WstÄ™p | Wizy | Dostać się | Szkoła | Praca |
Utrzymanie | Sydney | Podróżowanie po Australii | Pustynie | Zakończenie |
Canning Stock Route |
Samochodami przez Canning Stock Route
Ze względów na brak doświadczenia swoją pierwszą pustynną przygodę rozpocząłem od wyjazdu samochodowego. W naszym konwoju jechało 7 terenówek (Toyota Landcruiser i Nissan Patrol). Wspomagając się wzajemnie przemierzaliśmy najdłuższy odizolowany szlak świata – Canning Stock Route. To blisko 2000km bezludzia, na trasie czeka do przekroczenia ponad 700 wydm na czterech pustyniach Australii Zachodniej – Wielkiej i Małej Pustyni Piaszczystej, Pustyni Gibsona i Tanami. Nie ma gwarantowanych źródeł wody czy jedzenia, nie ma możliwości liczenia na szybką pomoc. Musisz być samowystarczalny, kilkadziesiąt osób straciło już życie na tym szlaku. Obecnie jest nieco łatwiej dzięki dostępności takich technologii jak GPS czy telefon satelitarny, niemniej elektronika może zawieść i podstawy nawigacji, umiejętności znajdowania wody czy naprawienia samochodu są niezbędne.
Bo nasze samochody się psuły, najczęściej amortyzatory, te zawiodły we wszystkich pojazdach. Jeden samochód popsuł się na tyle, że musiał się ewakuować jedną z dojeżdżających dróg – bagatela, 800 km. Asekurowany przez nasz drugi pojazd w końcu dotarł do cywilizacji. Tam nasz odebrał zamówione przez telefon satelitarny części zamienne i ruszył w drogę powrotną do nas.
Ja jednak nie wytrzymałbym czterech dni bezczynności, także ruszyłem pieszo i zaznaczałem różową wstążką, którą drogę na rozjeździe obrałem. Ekipa po naprawie pojazdów dogoniła mnie (72 km) i znowu razem kontynuowaliśmy podróż. Przygód to jednak nie koniec, gdyż odbieraliśmy na bezludnym skrzyżowaniu piaskowych traktów zamówiony wcześniej zrzut paliwa w dwustulitrowych beczkach, podglądaliśmy pytona który odwiedził nasz obóz, czy też przypatrywaliśmy się malutkiemu, lecz śmiertelnemu pająkowi „redback” podczas czołgania się w jednej z jaskiń. Przekroczyć trzeba też było niemałą rzekę (słoną niestety), a to nie takie proste.
Skąd jednak wzięły się rzeki na pustyni? Jeśli spojrzymy na mapę Australii to zauważymy że sporo rzek ma dwa początki, lub końce. Odkrywca Charles Sturt podczas swojej XIX-wiecznej ekspedycji ciągnął ze sobą łódź, w poszukiwaniu domniemanego wewnętrznego morza. Nie wiedział, że te rzeki powstałe z dopływów mniejszych rzeczek, gdzie deszcz spadł setki kilometrów wcześniej, nie znajdują ujścia w żadnym morzu czy jeziorze. Po prostu wchłania je głodna ziemia i suche spragnione wilgoci powietrze. Przez te dwa tygodnie jazdy zobaczyliśmy niesamowite kolory przyrody, bo pustynia zmienia się wraz z każdą pokonaną wydmą, ma swoje barwy piasku, krzaków, kwiatów, termitier i słonych jezior. Odwiedziliśmy też jedyną na szlaku osadę aborygeńską, gdzie kupiliśmy ogon kangura na zupę i wielbłądzie mięso, z którego na ognisku usmażyliśmy steki. Przy wspólnych wieczornych posiłkach zlepek osób stanowił ciekawą mieszankę i popijając herbatkę słuchałem opowieści. Ten wyjazd był dla mnie przede wszystkim nauką.