kozok.eu podroz silami natury
  English version - Polska wersja - version Espanola: English version  Wersja polska  Version espanola
  • Strona główna
  • Moje podróże
  • Podróż marzeń -
    Siłami Natury
  • Australia podróże,
    wiza studencka itd
  • Warto zwiedzić (zdjęcia)
  • Polecam - książki,
    filmy, sprzęt itd
  • O sobie
  • Świat oczyma Eweliny
  • Kontakt

Podróż wspierana przez College z Sydney

Podróż Siłami Natury

Podsumowanie >> 1 etap 2 etap 3 etap 4 etap
5 etap 6 etap 7 etap 8 etap 9 etap
10 etap 11 etap 12 etap 13 etap 14 etap
15 etap 16 etap 17 etap 18 etap 19 etap

13 etap - Titicaca

data startu aktywność kraj miejsce skąd - dokąd dni km km/ dzień komentarz
17.07.2013
organizacja
Boliwia
Copacabana
2
0
0
z Eweliną
19.07.2013
rowerek wodny, pieszo
Jezioro Titicaca
Copacabana - Sicuani
1
22
22
rowerem po jeziorze potem pieszo do Sicuani przez Yampupata
20.07.2013
łódź wiosłowa, żeglowa, pieszo
Jezioro Titicaca
Sicuani - Carabuco
1
45
45
wiosłowanie 6km; żeglowanie 38km; pieszo 1km
21.07.2013
pieszo
Carabuco - Pelechuco
5.5
158
28
bardzo ciężki plecak - nie ma koni
Całość
9.5
225
23

Jest zupełnie ciemno, zachmurzone bezksiężycowe niebo o czwartej nad ranem. Kolejna metrowa fala wlewa się do wewnątrz. Jest mi zimno i niedobrze, nie należę do wilków morskich. Przez godzinę płyniemy na wiosłach, bo pod wiatr inaczej nie wypłyniemy z zatoki. Potem rybacy stawiają prowizoryczny żagiel. Działa, przesuwamy się po Jeziorze Titicaca. Zaczyna świtać, jest dobrze.

A z początku nic na to nie wskazywało. Dzień wcześniej inny właściciel łodzi zrezygnował z wypłynięcia dopiero w porcie o 6 rano, mimo że szczegóły ustaliliśmy i zaliczkę skasował. Zwrot dostałem, ale co mi z tego? Mam 40 kg bagażu (bo nie można wysłać paczki z Copacabana do innego boliwijskiego miasta, przynajmniej według pani na poczcie), nie jestem mobilny.

 

Szybki improwizacyjny plan B zakładał, że Ewelina z całym tobołem jedzie do innej wioski, ja tam dochodzę i szukamy uczciwego właściciela żaglówki. Zacząłem od gościa z którym płynąłem 9 lat temu. Ta sama gadka, da się, tylko kwestia ceny. Dogadaliśmy się.
- Chwila, tylko gdzie jest żaglówka? - pytam.
- Nie ma, ale się zrobi - słyszę w odpowiedzi.

Reszty nie powinienem był oglądać. Do starej drewnianej szalupy, po kostki wypełnionej wodą, przynieśli drewniany drąg, czyli maszt, i właśnie co wystrugany ster. Z pośród zwału desek porozrzucanych po pokładzie Hilaro wyszukał jedną, po czym stwierdził, że druga deska do pary podtrzymania masztu jest spróchniała. Następna rzecz to klasyka - wbijanie gwoździ w dno łódki. W tym momencie zażądałem zobaczenia, czy rzeczywiście mają kamizelki ratunkowe. Mają, czyli płyniemy.

Zza chmur pojawia się słońce, mamy boczny wiatr. Mimo że powinno być super, atmosfera jest napięta - to oczywiste, bo chwilę później na Isla de la Luna, wysadzamy Ewelinę, która musi zdążyć na samolot do domu. Rozstajemy się z żoną już po raz czwarty podczas tej wyprawy, lecz tym razem na bardzo długo. Pomoc logistyczno-towarzyska okazała się być przeogromna.

