wyspa Phillip. Jeśli nie masz samochodu, to z Melbourne organizowane są jednodniowe wycieczki (od 90 AUD). Każdego wieczoru, kiedy tylko zajdzie słońce, z morza na ląd wychodzą pingwiny. Spektakl Penguin Parade jest niesamowity, kiedy to setki tych malutkich stworzeń (mały pingwin jest najmniejszym z gatunku, osiąga do 35 cm wysokości) gromadzi się w grupki i człapie na plażę. Robią to po zachodzie słońca, aby nie porwały ich ptaki pingwino-jady, co jest wielce prawdopodobne za dnia. Potem z plaży pingwinki maszerują nawet do 2 kilometrów, aby odnaleźć swoją norkę, gdzie często czekają na nie skrzeczące głodne maluchy. Turyści siedzą sobie na specjalnie zbudowanych platformach, skąd można obserwować morze i oświetloną plażę. Parada PingwinówPlatforma główna, skąd jest dobry widok na morze, ale jest trochą daleko (przydatne lornetki) kosztuje 21 AUD. Jednak jeśli chcesz być bliżej tych małych stworzeń, to istnieje wersja pingwin plus za 41 AUD, gdzie wpuszczanych jest maksymalnie 40 osób. Wziąłem tą opcję i nie żałuję, chociaż nie jest to wydatek konieczny, gdyż później obie grupy mogą chodzić po drewnianych kładkach i przypatrywać się idącym wzdłuż pomostów pingwinom z jednego metra odległości. Przewagą droższego biletu jest po prostu mniejszy dystans oglądania, kiedy to pingwiny wychodzą z wody, jak i mniej tłocznie na niektórych pomostach. Są również droższe specjalne bilety na specjalne prywatne tour z przewodnikiem. W każdym razie chodząc po kładkach widać czasami norki w piasku i często małe kwiczące i czekające na rodziców. Małe nie rozpoznają swoich opiekunów, także bardzo zabawnie było widzieć jak maluchy podbiegają do każdego dorosłego, a kiedy ten pozna po głosie, że to nie jego dziecko, dziobie je po łbie odganiając od siebie. Super widok! Poza tym mieliśmy też szczęście widać zaloty, kiedy to pingwinki poznawały się po drodze, długo wzajemnie głaskały dziobkami, tuliły główkami. Niektóre takie zaloty kończyły się zostawieniem oszołomionego kawalera, a niekiedy pingwinki szły dalej razem.
Jeszcze za dnia (przed zachodem słońca) wziąłem również oprowadzanie z przewodnikiem (Eco Tour, 10 AUD), gdzie przez godzinkę słuchałem szczegółów z życia pingwinów. A że było nas turystów tylko trzech, to zadawałem sporo pytań, na które strażnik odpowiadał z pasją.
Ten rezerwat jest rządowy i widać, że pieniądze z turystów idą w sporej mierze na ochronę tych pingwinów. Pracują tam ludzie z pasją, gdzie zwierzak jest ważniejszy od klienta, po dwóch godzinach ludzie są wyproszeni z kładek, gasi się światło i pozwala pingwinom żyć w ciszy. Wszędzie obowiązuje całkowity zakaz filmowania i fotografii.
Na wyspie Phillip znajduje się również park z koalami oraz Churchill Island, czyli gospodarstwo domowe utrzymane w dawny tradycyjny sposób. Poza tym w marcu odbywa się tutaj Formuła 1.

W Ballarat zbudowano Sovereign Hill , replikę miasta z połowy XIX wieku, z czasów gorączki złota. Podobno jedna z najlepszych tego typu. Występują tam przebrani aktorzy i konne zaprzęgi, chodzisz pomiędzy starymi drewnianymi budynkami, możesz też spróbować znaleźć przez sitko złoto. Wstęp kosztuje 42 AUD, a wieczorny pokaz światło-dźwięk 50 AUD.

