Jedzenie - średnio, dzienne wyżywienie wyniosło mnie 4 €. Wodę piłem z kranu w krajach takich jak Namibia, RPA, Botswana, czy Suazi. W pozostałych kupowałem butelkowaną, a że dostęp do wielkich supermarketów był łatwy, to ceny były też w miarę przyzwoite. Podróżując więc po tych bardziej rozwiniętych krajach, często kupowaliśmy jedzenie, które w odległych częściach kraju mogliśmy przygotować na kuchence turystycznej (tę dowiozła nam koleżanka, która doleciała z Polski). Zimbabwe okazało się śmiesznie tanie, ale ciężko było znaleźć mięso – raz pani ostrzegała, że „fufu” jest z nogą kurczaka – „jasne, może być noga” – no i dostaliśmy końcówkę kurzej nóżki z pazurkami, bez mięsa. Oczywiście dożywiamy się owocami. Banany, pomarańcze i grejpfruty są bezpieczne do jedzenia (gruba skórka), ale nie gardzimy też mango.
Internet – praktycznie nie ma problemu z dostępem do internetu w większych miastach, a w Namibii, RPA, Botswanie i Suazi był on dostępny prawie wszędzie, włącznie z hostelikami. Ceny za godzinę wahają się zwykle od 1 € do 3 €.
Pogoda – chłodniejsze, przyjemniejsze miesiące przypadają na tamtejszą zimę, od maja do listopada. W dodatku to pora sucha. Jednak w częściach wyżej położonych, szczególnie w Namibii, RPA i Lesotho, poranki obfitowały w szron na namiocie. Zwiedzanie parków narodowych jest teoretycznie lepsze porą suchą, kiedy to trawa jest niska. Latem obszary są zarośnięte i trudniej jest coś wypatrzyć.
Waluta – tutaj opłaca się posiadać dolary amerykańskie bardziej niż Euro. Czyli Afryka Północna i Zachodnia €, a Środkowa i Południowa $. Jak zawsze w biedniejszych krajach większe nominały mają lepszy kurs.