18.02 do 6.03.07, 16 dni, kurs wg bankomatów 1€ = 650 F (CFA, Frank zachodnio-afrykański)
zwiedzanie – kiedyś było to jedno z lepiej rozwiniętych i bogatszych mocarstw Afryki. Podoba mi się jedna opowieść o królu Kankan Musa, który to podczas swojej XIV-wiecznej wędrówce do Mekki rozdał tyle złota po drodze, że zachwiało to wartość kruszcu na światowym rynku na następne pokolenie. Niestety nie był najlepszym menadżerem – wracał już zupełnie spłukany, uzależniony od gościnności i dobroci odwiedzonych miast.
Jak to zwykle ma miejsce w stolicach, biegaliśmy po ambasadach i urzędach. W Bamako poza tym nic nas nie trzymało.
Dotarliśmy do Djenne, które słynie z dużego, pięknego glinianego meczetu (największa budowla świata z mieszanki błota i gliny). Wstęp do środka dla innowierców jest zakazany, aczkolwiek bywają próby zaproszenia do wewnątrz – nie wiem czy później wynikają z tego jakieś kłopoty – nie testowałem. Warto jednak wejść na jeden z pobliskich dachów, dla lepszego ujęcia. Djenne to nie tylko meczet – całe miasto jest jakby z bajki, jak z opowieści 1001 nocy. Można pokręcić się w labiryncie uliczek, gdzie poza zwykłymi budynkami warto zwróci uwagę na dom „szefa tradycji”, jak i „madrassas”, czyli islamskich szkół Koranu. W poniedziałki przed meczetem odbywa się kolorowy lokalny targ, taki folklor dodaje uroku. Za wjazd do Djenne pobierana jest opłata od turystów, a kasuje ją nieumundurowany chłopek na skrzyżowaniu 27 kilometrów wcześniej (tak też opisuje LP). Nie wierzyliśmy w jego autentyczność i dopiero policja wyjaśniła nieporozumienie, ale zażądaliśmy zniżki studenckiej, więc pozwolono nam kupić 2 bilety na trzech.
Następnie w Mopti obskoczyli na nas pseudo przewodnicy i przewoźnicy – trzeba było sporo cierpliwości aby się od nich odgonić i w końcu zacząć z kimś pertraktacje. Zanim odpłynęliśmy minęła prawie doba, polecam więc w czasie wolnym odwiedzić targ – na mnie największe wrażenie zrobiły ogromne lśniące płyty soli. W końcu odpływamy towarową barką (pinasą), którą przez 3 dni spływaliśmy z nurtem Nigru. To był cudowny czas - piękne pustynne krajobrazy, obserwacja hipopotamów oraz codziennego nadbrzeżnego życia mieszkańców. Do tego odpoczęliśmy od 3 afrykańskich męczących czynników - od upału, kurzu i ludzkiego chaosu. Nie było zmartwień o nocleg, transport, targowanie czy nacieranie tłumu naciągaczy. Część pozostałych współpodróżnych posługiwała się angielskim, dając ulgę naszemu słabemu francuskiemu.
Timbuktu to miasto legenda, leżące na karawanowym szlaku u wrót Sahary. Tutaj przez stulecia sól była na wagę złota, dosłownie rzecz biorąc (pobliską sól wymieniano najczęściej na złoto lub na daktyle). Miasto słynęło nie tylko z bogactwa, lecz także z ilości i jakości szkół islamskich, mędrców i uczonych Koranu. Dodatkowej pikanterii dodawała tajemniczość i reguła niedostępności – od 1588 do 1853 roku był zakaz wjazdu dla nie-muzułmanów. W tym czasie 43 Europejczyków próbowało szczęścia w przebraniu Araba, lecz tylko czterem to się udało (jeden jednak już żywy nie wyjechał). Historia czyni to miejsce wyjątkowym, bo w zasadzie w mieście niewiele pozostało z bogatej przeszłości. Mnie się, mimo wszystko, podobało – zapiaszczone uliczki, domy z gliny, ciekawie zdobione drzwi i okiennice, majestatyczne meczety oraz spacerujący Tuaregowie w swoich niebieskich i szmaragdowych szatach. Przestrzegano nas przed nachalnością miejscowych sprzedawców pamiątek i wycieczek, ale nie było aż tak źle. Wieczorem wyszliśmy sobie pieszo kilka kilometrów w głąb Sahary. Na wydmach było przyjemnie, a powrót nastąpił przy blasku księżyca, w towarzystwie przygarniętych dwóch bosonogich małych Murzynków. Za wjazd do miasta płaci się również podatek 5000 CFA, ale pobierany jest on tylko wtedy kiedy chcemy zwiedzić Meczet Dyingerey Ber (XIV wiek, najstarszy w Afryce Zachodniej) lub Muzeum Etnologiczne, czyli podatek to nic innego jak bilet wstępu do tych dwóch miejsc.
