1.10 – 4.11.1999 (34 dni)
Wiza aż za 30$, ale na 60 dni. Teraz wynajmujemy jeepa na 3 godz., zawozi nas do Lumbini, miejsca urodzin Buddy. Ciekawe miejsce, ale na tak święte nie wygląda. Sama jazda jeepem jest niezła, po bezdrożach.
Wracamy i nocnym busem jedziemy do Pokhary, zamiast 9h – 13h. Wychodzimy rano i proszę - HIMALAJE! Mimo paru chmur widać ośnieżone kolosy, m.in. Świętą Górę Nepalu – Machupuruach, 6997m n.p.m. Widzimy ją z hotelu. Zwiedzamy miasto, ładne, orientujemy się w autobusach, oglądamy sklepy i ceny, sprzęt turystyczny naprawdę tani, kupuję polar na jutrzejszy trekking. Śpimy po długich spacerach, boli mnie oko i budzę się z okiem większym od głowy. Deszcz za oknem – decyzja, jeszcze 1 dzień przerwy. Kuracja raczej kiepska, mam 38,5 stopni gorączki, oko cały czas zamknięte. Wtedy noga i biegunka, teraz oko i ogólne osłabienie, nie bardzo aby iść w góry. Rano lepiej, widzę, ale dobrze się nie czuję. Decyzja – Kasia z Krzyśkiem idą, ja zostaję, umawiamy się za 7 dni w Pokharze.
Wieczorem poczułem się lepiej i spotkałem dwóch Polaków, wracających z Australii. Jak wiele w naszym życiu zależy od przypadku, bo poszliśmy na piwo, porozmawialiśmy, no i chyba za rok planuje wyjazd do Australii, do szkoły i pracy.
Jak już poczułem się dobrze ruszyłem na rafting, spływ pontonem po rzece w dziczy. Miło, ale trochę się rozczarowałem. Ludzie świetni, momentami nawet fajna zabawa, ale tylko momentami, i wtedy Angielka automatycznie wypadała za burtę, chociaż ciężko było wypaść moim zdaniem. Można powiedzieć, że 2-dniowy spływ zrobiłbym spokojnie w pół dnia, a z tego chciałbym powtórzyć 5 minut. Jedynie tereny przepiękne, cudownie, pogoda lux, żarcie co robią, super. Śpimy w namiotach, w dziczy, po pysznej kolacji. Tak sobie wyobrażałem Peru, nie Nepal. W nocy leje, jak zresztą codziennie od Delhi, podobno opóźniony monsun tego lata. Także nie warte 40$, ale za 80$ można na 3-dniówkę po bardziej, dużo bardziej ekscytującej rzece, także muszę wrócić do Nepalu, na rafting na razie.
Jadę do Katmandu, gdzie znalazłem niezły pokój, po stargowaniu za 1,6$, w samym centrum, już po gorącej kąpieli, w czystej pościeli. Ale fajnie, ale zabawa, hey! Na drugi dzień ruszam na miasto, podchodzi do mnie gościu i stara śpiewka: „Where are You from?”, czy „How long have You been in Nepal?”, od razu odpowiadam „Thanks, I’m not interested in your offer”. Gościa ruszyło, chce tylko porozmawiać, studiuje tutaj, a ponieważ jest narodowy strajk to ma wolne. Uwierzyłem po czasie. Fajnie się nam rozmawiało, wiele mi pokazał, byłem u niego w domu, przez 4h chodziliśmy, kupiłem mu kolę i banany. No, ale witamy w Nepalu, na koniec gościu chce kasę za przewodnika. Zaskoczył mnie, jeszcze jestem naiwny, uwierzyłem w przyjaciela. Niestety to nie Iran, oni żyją tutaj z turystów. Mimo wszystko wkurzył mnie, dałem mu to odczuć, ale jak przyznał że skłamał, powiedziałem, że nie dam mu forsy, tylko zwrócę za wstępy. Też się wkurzył, zagroził mi, że wraz z kumplami zaczai się na mnie. No ale cham. Następnego dnia zwiedziłem Patan, ale poranna jazda w korkach męczy mnie. Ładnie tam było. Pojechałem też do podobno jeszcze ładniejszego miasta – Bhaktapur. Niestety, za wejście na teren miasta płaci się 5$, dla mnie za drogo. Nie udało mi się nic wykombinować na 2 bramkach. Kolejny dzień, po śniadaniu w mojej ulubionej, taniej i smacznej knajpce, gdzie spotykam różnych ciekawych ludzi, zaprasza mnie do swojego sklepu spotkany wcześniej Nepalczyk, potem zaprosił na herbatę. Przez godzinę bardzo fajnie się dyskutowało, ale napomniał coś o przewozie złota na wizie turystycznej, gdzie obie strony zarabiają i podobnie na temat fałszywego ubezpieczenia zdrowotnego w Agrze. Powiedziałem, że się jeszcze spotkamy, pożegnałem go, nie wierząc już tak do końca w jego bezinteresowność. Potem na bazar, porozglądać się. Kupiłem sobie torbę, w końcu, taka jak mi się podoba. No, ale jak chcę coś kupić to już nie potrafię tak zbić ceny, gdy mi na czymś nie zależy. Z 340 rupii powiedziałem 250, a on od razu OK, czyli jestem frajerem. Ale podoba mi się i przed chwilą jedna z naganiaczy hotelowych też mi to powiedziała, hey. Wracam do Pokhary nocnym autobusem, jak spinałem swój bagaż, to patrzyli jak na durnia, ale co mi tam, przynajmniej w spokoju pośpię.
