27.09 – 1.10.1999 (4 dni)
Indie – prosto z granicy wynajęliśmy rikszarza rowerowego, tak się jednak męczył, że postanowiliśmy już ich nie wykorzystywać. Czuliśmy się jak "imperialistyczne świnie ze zgniłego Zachodu", wożą się białasy na mięśniach starego Hindusa. Daliśmy mu więcej niż umówiliśmy się, sorry.
Pierwsze odwiedzone miasto to Amritsar, stolica Sikków. A więc nieco nie reprezentatywne jak na Indie, zbyt porządne. Jesteśmy w Golden Temple, wszyscy na boso i z nakryciem głowy. W środku ładnie, czuć bardzo dziwną atmosferę, ale gdy zaczęły się śpiewy przy muzyce na cały dziedziniec, przy zachodzącym słońcu, to przebiło całą wyprawę. Taka atmosfera, oni dają jedzenie i nocleg za darmo, żyją tylko z datków. Choć nie spaliśmy i nie jedliśmy, daliśmy im kilka dolarów. Siedzą sobie w świątyni i śpiewają teksty modlitwy, sami przy tym grają na różnych instrumentach, robiąc taki niesamowity klimat. Super. Jeszcze zaskoczyły mnie dzieci, małe półnagie sprzedające tandetne pocztówki. Tak się z kilkoma zaprzyjaźniłem, że po godzinie czasu dawały mi pocztówki za darmo, więc w końcu 2 kupiłem.
Gdybyśmy już wcześniej nie kupili biletów na nocny autobus do stolicy - na pewno zostalibyśmy tam na noc. W autobusie afera, chcą nam dodatkowo wlepić opłatę za bagaż. Krzysiek pobiegł po policję, byliśmy na nich wściekli, wiedzieliśmy, że kupując wcześniej i tak przepłaciliśmy. Pojechaliśmy w końcu bez dodatkowych opłat, ale niestety daliśmy się usadzić na najgorszych miejscach - z tyłu na silniku. Jechałem na rozwalonym krześle z pulsującą bolącą kostką w drugiej nodze. Krzysiek nie wytrzymał, spał na ziemi między siedzeniami, ja też w końcu rąbnąłem się na środku przejścia, w tym syfie. Ale przynajmniej się wyspałem.
W Delhi jechaliśmy już rikszą motorową - mówiliśmy kierowcy nazwę ulicy, to i tak najpierw zawiózł nas do jakiegoś biura turystycznego, potem pod jakiś X hotel, tylko nasz upór przekonał go w końcu do dojazdu pod właściwy adres. No, ale po prysznicu położyliśmy się odpocząć, no i przespaliśmy cały dzień, organizmy były wyczerpane. Poszliśmy wieczorem Idziemy na miasto, jest spoko, mi się podobało – INDIE. Poszliśmy do kina. Ale była zabawa, najdurniejszy film jaki zdarzyło mi się obejrzeć. Nie dziwię się, że aktorzy w Indiach nie mogą grać w więcej niż w 14 filmach na raz! Przynajmniej pośmialiśmy się jak trzeba.
Przy monsunowym deszczu w ostatniej chwili wpadliśmy do pociągu. Jakże lepszy od pakistańskiego, z łóżkami, więc spaliśmy wygodnie. Rano przesiadka na autobus do granicy nepalskiej, na szczęście brak wolnych miejsc, a to oznacza podróż na dachu, tak jak chcieliśmy!
Nocleg: Delhi – Hotel Natraj pokój 3os 2*100 R/os (2,4 $/noc)
Wyżywienie średnia 7,5 $/dzień
Opłaty i wstępy: Delhi – kino 20 R (0,5 $)