English version - Polska wersja - version Espanola: English version  Wersja polska  Version espanola
  • Strona główna
  • Moje podróże
  • Podróż marzeń -
    Siłami Natury
  • Australia podróże,
    wiza studencka itd
  • Warto zwiedzić (zdjęcia)
  • Polecam - książki,
    filmy, sprzęt itd
  • O sobie
  • Świat oczyma Eweliny
  • Kontakt

31.07 do 8.08.07, 8 dni, średni kurs czarnorynkowy 1€ = 240000 Z$ (dolar Zimbabwe)

Wodospady Wiktoriizwiedzanie – rozpoczęliśmy zwiedzanie kraju od wodospadów Wiktorii – rzeka Zambezi tworzy tutaj niepowtarzalne przedstawienie – dziesiątki kaskad o wysokości około 100 metrów rozciągają się na 1.7 kilometrowym odcinku. Najciekawsze punkty moim zdaniem to Devil’s Cataract (widok na cały kanion Batoka) i Danger Point (kamienny nasyp nie ogrodzony żadnym płotkiem, idealne miejsce dla samobójców). Widok jest imponujący, a jeśli tylko jest słońce, to możemy zobaczyć również kilka tęczy naraz. Niestety jest to drogi wydatek, bo aż 20 USD, płatne rzecz jasna w twardej walucie. Najwięcej wody występuje w miesiącach od kwietnia do czerwca, najmniej pomiędzy wrześniem a listopadem.

Przez kilka dni w miesiącu można również zobaczyć nocną tęczę – występuje ona przy bezchmurnym niebie zwykle od trzeciej nocy przed pełnią księżyca do jednego dnia po. Niestety, cena była dla mnie zaporowa – 30 USD dodatkowo do biletu dziennego (łącznie 50 USD!). Spacer odbywa się z przewodnikiem, trwa ponad godzinę. Jeśli więc traficie akurat na wieczór w okresie pełni, to polecam z tego nocnego widowiska skorzystać po stronie Zambii – tutaj do swojego dziennego biletu za 10 USD dopłaca się tylko 2 USD i można na jednym bilecie być rano i wieczorem (można poruszać się bez przewodnika).

W ciągu dnia wodospady warto zwiedzić z obu stron, przy czym w Zimbabwe jest mniej ścieżek, na całość wystarczy nawet godzinka. Problem występuje tylko wtedy, jeśli do Zambii wjechaliśmy na wizie 1-dniowej. Musimy opuścić kraj przed zmierzchem, bo zamykają przejście graniczne (przy okazji z mostu granicznego można sobie pooglądać śmiałków skaczących na bungee nad rzeką Zambezi). W Viktoria Falls Town i w zambijskim Livingstone agencje sprzedają mnóstwo atrakcji ze sportów ekstremalnych, a chyba najbardziej popularny jest rafting pontonem po rzece Zambezi. Mimo że występują tam progi stopnia piątego, turyści jednak je omijają ze względów bezpieczeństwa. Zabawa wygląda jednak przednio i jeśli nikt tego wcześniej nie próbował, to polecam. Wysoki stan wód i w związku z tym brak szybszego nurtu rzeki (czyli brak spływu) występuje między kwietniem a lipcem. Pozostałe atrakcje w okolicy to przejażdżki balonem, motolotnią, kajakiem, łodzią, na koniu, słoniu, wędkowanie, wizyty w tradycyjnych wioskach i pobliskich rezerwatach z dziką zwierzyną (Zambezi NP), farma krokodyli itp.