12 ApostołówNajbardziej popularną atrakcją w Victorii jest panoramiczna trasa zwana Great Ocean Road . To kręta 243-km droga pomiędzy Torquay i Warrnambool, prawie cała nad klifowym wybrzeżem, gdzie fale wyrzeźbiły w skałach najprzeróżniejsze formacje. Można ją przejechać samochodem, autostopem, rowerem, można też przejść najpiękniejsze odcinki pieszo, albo przelecieć się helikopterem (cena od 75 AUD od osoby).
Z Melbourne organizowane są jednodniowe wycieczki na Great Ocean Road, ceny od 75 AUD. Moim zdaniem jeden dzień to trochę zbyt krótko, dwa dni byłoby lepiej. Można też połączyć wycieczkę dwudniową z klifami i pingwinami (od 150 AUD, wliczone wstępy i nocleg w sali wieloosobowej). Albo żeby nie wracać do punktu wyjścia, jechać na minimum 2 dni/1 noc organizowaną wycieczkę z Melbourne do Adelajdy (lub odwrotnie), zwiedzając po drodze tylko Great Ocean Road (cena od 250 AUD), albo 3 dni/2 noce dodatkowo oglądając Grampiany (od 395 AUD). Zarówno ja, jak i Ewelina przejechaliśmy tą trasę autostopem, nocując po drodze w namiotach. Kilka lat później kiedy odwiedziła mnie mama, wynająłem samochód (to dużo lepsza opcja niż wycieczka zorganizowana).

Niemniej najciekawsza część tej drogi moim zdaniem jest pomiędzy Petersborough i Lorne. Dla mnie najbardziej widowiskowe punkty widokowe to (od zachodu na wschód): The Spit, The Grotto (zejść na dół), London Brigde and The Arch i zjechać na nocleg na kempingu w Port Campbell. Następny dzień odwiedzić Loch Ard Gorge (zrobić spacer wokół) i The Twelve Apostles (punkt kulminacyjny). Potem droga zaprowadziła nas do pełnego turystów Apollo Bay, skąd pojechaliśmy znowu piękną trasą nad samym oceanem. Polecam zatrzymać się w Kennett River. Tam zjeżdżając z głównej drogi, od razu skręcić w lewo w szutrówkę Grey River Road. Pojedźmy jeszcze parę kilometrów pod górę, zatrzymajmy pojazd i przejdźmy się. Wytężając wzrok wysoko w drzewa, dojrzymy koale. Jest ich tam bardzo dużo, tylko początkowo będziemy mieli problemy je wypatrywać. Jak już nabierzemy doświadczenia, to będziemy mogli podglądać je w swoim naturalnym środowisku. Większość z nich śpi, ale nie wszystkie. Widziałem jedzące, spacerujące, spadające, skaczące. Wielka frajda.
Natomiast dla kogoś kto nie widział jeszcze kangura, to można je spotkać na polu golfowym w miejscowości Anglesea.
Zacząłem zwiedzanie od Petersborough na 3 godziny przed zmierzchem, a skończyłem Great Ocean Rd w Kennett River (opis powyżej), skąd już szybko pojechałem oglądać pingwiny o zachodzie słońca na Phillip Island. Było to w miarę szybko, bez relaksu (1.5 dnia zwiedzania + 2 noce jazdy z Sydney).

Dla zwolenników aktywnego wypoczynku, a przede wszystkim dla amatorów pieszych wycieczek i wspinaczy skałkowych, polecam wybrać się w Grampiany. Są to góry w środkowo-zachodniej części stanu.
Podobne warunki aktywności możesz znaleźć w The High Country, na pograniczu stanu z Nową Południową Walią. Tutaj dochodzą jeszcze możliwości kajakarskiego spływu rzecznego, wędkarstwa, paralotniarstwa, jazdy konnej, a zimą narciarstwa zjazdowego (lub snowboardingu) oraz biegowego. Na sporty zimowe szczególnie nadaje się ogromny park Alpine.

powrót na początek strony