Ruszyłem na przetarcie przed trekingowe, na Sarangot, punkt widokowy 600m wyżej od miasta. Przez 2h zasuwałem z plecakiem jak głupek, mając po drodze niesamowite widoki, pierwszy raz widziałem ośmiotysięcznik – Annapurnę – było pięknie, wczuwam się już w drogę pod Mt Everest. Niestety na szczycie były chmury, co jakiś czas przebijał się jakiś widoczek. Po drodze na górkę szedłem z dwoma młodymi, wracali do domu, więc skorzystałem z ich skrótów. W pewnym momencie mówią, że mijają już dom, przejdą tylko trochę wyżej abym nie pobłądził i wrócą. Od razu oznajmiłem, że nie mam kasy – zawrócili. Tak naprawdę wolne są tylko ptaki.
Wracam, wynajmuję hotelik, kąpię się i znowu szlajam po mieście. Charakter podróży trochę się zmienił, teraz mało która noc w środkach transportu, tylko bardziej spokojnie i stacjonarnie.
Przyszli z trekkingu, bardzo zadowoleni – to dobrze. Niestety Kasia i Krzysiek spłukali się z kasy. Na drugi dzień rozpoczęli handel rzeczami, które im pozostały, a więc sprzedali termosy, śpiwory, karimaty itp. Znowu mamy kasę, więc jedziemy do Royal Chitwan National Park, do dżungli. Śpimy nad samym parkiem. Mimo, iż okazało się, że trzeba kupić zezwolenie do Parku, nawet gdy safari odbywa się poza jego terenem, a to aż 10$, to zdecydowaliśmy mieć coś z tego. A więc pierwszego dnia poszliśmy z przewodnikiem na "jungle walk", jak gwarantował dopóki nie znajdziemy nosorożca w jego naturalnym środowisku. Było nieźle bo monstrum w końcu dało się wytropić, aż szef odstraszał go, a nas chował za drzewa. Poza tym widzieliśmy małpy i robale, ale dużo też dziwnych odgłosów. Powrót przez wieś po godz. 23.00, pustki totalne, ostrzegali nas, że prawie zawsze o tej porze można spotkać nosorożca, no, ale udało nam się, nic nas nie zaatakowało.
Następny dzień to jazda na słoniu do parku. Słoń był zabójczy. Widzieliśmy 3 nosorożce (z kilku metrów), pawie, papugi, dziwne ptaki i 2 jelonki – to wszystko. Bolały tyłki po 3 godzinach siedzenia, ale ta przyroda była naprawdę piękna i dzika.
Wracamy do Katmandu i dzisiaj „buisness day“ - oni znowu szaleją po sklepach z wyprzedażą rzeczy. Udało im się, mają trochę kasy, do Delhi wrócą. Potem zwiedzamy stolicę i robimy zdjęcia ludzi i zabytków, im też się bardzo podoba. Już po raz któryś to oglądam, ale atmosfera tutaj jest sympatyczna. Idziemy na pożegnalną kolację do mojej ulubionej restauracji. Ustalamy ostatnie szczegóły, pożyczam okulary lodowcowe, odprowadzam ich na autobus – cześć, fajnie było, ale się skończyło. Ja po tym wszystkim ruszam na sklepy, no i kupiłem spodnie na trekking, ochraniacze na nogi, jedzenie, akcesoria itp. Także jak przed chwilą się spakowałem i myślę co by tu wyrzucić, bo plecak jest zdecydowanie za ciężki. To mnie przeraża, muszę coś wymyślić. Dobra, trzeba spać. Cieszę się pod najwyższą górę świata, abym tylko rozsądnie szedł to dojdę, aby nie za szybko na początku, bo potem na dużych wysokościach może mnie ściąć. Będę się starał, no cóż, do usłyszenia za ok. 3 tyg – mam nadzieję, hey.
Nocleg:
Pokhara – Geo Hotel (z dojazdem z dworca) pokój 3os 2*66 R/os (1 $/noc),
samemu 1*125 R/os (1,8 $)
French Cottage pokój 2os w 3 - 50 R/os (0,7 $)
Katmandu – dzielnica Thamel
Corner Casy Lodge pokój 2os samemu 3*110 R (1,6 $/noc)
Hotel Mini Om pokój 1os 100 R (1,5 $)
Hotel ? pokój 3os 67 R/os (1 $); pokój ? 60 R/os (0,9 $)
Sauraha – Tough Lodge (z dojazdem z Tadi Bazar) pokój 3os 2*40 R/os (0,6 $/noc)
Wyżywienie średnia 5,1 $/dzień
Opłaty i wstępy:
Pokhara – Davi’s Falls 5 R (0,07 $)
Seti River - 2-dniowy rafting z przejazdami, noclegiem, wyżywieniem, obsługą pontonu 40 $
Patan – Golden Temple 10 R (0,15 $)
Katmandu – Monkey Temple samemu 50 R (0,7 $); innym razem 50 R/3os (0,25 $/os)
Water Park 5 R (0,07 $)
Przewodnik naciągacz 18 R (0,26 $)
Royal Chitwan National Park – 2-dniowy Permit 650 R (9,5 $)
- jungle walk (4 godz.) 150 R (2,2 $)
- safari na słoniach (3 godz.) 450 R (6,6 $)
Saniwal – występ folklorystyczny 20 R (0,3 $)