Wodospady WiktoriiDnia następnego odwiedziliśmy również wodospady od strony Zambii, gdzie jest nieco inny punkt widzenia, a przede wszystkim jest się bliżej kaskad i ich grzmot wywiera mocniejsze wrażenie. Maszeruje się ścieżkami tuż na krawędzi przepaści, a rozprysk jaki tworzy taka masa wody, wymaga założenia kurtki przeciwdeszczowej (wypożyczają za 2$) i zabezpieczenia wszystkiego w plecaku, przede wszystkim aparatu. Jest tu kilka różnych ścieżek m.in. „Best Photograph Walk” pozwala popatrzyć na wodospady z dalszej odległości; zejście do „Boiling Pot” pozwoli nam oderwać się od wrzasku turystów jak i na bliskie spotkanie z wirującą Zambezi. „Knife Edge Point” – to chyba najpopularniejszy widok; jak i ścieżki poza wodospady, gdzie można nawet wejść do wody zanim spadnie ona w katarakty (oby bez Ciebie!). Na górze wodospadów widzieliśmy także słonie! Po prostu trzeba zobaczyć ten cud natury z różnej perspektywy, warto też czasami sobie trochę pobłądzić. Często nie ma żadnych zabezpieczeń, więc trzeba uważać aby nie poślizgnąć się i nie spaść. Polecam wczesnoporanne przybycie – mniejsza bryzga i słońce nie pada z naprzeciwka kaskad. Po drodze uważajcie na plecaczki, bo pawiany od razu wyczują smakołyki i torba zniknie w zaroślach. Z braku czasu i własnego pojazdu opuściliśmy drugą część parku, którą stanowi „Game Park” z dziką zwierzyną. Po 4-godzinkach wróciliśmy do Zimbabwe. Ogólnie rzecz biorąc, miasteczko Victoria Falls jest niezmiernie komercyjne i turystyczne, wszystko jest zdecydowanie znacznie droższe niż w pozostałej części kraju. Dojście z centrum Victoria Falls do wodospadów zajmuje około 20 minut, a do wodospadów po stronie Zambijskiej około 1 godziny, wliczając biurokrację graniczną.

Ponieważ dochodziły do nas same kiepskie wiadomości dotyczące sytuacji polityczno-gospodarczej w Zimbabwe, rozważaliśmy czy wjeżdżać w głąb kraju. Dopiero miejscowi uspokajali, że co prawda jest problem z paliwem i żywnością, ale jest bezpiecznie i działa “czarny rynek”, więc droga jest dla nas otwarta. Najpierw musieliśmy zaopatrzyć się w miejscową walutę, ale przeraziła nas informacja na banknocie “ważny do 31.07.2007”, a akurat wtedy był ostatni dzień lipca. Okazało się jednak, ze Rząd przedłużył ważność banknotów o kolejny rok. Mimo to wymiana waluty nie była taka łatwa – za dewizowe transakcje na ulicy można trafić do więzienia, a w banku oficjalna cena dolara amerykańskiego ($) jest nieprzyzwoicie zaniżona (1$ = 250 ZIM, dolarów Zimbabwe). Nam ostatecznie udało się znaleźć bezpieczną osobę do wymiany i za tego samego dolara amerykańskiego dostaliśmy bagatela… 180 000 ZIM, czyli jakieś 720 razy więcej niż w państwowej placówce. Bardzo współczuję tym turystom, którzy dali się nabrać i skorzystali z bankomatów. Bardzo się zdziwiliśmy, kiedy na banknocie zobaczyliśmy napis "ważne przed lub w dniu 31 lipca 2007". Akurat był to ostatni dzień lipca... na szczęście rząd nie miał pieniędzy na wydrukowanie nowych banknotów, więc zachowały one swoją ważność...uff.

