24.02 do 26.02.02, 2 dni, w obiegu dolary amerykańskie
zwiedzanie – udałem się do Dili, czyli stolicy Timoru Wschodniego. Wtedy te państwo jeszcze oficjalnie nie istniało (dopiero w maju 2002r ogłoszono niepodległość). Po odłączeniu się od Indonezji (1999r) można tutaj zaobserwować tendencje zrywania z przeszłością. Odnawiane są budynki na każdym rogu, napisy tylko po angielsku i po portugalsku (byłego kolonizatora, którego Timorczycy przepędzili zaledwie ponad 20 lat temu), a w handlu zamiast rupii obowiązuje dolar amerykański. Widać tu wszechobecne ONZ, które pomaga odbudować się zniszczonemu po walkach wyzwoleńczych państwu. Koszt dziennej diety jednego pracownika organizacji to 95 €, miejscowi więc pomagają im te pieniądze wydać. Jest przez to bardzo drogo, a ludzie tutaj żerują na pomocy białych i wzbogacają się bez wysiłku kosztem innych - bez dalszego komentarza. Nie było też czego za bardzo zwiedzać, w mieście demonstracje, policja i wojsko, strach zrobić nawet zdjęcie, aby nie wplątać się w kłopoty.
To w stolicy, bo prowincja jest o wiele ciekawsza, tańsza i bardziej przyjazna. Kilka kilometrów za miastem znajdują się puste ładne plaże, a nad okolicą króluje duża statua Jezusa, na wzór tej z Rio de Janeiro.
Potwierdziła się wcześniejsza informacja - płynie stąd statek towarowy do Australii. Jednak po atakach terrorystycznych w ostatnim roku załoga nie ma prawa zabierać pasażerów na pokład - wymóg firm ubezpieczeniowych. Nie dało rady, nic nie pomogło, mimo chęci nie mogli mnie wziąć. Ostatnią deską ratunku były jachty. Owszem, znalazłem nawet taki który płynął w żądanym kierunku i właściciel zgodził się zabrać mnie na pokład, lecz musiałbym czekać do końca pory deszczowej, czyli minimum 6 tygodni. Chyba za bardzo liczyłem na łut szczęścia. Początkowo chciałem wracać do Indonezji i jeszcze z większą zaciekłością walczyć od nowa. Jednak po przekalkulowaniu doszedłem do wniosku, że nie mam już na to ani czasu, ani pieniędzy. Kupiłem więc bilet lotniczy na trasie Dili – Darwin.
noclegi – w Dili jest bardzo drogo - w przeciętnej klasie hotelu pokój 1-os kosztuje 35 €, a jak dowiedzieli się, że zostaje tylko na 2 noce to machali niezadowoleni ręką, informując, że to cena jak się zostaje przynajmniej na tydzień (na 1 noc nie opłaca im się wynajmować?!). Ceny są nie adekwatne do oferowanej usługi.
W końcu z Japończykiem znaleźliśmy hostel Villa Harmonia (3 km od centrum miasta, po prawej stronie przy drodze do Manatuto), LP. Za pokój 2os z kiepskim śniadaniem płaciliśmy 13 €, co wyniosło po 6.5 € od osoby – był to najdroższy nocleg na mojej trasie. Zostaliśmy tutaj 2 noce, ocena 4.
transport – podobne warunki jak w Indonezji, jednak co drugi pojazd na ulicy to taksówka lub wóz ONZ, których jest tu zatrzęsienie. Wychodząc za miasto zatrzymuje mi się bez machania ręką samochód prywatny, a w drodze powrotnej policja portugalska.
Zdesperowany kupiłem bilet lotniczy do Darwin (www.airnorth.com.au). W cenie samolotu wliczony jest podatek lotniskowy (10 €).
dzień | trasa | transport | cena w € | €/ 1os | czas | km |
101 | Batugede (granica z Indonezją) - Dili | autobus | 3 € | €3.0 | 3.5 h | 100 |
103 | Dili - Darwin (Australia) | samolot | 183 € | €183.0 | 1.5 h | |
transport miejski | bemo, autostop | 1 € | €1.0 | - | - | |
€187.0 | 100 |