Bieg z najbardziej południowego punktu w Chile kontynentalnym (Przylądek Froward) do Puerto Natales - dystans około 350 km, przewidywane tempo 30-50 km/ dziennie, czas 10 dni.
Cabo Froward to najbardziej wysunięty na południe skrawek kontynentalnej Ameryki Południowej (nie mylić z Przylądkiem Horn, który leży na Ziemi Ognistej, która jest wyspą). Rozbiję tam namiot, tak aby następnego dnia wspiąć się na najbliższą górę z symbolicznym krzyżem Cruz de los Mares, skąd oficjalnie rozpocznę swoją wyprawę. Będę w obuwiu sportowym z minimalną ilością bagażu (mimo to namiot i śpiwór będzie niezbędny). Godzina rozpoczęcia będzie jednak uzależniona od tabeli odpływów i przypływów, jako że po drodze czekają mnie dwie rzeki, które przekroczyć można bezpiecznie przy ich ujściu do morza tylko podczas odpływu.
Właściwie najtrudniejszą częścią tej części wyprawy będzie dostanie się na miejsce startu. Przylądek Froward leży bowiem poza turystycznymi szlakami. Publicznym transportem najdalej można dojechać do Punta Arenas (szukam kontaktu na zdeponowanie rzeczy). Stamtąd będę próbował dojechać autostopem jak najdalej na południe. Niestety szutrowa dróżka kończy się szybko, a ostatnie 30 km trzeba już przejść pieszo. No i tutaj jest mały problem - trasa ta jest odludna, nieoznaczona, prowadzi przez lasy, plaże i klify. Do przekroczenia są dwie większe rzeki, na których nie ma mostów. Pozostaje przeprawa przez lodowatą wodę wpław z plecakiem na głowie (podczas odpływu). Podobnie z przejściami po plaży - znacznie trudniej i wolniej jest podczas przypływu. Znalazłem jednak w miarę dobry opis tej trasy na necie, poza tym z Google Earth wprowadziłem kilka punktów kontrolnych do GPS-u. W Puerto Natales (szukam kontaktu na zdeponowanie rzeczy) chciałbym odebrać swoje rzeczy trekingowe.
Podczas tej wędrówki na miejsce startu mam zamiar pozostawiać sobie co paręnaście kilometrów pojemniki z żywnością. Dzięki temu zacznę z lekkim plecakiem. Będę je znajdywał i konsumował w drodze powrotnej, mając nadzieję, że zwierzęta nie dostaną się do zamkniętych plastikowych pojemników. Wody wokół będzie pod dostatkiem. W Punta Arenas skorzystam z hostelu/couchsurfingu, no i będę kontynuował już mniej ciekawą, ale z pewnością szybszą drogą (asfalt) do Puerto Natales, chociaż rozważam trasę przez Rio Verde i La Junta (wiele zależy od siły i kierunku patagońskich wiatrów).