Puste półkiW sklepach wszystko wydaje się nam zbyt tanie np. Coca cola 0.07 € , 1 kg pomarańczy 0.09 €. Problem polega jednak na tym, że sklepy ogólnie są puste, czasami dosłownie puste. Taki widok gołych półek, jak i długich kolejek na dostawę czegokolwiek, pamiętam jeszcze z Polski z czasów komuny. Skąd tak trudna sytuacja państwa, które jeszcze nie tak dawno było przykładem dobrobytu? Cecil Rhodes tak nakradł w imię korony brytyjskiej dla Rodezji, że Anglicy trzymali tę sakiewkę aż do roku 1980. Tylko za to obecnych białych farmerów winić już nie można, większość z nich to już kolejne pokolenie na tej ziemi, nie mają innego domu – Europa jest im obca. Pokrótce zrozumieliśmy uproszczoną wersję wydarzeń, po roku 1980 pan prezydent Mugabe stopniowo odbierał ziemię białym farmerom i rozdał ją pomiędzy swoich ministrów. Na efekty nie trzeba było czekać zbyt długo – ministrowie nie znali się na uprawie ziemi, zamiast ją kultywować, stawiali sobie wille. Pole leżało odłogiem, a tysiące ludzi straciło pracę. Kraj stopniowo zamiast eksportować zmuszony został do importu, wszystko podupadło, a inflacja zaczęła nabierać zawrotnego tempa. Kiedy ceny w sklepach podnoszono już dosłownie co kilka godzin, prezydent ogłosił w lipcu tzw. ”zamrożenie cen”, czyli nakaz sprzedaży wszystkich artykułów po cenie z dnia 18 czerwca 2007 (co wtedy w praktyce oznaczało połowę ceny) z obowiązkowym wywieszaniem cen i zakazu ich zmian do odwołania – nieposłusznych karano. Dla przedsiębiorców był to cios, bo w rzeczywistości to nie zatrzymało inflacji i towar z dnia na dzień tracił na wartości. Zresztą Mugabe ma na swoim sumieniu wiele czynów przeciw swojemu ludowi.

Kupiliśmy bilet na nocny pociąg – cena absurdalnie niska, w przeliczeniu 0.45 € za 500 km odcinek. Jazda pociągiem klasy ekonomicznej jest wolna i tłoczna, ale najważniejsze, że kursuje i można poruszać się po kraju.

Wielkie ZimbabweRyszard Kapuściński wymieniał w Afryce trzy budowle architektoniczne, warte większej uwagi: egipskie piramidy, etiopskie kościoły w Lalibela oraz właśnie Wielkie Zimbabwe. To również druga największa kamienna struktura na kontynencie. Dotarliśmy do „Great Zimbabwe” i moim zdaniem warte jest odwiedzin. Wynajęliśmy także przewodnika, który oprowadził nas po ruinach tego XI-wiecznego obiektu. Już sama wspinaczka starymi kamiennymi schodami, pomiędzy wąskimi skałami, wprowadziła nas w wyjątkowy nastrój. Po zobaczeniu królewskiego i religijnego kompleksu na klifie, dalszy przebieg historii tego mocarstwa studiowaliśmy w niżej eliptycznie ułożonych ruinach, ogrodzonych wielkim kamiennym murem. Na koniec zobaczyliśmy muzeum z rzeczami znalezionymi na miejscu, jak i z wystawą ptaków, które reprezentowały kolejne dynastie, będące do dzisiaj wizytówką Zimbabwe utrwaloną na banknotach, znaczkach, flagach, mundurach itp. Jedynie oficjalne ceny wstępu i kempingu dla obcokrajowców są wygórowane, kilkanaście razy wyższe niż dla miejscowych. Długo walczyliśmy i w końcu udało nam się to, czego zawsze unikaliśmy w pozostałych krajach – usługa bez pokwitowania, aby pieniądze trafiły do rąk prywatnych, a nie do tyrańskiej władzy. Słyszałem o turystach, którzy z bankomatów brali wyciągi o stanie konta i posługiwali się tym kwitkiem jako oficjalnym dowodem wymiany waluty, dzięki czemu mogli płacić cenę lokalną – czy to prawda, nie wiem.

Następnie ruszyliśmy tam, gdzie pociągi już nie docierały. No i mieliśmy problem, bo paliwa w kraju prawie nie było, więc pasażerów gromadziło się znacznie więcej niż przewoźników. To oznaczało dla nas autostop, ale konkurencja była mocna w postaci kilkuset miejscowych. Stawaliśmy daleko w odosobnieniu i w końcu zawsze zabierał nas jakiś przedsiębiorca. Jesteśmy pełni podziwu i uznania dla Zimbabweńczyków, którzy mimo krytycznej sytuacji pozostają niepoprawnymi optymistami, czasami narzekają, ale żartują, uśmiechają się i wierzą w koniec ery Mugabe. Dodatkowo nikt nie poprosił nas o żaden datek, prezent, wsparcie, wizę do Europy itp, co było nie do uniknięcia w poprzednich krajach. I mimo, że mnie nawet okradziono (popsuty zamek w plecaczku był okazją do wyciągnięcia torebki), nie mam żalu, bo źli ludzie zdarzają się wszędzie, a tych miłych i uprzejmych spotykaliśmy często, prawie na każdym kroku, wliczając w to nawet policję.