Następnie przyszedł czas na kraj Dogonów – opis na końcu Mali.
Miejscowość | Obiekt | cena w F | €/ 1os | czas | Ocena | Uwagi |
Djenne | wstęp do miasta | 2000*F/ 3os | €1.0 | 3 h | Warto | oficjalna cena 1000 F /os |
wejście na dach | 500 F | €0.8 | 15' | Ok | dobry kąt na zdjęcie | |
Dogon | wszystkie opłaty | 4080 F/ os | €6.3 | 7 dni | Super | szczegóły w "Dogon" |
€8.1 |
noclegi – w Dogonach jak i miejscach pustynnych (Timbuktu), bardzo popularną opcją jest spanie na dachu. Jest ciepło, ale może przeszkadzać piach, jeśli wieje mocny wiatr.
miasto | hotel i adres | N | Nocleg | cena za noc | €/ 1os | Oc | Uwagi |
Bamako | Maison de Jueves, LP | 2 | pokój 2 łóżka | 2500 F/ os | €3.8 | 6 | |
Timbuktu | Sahara Pansion | 1 | na dachu | 1500 F/ os | €2.3 | 5 | |
Dogon | szczegóły w "Dogon" | 2 | na dachu | 1000 F/ os za noc | €1.5 | 4 | |
Na dziko | 5 | w "Dogon" | |||||
W transporcie | 6 | pociąg, autobus, łódka | |||||
16 | €12.9 (5) |
transport - niespodzianką w Mali okazały się ustalone z góry godziny odjazdów autobusów, tego nie było od Maroka. Jak do tej pory pojazd z dworca odjeżdżał dopiero po zapełnieniu wozu nadkompletem pasażerów. Nieraz musieliśmy czekać po kilka godzin w pełnym słońcu, ścisku i duchocie, aż w końcu kierowca ruszy. Oczywiście przedtem trzeba było się targować o cenę za siebie, a potem po raz drugi za bagaż. W Bamako jest inaczej - cena i godzina odjazdu autobusu wypisana jest koło kasy! Do tego można kupić bilet dzień wcześniej, a na 1 siedzenie przypada 1 osoba – szczyt komfortu jak na Afrykę! Na dworcu w Bamako niektórzy przewoźnicy będą wmawiać Ci, że autobus jedzie bezpośrednio do Djenne. To nieprawda (nie zmieściłby się na promie), wszystkie jadą dalej do Mopti lub Sevare, a podróżnych wyrzuca się na carrefour (po francusku skrzyżowanie), skąd do Djenne trzeba sobie znaleźć połączenie. Wybraliśmy firmę Bani, która rusza o 4 po południu. Ponieważ wysadzono nas o 3 nad ranem, przespaliśmy się na ziemi i kontynuowaliśmy drogę do Djenne dopiero rano.