Wychodzę sam na drugim brzegu jeziora, z ciężkim sercem i jeszcze z większym bagażem. Ledwo dotarłem do wioski Carabuco. Szybko też się zorientowałem, że nie ma tu koni. Jak ja teraz będę kontynuował podróż z dwoma torbami?
I zdarzył się cud - tuż obok na przerwę zatrzymała się rodzinka podróżująca własnym samochodem (byli to jedyni turyści z pojazdem jakich widziałem przez następny miesiąc). Wzięli mi nadmiar bagażu.

 

Mimo to plecak był niezmiernie ciężki, bo zawierał sprzęt zimowy. W dodatku mój ultra lekki plecak jest skonstruowany do bagażu max 12 kg, nie 20 (słabo wyścielone pasy ramienne i biodrowe). Szedłem i się męczyłem.
Na szczęście były osły, to dawało jakąś nadzieję. Tyle że na nadziei się skończyło. Pytałem 8 właścicieli i wszystkie rozmowy skończyły się zanim zaczęliśmy rozmawiać o pieniądzach. Z chęcią by wypożyczyli, ale żebym przyniósł go z powrotem. Ale żeby trzeba było iść, to im się nie chciało. A kupić osła nie mogłem, bo osły przecież nie przekroczą rzeki.

Sam sobie byłem osłem i uparcie niosłem bagaż na grzbiecie. Aż wszedłem w góry. Piękne, wysokie, dzikie i puste. Nastrój zmieniał się jednak dosyć często, a to w wyniku czynników zewnętrznych:
Dobre wieści: Pojawiły się konie.
Złe wieści: na tyle słabe, że nie można na nich jechać.
Dobre: Ale poniosą bagaż.
Złe: Jest przełęcz zasypana śniegiem, nie da się jej przejść, grupa ludzi wróciła się.
Dobre: Znalazł się poganiacz, który przełęcz przeszedł dwa dni temu i jutro wraca tam gdzie ja zmierzam.
Złe: Rzucił taką samą cenę jakbym wynajmował miejscowego, a on przecież i tak tam idzie.
Dobre: Mam go gdzieś, dogadałem się z miejscowymi i ruszamy niedługo, płacę prawie tyle samo.
Złe: miejscowi wrócili i oświadczyli, że nie mogą znaleźć koni na pastwiskach i nie pójdą.
Dobre: Przynajmniej zaoszczędziłem pieniądze i ruszyłem sam, godzinę za poganiaczem wracającym z dwoma prawie pustymi końmi
Złe: Nawigacja nie najłatwiejsza, nadrabiam drogi i gubię ścieżkę. W jednej dolinie wiem, że kopalnie złota zatruły rzekę, ale nie wiem którą i muszę się wspiąć na jeszcze jedną przełęcz przed zmrokiem, aby znaleźć małe czyste źródełko.
Dobre: Przełęcz na wysokości 5033m bez śniegu - da się przejść!
Złe: Łącznie około 7000 metrów do wejścia na dziewięć przełęczy. Bardzo stromo.
Dobre: Widoki to nagradzają.

I super było bez przewodnika, sam na sam z piękną naturą, idę swoim tempem, śpię, jem, robię zdjęcia gdzie i kiedy chcę. Krajobrazy tylko dla mnie. Żyć nie umierać.

Ceny w dolarach australijskich, styczeń 2013 - 1 AUD = 3.20 zł
Kraj Dni Jedzenie Noclegi płatne (ilość) Zezwolenia
Wstępy
wynajęcie przewodnika Sprzęt
zakup, wynajęcie
Przesyłki sprzętu, innych *Transport Inne Całość
Boliwia 9.5 $113 (8) $22 $1 $66 $66 $0 $0 $32 $300
wynajęcie łódki żaglowej z dwu osobową załogą - $132

 

powrót na początek strony