w klatce z lwiątkiem, już po walceDotarliśmy do Parku Antelope, w który zajmują się rehabilitacją zwierząt i przystosowaniem ich do życia na wolności. Miałem kaprys – tak jak Eryk z Monty Pythona chciałem walczyć z lwem – tutaj mogłem tego dokonać, spisaliśmy kontrakt. Kazano mi zostawić plecaczek, ściągnąć polar i wpuszczono do klatki z dwoma kotami. Od razu zszedłem do parteru i jedna ręką chwyciłem lwa za gardło, drugą przytrzymałem łapę – na odpowiedź nie czekałem długo – bestia rzuciła się na mnie wywracając do tyłu, dopadła i ugryzła w klatkę piersiową, objąwszy równocześnie łapą, wbiła pazury w me plecy. Lekko zaszokowany próbowałem się ewakuować, tym bardziej, że drugi podekscytowany samiec zachodził mnie już od tyłu – nagle z tarapatów uwolnił mnie nadzorca i zdzielił małe 6-miesięczne lwiątko w łeb. Kurczę, chciałem się zabawić z maleństwem tak jak ze swoim psem, ale ten potwór zrobił użytek ze swoich kłów i pazurów, tak że pozostało mi na pamiątkę parę zakrwawionych szram i potargane spodnie.

spacer z lwamiTe oswojone z ludźmi lwiątka oczywiście na wolność już nie wyjdą, ale ich potomstwo może mieć tę szansę. W przeciwnym wypadku nie zostawiłbym tutaj ani dolara. Dlatego też nie chodzę do cyrku, a nawet do ZOO, bo uważam, że wyrządza się tam więcej szkody niż pomocy zwierzętom. Z różnych źródeł wywiadu uwierzyłem w końcu w wersję, że zostawiając tutaj pieniądze rzeczywiście pomagam rehabilitacji dzikich zwierząt (www.antelopepark.co.zw). Park oferuje różne atrakcje, między innymi oglądanie lwiątek w jednej klatce; spacer z lwami pod eskortą; karmienie lwów; wykłady o programie rehabilitacji, a także umożliwia podjęcie pracy wolontariusza. Poza tym możliwe są przejażdżki na słoniu 22€/ 30min; przyglądanie się treningowi słoni 7€; pływanie z tymi olbrzymami (tylko latem) 19€/ 15min; konne lub piesze wycieczki; safari jeepem lub łódką; oglądanie ptactwa, pływanie kajakiem, łowienie ryb. Jedną z ciekawszych atrakcji, lecz niezbyt często organizowaną, jest nocny przejazd jeepem z reflektorem skierowanym na lwa na polowaniu, w pogoni za dziczyzną (oczywiście pozytywny efekt końcowy polowania nie jest gwarantowany). Wstęp do parku kosztuje 4€, ale jeśli korzystamy z noclegu to opłaty wstępu nie pobiera się. Płaci się tylko twardą walutą i przyjmują nawet czeki podróżne. Jadąc drogą z Bulawayo 5 km przed Gweru jest oznakowany skręt w lewo, stąd już tylko 6 km do parku.

My skorzystaliśmy jeszcze z tej unikatowej atrakcji, czyli możliwości spaceru z lwami. To było ekscytujące doświadczenie – nasza trójka, 3 ochroniarzy i 3 wolontariuszy oraz 4 lwy (już dużo większe, do 1 roku). W tym oto składzie spacerowaliśmy sobie po buszu, śledziliśmy zachowanie kociaków, ich zabawy, bieg przez trawę, szelmowskie spojrzenie i ogólne rozleniwienie. Musieliśmy tylko uważać, aby lew nie zaszedł nas od tyłu, bo coś mogłoby obudzić jego łowiecki instynkt. Kiedy odpoczywały, mogliśmy pod eskortą podejść do kociaka, klęknąć z boku i przytrzymać drapieżnika. Mimo, iż nie jest to "prawdziwa przygoda" – było ciekawie.