Dopłynięcie do Timbuktu – najlepiej szukać połączenia w Mopti, w miarę pewniejszym terminem odpłynięcia jest piątek popołudniu. Tutaj dużo cwaniaczków rzuciło się na nas zaraz po wyjściu z autobusu. Pertraktacje trwały kilka godzin z wybranymi z nich, w zacisznym miejscu, w końcu wybraliśmy tego najtrzeźwiejszego z firmy Boukadazy Tikambo. Nie płacisz zanim nie znajdziesz się na barce, po rozmowie z kapitanem. Zaczynało się od 30,000 F od osoby bez posiłków, a skończyło na 10,000 F za transport i 5000 F za wyżywienie na 3 dni (jak się okazało najniższa cena wśród poznanych obcokrajowców). Obiad i kolacja – zawsze to samo, ryż z rybą przejadły nam się zdecydowanie, a nie trzeba chyba dodawać, że gotowana była ona na wodzie z Nigru, tej samej rzeki, w której ludzie na brzegu prali lub załatwiali swoje potrzeby. Oprócz tego mogliśmy skorzystać z noclegu na barce, gdyż wypływali dopiero dnia następnego, to samo po dopłynięciu wieczorem – przespaliśmy się na łódce i dopiero rano opuściliśmy pokład udając się do Timbuktu. Mieliśmy szczęście, gdyż spływ z Mopti do Timbuktu zajął nam perfekcyjne 3 dni, w sam raz. Później od innych turystów dowiedzieliśmy si, że z powodu niskiego stanu rzeki (my na mieliźnie utknęliśmy tylko raz), problemów technicznych pinasy (łódki), zatrzymaniu się przez kapitana w niektórych portach podczas dni targowych itp – taka podróż zajęła im często 5-6 dni. Weź więc z sobą porządne zapasy jedzenia i wody (torebki po 500ml za 25 CFA).
Wyjazd z Timbuktu do Douentzy następuje wcześnie, o 4 rano, a to dlatego, aby zdążyć ustawić się w kolejce na pierwszy prom na południową stronę Nigru. W przeciwnym wypadku trzeba długo czekać. Odbiór z hotelu można sobie zamówić bez zbędnych dodatkowych opłat.
dzień | Trasa | Transport | cena w F | €/ 1os | czas | km |
37-39 | Tambacounda - Bamako | dane w Senegal | 180 Sen+ 510 Mali | |||
41 | Bamako - Carrefour na Djenne | autobus nocny | 7000 F | €10.8 | 10,5 h | 545 |
42 | Cerfour - Djenne | pick-up i prom | 1250 F | €1.9 | 1 h | 27 |
42 | Djenne - Mopti | pick-up i prom + autobus | 2000 F | €3.1 | 1,5 h + 2h | 27 + 102 |
43 | Mopti - Korioume | barka (pinasa) | 10,000 F | €15.4 | 3 dni | 400 |
46 | Kouriome - Timbuktu | pick-up | 1000 F | €1.5 | 30' | 18 |
47 | Timbuktu - Douentza | Jeep | 10,000 F | €15.4 | 9 h | 260 |
47-54 | Dogon | Pieszo i autostop | - | - | 7 dni | 177 |
54 | Bankass - Koro | Ciężarówka | 1500*F | €2.3 | 1 h | 52 |
54 | Koro - Ouahigouya | Minibus | 2500 F/ os + 500 F/ 3os bag | €4.1 | 3 h | 40 Mali + 51 Burkina |
transport miejski | Minibus | 250 F | €0.4 | - | - | |
€54.9 | 2158 |
Dogoni – Kraina Dogonów leży na terytorium Mali, ale w rzeczywistości należy traktować ją oddzielnie, ze względu na jej oryginalność i odrębność. Usytuowana jest wzdłuż tzw. uskoku Bandiagary, z charakterystycznym klifem wysokim na kilkaset metrów i ciągnącym si przez około 150 kilometrów. Właśnie na tym klifie, wysoko w skałach znajdują si opuszczone domy Tellemów, ludu który żył tutaj setki lat przed Dogonami. Domy te były budowane w miejscach niemalże niedostępnych, dlatego nie dziwi fakt, iż Dogoni nazywali Tellemów "Ludzie-Ptaki". Zadziwiająca jest również wiedza Dogonów o Syriuszu – ich gwieździe. Na długo przed zbudowaniem współczesnych teleskopów wiedzieli oni, że jest on gwiazdą potrójną. Naród Dogonów znany jest również ze swoich tańców z maskami, smukłymi i wysokimi nawet do 10 metrów. Turyści, a szczególnie turystki, nie zawsze mogą oglądać ceremonię, zależy to od władz wioski.