Potem już tylko stopowaliśmy do granicy z Zambią, wykorzystując po drodze najtańszy na naszej trasie internet (0.07€ za godzinę), połączenie telefoniczne z Polską (4 godziny za 1€), pokupowaliśmy trochę ubrań i zreperowaliśmy stare ciuchy, buty, zamki, zegarki spacer z lwamiitp. Przechodząc przez wielką tamę Kariba, z żalem opuszczaliśmy tak serdeczny naród – trzymamy za nich kciuki. Jezioro Kariba też oglądnęliśmy, ale nie zrobiło na nas wielkiego wrażenia, ot, kolejna woda. Natomiast dojazd do jeziora, tak – kierowca jadąc nocą cały czas szukał nam lwa w zaroślach – kota nie znalazł, lecz raz drogę zastąpił nam żerujący słoń, więc nas od razu rozgrzało na pace mroźnej furgonetki. W Zimbabwe polecano nam również park narodowy Matobo koło Bulawayo, gdzie podczas pieszych spacerów można spotkać nosorożca, jak i Mana Pools oraz inne parki wzdłuż rzeki Zambezi, które warto zwiedzać łódkami na wielodniowych eskapadach (niestety drogo), napotykając prawdziwą i odizolowaną część natury afrykańskiej, wliczając spotkania z dziką zwierzyną.

Miejscowość Obiekt cena w USD €/ 1os czas ocena uwagi
Victoria Falls wstęp do Victoria Falls NP 20 $ €15.0 2 h warto  
k/ Masvingo Wielkie Zimbabwe wstęp do ruin 30*$/ 3os €7.5 2 h ok normalnie 15 $/ os
przewodnik 3 $/ os €2.3   warto  
k/ Gweru, Antylope Park wstęp do parku <5 $> -     jeśli nocujesz nie płacisz
zabawa z lwiątkami 10 $ €7.5 20' warto  
spacer z lwami 45 $ €33.8 2 h super  
      €66.1      

noclegi – jeśli wjedziecie do kraju w Victoria Falls, to najłatwiej wymienić kasę właśnie w backpakersie, tzn w miarę bezpiecznie. Wewnątrz kraju jest lepszy kurs, ale wymiana na ulicy jest bardziej ryzykowna. Ceny noclegu w Victoria Falls, jak i w każdym innym turystycznym miejscu, były wysokie jak na ten kraj. Przykładowo spanie w namiocie w Great Zimbabwe kosztuje 7€ dla obcokrajowców. Jeśli masz wyciąg wymiany waluty z banku lub ATM (warto wziąć sobie wydruk balansu, może taki papierek zadziałać), to może uda ci się spać w cenie oficjalnego przeliczenia za grosze. My próbowaliśmy przekupić strażników, ale bali się jeden drugiego. Pomogli nam jednak, zabierając nas w środku nocy do ośrodka poza terenem parku, gdzie cena pokoju w domku kosztowała nas 2€, a to do podziału na 3 osoby.

Miasto hotel i adres N Nocleg cena za noc €/ 1os oc uwagi
Victoria Falls Shoestring, LP 1 Namiot 4 $/ os €3.0 7  
Great Zimbabwe   1 pokój w 3os 450,000 Z$/ pok €0.6 5 oficjalny kemping 10 $
Gweru   1 pokój 1 łoe w 3os 500,000 Z$/ pok €0.7 4  
k/ Gweru Antelope Park 1 Namiot 5 $/ os €3.8 6
w cenie ciepłe i zimne napoje, ciepły prysznic, opał na ognisko
  W gościnie 2 namiot, dom        
  W transporcie 2 Pociąg        
    8     €8.1 (4)    

transport – z centrum Victoria Falls do granicy z Zambią można dojść spacerkiem w 20 minut. Po przejściu odprawy czeka nas kolejne 10 minut marszu i jesteśmy na wodospadach po drugiej stronie rzeki. Organizowane są transfery z Kasane (Botswana) za około 22€ od osoby.