W Douentzy próbowaliśmy wynająć samochód, aby zawiózł nas w głąb uskoku. Oficjalny przewóz dla miejscowych wyrusza do Bamby tylko w piątki, ewentualnie w sobotę (2000 CFA). Niestety mafia turystyczno-transportowa jest tutaj dobrze zorganizowana - nie mogąc przyjąć ich warunków finansowych (wynajęcie jeepa z kierowcą kosztuje od 60€ na dzień + paliwo), ruszyliśmy więc pieszo. Tutaj uważaj na skalę w Lonely Planet, jest myląca, gdyż wynika z niej, że z Douentzy do Yendoumy jest tylko 40km, w rzeczywistości jest 2-krotnie dalej. Dopiero następnego dnia po 25 kilometrach marszu, zabrał nas drugi przejeżdżający tędy samochód. Mój ojciec zawsze mawiał: "Lepiej źle jechać, niż dobrze iść" – tym razem sprawdziło się, bo byłem szczęśliwy wisząc z boku karoserii na zewnątrz rozgrzanej, podskakującej na szutrowej drodze terenówki.
Tym sposobem znaleźliśmy się w wiosce Yendouma, gdzie raz w tygodniu (tutejszy tydzień trwa 5 dni), odbywa się kolorowy lokalny targ. No i mieliśmy szczęście na niego trafić, poprzyglądać si ciekawie ubranym (dominuje kolor indygo), specyficznej urody Dogonom. Ludzie Ci okazali się być niezmiernie mili, serdeczni i otwarci, także mijanie ich na szlaku było prawdziwą przyjemnością.
Następnego dnia ruszyliśmy do wioski Youga-Piri, która rzuciła nas na kolana. Wchodząc na klif wyłaniały się domy Dogonów wraz z charakterystycznymi wieżyczkami-spichlerzami. Nieco wyżej w czerwonej skale królowały majestatyczne budowle Tellemów. Dalsze przejście klifem, wąwozami i szczelinami przyniosło nam wiele niezapomnianych wrażeń.
Z całym dobytkiem na plecach przez następne 6 dni przemierzaliśmy krainę serdecznych Dogonów. Rano kilka godzin marszu, potem zwiedzanie jakiegoś ciekawego miejsca, obiad i zasłużona kilkugodzinna sjesta. Kiedy słońce przestawało ju niemiłosiernie grzać, ponownie ruszaliśmy w drogę. Pierwsze dwie noce spaliśmy na dachach dogońskich domów, potem już na dziko w cudownej naturalnej scenerii. W końcu była pełnia i księżyc oświetlał nam okolice. Jednak jednej nocy przeżyliśmy mistyczne zdarzenie - całkowite zaćmienie księżyca, a z oddali dobiegały do nas dźwięki walących w bębny animistycznych Dogonów.
Mimo wcześniejszych przestróg niektórych cwaniaczków – wynajęcie przewodnika nie jest niezbędne. Tylko od czasu do czasu szukając jakiegoś przejścia w górę lub w dół klifu, wynajmowaliśmy na kilka godzin miejscowego chłopca, który prowadził nas najkrótszą drogą. W miasteczkach czasami też braliśmy przewodników - po pierwsze, aby się czegoś ciekawego dowiedzieć, po drugie, aby niechcący nie wejść w jakieś święte, zabronione miejsce. Jeśli jednak chcesz wziąć przewodnika, to proponuję zrobić to nie wcześniej jak dopiero na miejscu – po pierwsze aby przewodnik był Dogonem, po drugie dużo taniej niż wynajęcie kogoś w Mopti czy w Bamako (przydałoby się, aby mówił w jednym z języków, który rozumiemy).
Oprócz kompleksu wiosek Youga, miło wspominamy również przejście drogą asfaltową (widoki) z Banani do Bongo, przejście przez tunel do Gogolii i zejście wąwozem do Banani, wioskę Nombori, Doundouru oraz na górze klifu okolice wioski Yawa, jak i podzieloną na część animistyczną, chrześcijańską i muzułmańską wioskę Begnimato. Bardziej komercyjne wioski Ende i Teli ze względu na swoje położenie również godne są polecenia.
Zwykle inni turyści płacili przewodnikowi od 25 do 40€ dziennie, mając już w tym wliczone transport z miasteczka Bandiagara do i z uskoku, przewóz bagażu na osiołku, całkowite wyżywienie i zakwaterowanie, wstępy do wiosek i opiekę.
Dane praktyczne naszej trasy w krainie Dogonów:
Całość kosztowała 23,555 CFA na osobę (€36.2), przebywaliśmy równy tydzień na trasie od Douentza do Bankass, w tym pieszo 117km oraz autem 60km.
Noclegi – prawie w każdej wiosce jest „campement”, czyli prymitywny hotelik. Najlepsza opcja to nocleg na dachu, znacznie przewiewniej aniżeli w dusznych pokojach. Ceny na dachu kształtują się od 1 do 2 tysięcy CFA.
Jedzenie – nas kosztowało €27, ale sporą część zapasów nieśliśmy z sobą z miasta. Kiedy zatrzymywaliśmy się na popołudniową przerwę zwykle zamawialiśmy obiad – makaron lub ryż w sosie pomidorowym z warzywami lub kurczakiem, cena 1500-2500 CFA. Bywał on sporych rozmiarów i pyszny, tak że czasami najadaliśmy się w trzech dwoma porcjami. Wodę braliśmy z licznych tutaj studni, wrzucaliśmy do niej tabletkę uzdatniającą. Koszt butelkowanej to od 800 do 1250 CFA. Bardzo popularne i uwielbiane przez miejscowych są orzeszki kola, warto je z sob mieć, bo można się nieraz miło odwzajemnić.
Trasa – chodzi się rano, na plecach ciężki plecak, następnie z powodu gorąca zalecana jest przerwa obiadowa. Podczas przerwy właściciel wynosi materace, umożliwia kąpiel, przynosi zimną wodę, ogólnie mówiąc luksus. Nie trzeba przechodzić całej trasy, w wielu miejscach są dochodzące drogi które umożliwiają start lub zakończenie wyprawy – także możliwości sporo, od jednego do kilkunastu dni. Warto wyznaczyć drogę sobie tak, aby trafić na chociaż jeden dzień targowy.
Zwiedzanie wiosek – obowiązuje podatek – od Banani do Tireli 1000 CFA, od Nombori do Kani-Kombole cena 500 CFA, za pozostałe wioski nie ma podatku. Jednak jeśli nie zatrzymujesz się w wiosce, nie musisz płacić. Podatek uwzględnia wejście do wioski, również na teren niezamieszkany – dostępne domy Tellemów, robienie zdjęć budynkom i okolicy – jedynie o fotografowanie ludzi musisz jak zawsze zapytać o pozwolenie osoby bezpośrednio zainteresowanej. Płacić powinno się starszyźnie wioski, nie przewodnikowi. Oprócz tego warto wziąć przewodnika chłopca, pokaże i objaśni, no i nie naruszymy świętych miejsc. Możliwa jest także wizyta u „hogona”, czyli miejscowego wróżbity, duchowego przywódcy.
Dzień 1 (wieczór) i 2 (rano), Douentza – Yendouma, 25 km pieszo i 60 km autem:
Douentza – 25 km, 6 h pieszo, po drodze nocleg na dziko i rano znowu pieszo, aż złapaliśmy autostop na kolejne 60 km do Yendouma (3 h przejazd). Płasko, dużo rozjazdów, dróg i dróżek. Nocleg w Yendouma na dachu Campement Abergue Gaina Dogona, po targowaniu 1000 CFA/ os. Ciekawy kolorowy, nieturystyczny targ (co 5 dzień).
Dzień 3, Yendouma – Ibi, 15 km, 5,5 h marszu:
Z hostelu bierzemy przewodnika Aldramane Asse za 4000 CFA na 3 osoby (targowane z 10,000 CFA), który prowadził nas do osobnej góry, gdzie wspinaliśmy się po skałach i drabinach, przeciskając przez szczeliny. Jedno z piękniejszych miejsc w Kraju Dogonów, polecam.
Yendouma – 1h – Youca Piri – 1,5 h – Youca Dolara – 1 h – Yougona – obiad. Tu żegnamy przewodnika. Po południu ruszamy już po płaskim terenie z Yougona – 1 h – Koundu – 1 h – Ibi, nocleg w „Mini Prix”, bardzo miło, 1000 CFA za nocleg na wietrznym, sypiącym piachem dachu lub w dusznym pokoju.