Gorzej w głębi kraju. Pociąg do Bulawayo odjeżdża każdego wieczoru, ale lepsze klasy są zwykle zarezerwowane z kilkudniowym wyprzedzeniem. Tłukliśmy się jak zwykle w klasie ekonomicznej, jest ok, tyle że warto czekać parę godzin przed odjazdem w celu zajęcia miejsc siedzących. Inny pociąg z Gweru do Masvingo – wsiadaliśmy w środku nocy i już był przeładowany. Na szczęście konduktor, bez zobowiązań, załatwił nam 3-os przedział konduktorski z łóżkami. Po wygodnie przespanej nocy dostał w nagrodę jeden banknocik.

Tam, gdzie nie kursują pociągi, trzeba tłuc się drogą, a niestety trwał kryzys puste ulicepaliwowy, zresztą jak i całej gospodarki kraju. Spowodowało to wstrzymanie sprzedaży paliwa dla osób prywatnych. W większości kraju podróżuje się więc przeładowanymi pociągami, a tam gdzie one nie docierają, autostopem. Widok ogólnie jest rozpaczliwy, bo dosłownie setki osób czekają na transport na każdej wylotówce z miasta. A że ruch jest znikomy, to wielu z nich pewnie czeka po kilka dni. Nasza taktyka polegała na odseparowaniu się od tych mas, daleko z tyłu. Tam w samotności zwiększaliśmy swoje szanse na autostop, zresztą skutecznie, bo niektórzy miejscowi biznesmeni lub polityczni posiadający własny samochód, brali nas po prostu z ciekawości.

Dzień Trasa Transport cena €/ 1os czas Km
202 granica (B) - Victoria Falls Jeep 100 Pula/ 3os €4.0 1,5 h 70
203-204 Victoria Falls - Bulawayo nocny pociąg kl. ekon. 100,000 Z$ €0.4 13,5 h 451
204 Bulawayo - Gweru pociąg kl. ekon. 38,000 Z$ €0.2 4,5 h 164
204-205 Gweru - Masvingo nocny pociąg kl. standard 74,000 Z$ €0.3 9 h 183
205 Masvingo - Wielkie Zimbabwe Minibus 70,000 Z$ €0.3 45' 26
206 Wielkie Zimbabwe - Masvingo pick-up 150,000 Z$/ 3os €0.2 20' 26
206 Masvingo - Gweru 2x płatny autostop 2x 100,000 Z$/ os €0.8 2 h 183
207 i 208 Gweru - Antelope Park + powrót 2x autostop - - 2x 15' 2x 9
208 i 209 Gweru - Kariba autostop płatny 230,000 Z$ €1.0 2 dni 513
210 Kariba - granica Zambia pick-up - - 10' 5
        €7.2   1639

dollar traci ważność

Wizy – do Zimbabwe załatwia się na granicy, jednokrotnego wjazdu kosztuje 30 USD (22 €), wielokrotnego 45 USD. Jest ważna 3 miesiące.

Przekraczanie granic przy Victoria Falls: przebywając w Zimbabwe nawet na wizie jednokrotnego wjazdu możemy zrobić sobie jednodniową wycieczkę do Zambii (wiza 7€). Trzeba tylko wspomnieć urzędnikowi granicznemu, aby nie kasował nam wizy, jak i pamiętać o tym, że granica zamykana jest wieczorem (odpada więc kwestia nocnych tęczy, bo musimy wrócić tego samego dnia). Taki jednodniowy wypad nie jest możliwy od strony Zambii – tzn. można, ale trzeba by wykupić nowe wizy do obu krajów.

Zauważyliśmy, że kończą się nam strony w paszporcie. Począwszy od teraz prosiliśmy urzędników o wklejanie nam nowych wiz na zapełnione już strony, albo wbijanie pieczątek na stronach zarezerwowanych na wpisy urzędowe. Najwięcej pochwał zyskali sobie urzędnicy Zimbabwe, Malawi i Mozambiku.

W Zimbabwe można znaleźć reprezentacje dyplomatyczne Angoli, Etiopii, Sudanu, Tanzanii, Zambii, Kenii, Mozambiku, Malawi, RPA, Botswany i Namibii.