Dzień 4, Ibi – Banani – Sanga – Banani – Tireli, 25 km, 6,5 h marszu:
Ibi – 50’ – Banani, gdzie zostawiamy bagaż w Camp Camelot de Bongo. „Na lekko” idziemy pod górę asfaltem do Sanga, po drodze piękne domy Telemów na klifie, przydatna ogniskowa 300 mm. W Bongo jest do zobaczenia tunel, potem na skraju klifu wioska Gogoli, skąd wąwozem stromo w dół powrót do Banani (2,5 h, 10 km) i znowu z bagażem dołem klifu z Banani – 1 h – Ireli – obiad.
Po przerwie Ireli – 1 h – Amani (jeziorko z krokodylami, zerknęliśmy ale się nie zatrzymaliśmy, więc odmówiliśmy zapłaty) – 1 h – Tireli – nocleg na dziko za miasteczkiem.
Dzień 5, Tireli – Guimini, 14 km, 5 h marszu:
Tireli – 2,5 h – Nombori (do wyboru będą dwie dróżki – pierwsza piaszczysta bliżej skał i to jest ta właściwa, oraz biegnąca dalej od klifu droga samochodowa). Zwiedzamy Nombori – za 1 h z przewodnikiem płacimy 1000 CFA na 3 osoby (zbicie z 2000 CFA). Nikt nie pytał o zapłatę za zwiedzanie wioski tzw. tax, więc nie nalegaliśmy.
Po obiedzie ruszamy przez ogromną wydmę i dalej wzdłuż klifu, aż docieramy do przecinającej drogi asfaltowej. Idziemy nią pod górę i kiedy droga gwałtownie skręca w prawo przecinając się przez skały, polecam wspiąć się zaraz jak się pionowa ściana skończy w lewo po kamieniach na szczyt uskoku, do wioski Yawa. Stąd w dół do wioski Guimini, nocleg na dziko w jej pobliżu.
Dzień 6, Guimini – Endee, 18 km, 4 h marszu:
Guimini – 2 h pod górę do Bagniamato, dobrze wziąć przewodnika 1000 CFA od 3 os. Bagniamato bardzo ciekawa wioska, podzielona na 3 dzielnice – chrześcijańską, muzułmańską i animistyczną. Uważać aby nie wejść w święte miejsca. Potem 30’ zejścia do Doundouru przy klifie, też warto zwiedzić. Podatek 500 CFA/ os, a chłopcy przewodnicy 1000 CFA od 2 osób za 1 h oprowadzenia. Po obiedzie ruszamy po płaskim – 40’ do Yuba Talu – a stąd 1 h do Endee. Nocleg na dziko w pobliżu.
Dzień 7, Endee – Kani Kombole, 8 km, 1h 45’ marszu
Endee zwiedzamy o wschodzie, podatek 500 CFA/ os, przewodnicy 500 CFA/ 3 os za 30 minut. Stąd płasko 1 h do Teli, które podobnie jak Endee warto zwiedzić. Teli podatek 500 CFA, przewodnik 500 CFA. Blisko stąd są wodospady, ale nie aktywne w porze suchej. Z Teli już tylko 45’ do Kani Kombole, gdzie warto zobaczyć piękny meczet.
Ponieważ nie doczekaliśmy się na transport do Bankass, ruszyliśmy więc pieszo 12 km, 3 h, śpiąc po drodze na dziko.
Wizy – próbowaliśmy otrzymać wizę w ambasadzie w Dakarze, ale pani sekretarka przekonała nas, że na granicy wyjdzie taniej i szybciej – tak też zrobiliśmy. W pociągu przekraczającym granicę otrzymaliśmy poświadczenie za 15,000 CFA (€24). Z tym kwitkiem w ciągu pięciu dni należy zgłosić się na policję – my jednak udaliśmy się do urzędu imigracyjnego (Surete) w Bamako. Tutaj złożyliśmy podanie i dnia następnego wklejono nam do paszportów świeżutkie miesięczne wizy, nie pobierając już żadnej opłaty.
Jeśli wolisz jednak przybyć na granicę z wizą w paszporcie, możesz ją uzyskać w nastpujących krajach: Burkina Faso, Maroko, Mauretania, Senegal, Gambia, Ghana, Gwinea, Niger, Sierra Leone, Wybrzeże Kości Słoniowej.