Sprzęt |
Ubranie |
Sprzęt ubranie
Zacznę od ubrania przylegającego bezpośrednio do ciała. Bawełna nie sprawdza się w sytuacji kiedy się pocimy, a w podróży to całkiem często. Bo czy to leżymy w tropikalnym klimacie, czy też maszerujemy z plecakiem w umiarkowanych lub zimnych temperaturach, na jedno wychodzi. Ubranie syntetyczne ma lepsze warunki odprowadzania wilgoci na zewnątrz materiału, dlatego też praktycznie wszystkie ubrania sportowe to lekkie syntetyki (zwykle nylon). Nylon ma różną gęstość, może być lekki lub ciężki, oczywiście czym lżejszy, tym lepiej oddycha, ale jest mniej trwały. Problemem jest, tak jak w przypadku bawełny, zapach po kilkunastu godzinach noszenia takiej odzieży. Jeśli nie mamy zbyt częstego dostępu do prania, to pozostaje nam nosić po kilka sztuk na zmianę. A to waży.
Na szczęście w latach 90-tych powstała nowozelandzka firma, która zrewolucjonizowała rynek turystyczny. Icebreaker produkuje bowiem odzież z wełny. Nie jest ona jednak absolutnie podobne do swetra, który szyła nasza babcia 20 lat temu. Po pierwsze jest to specjalna wełna z górskich owiec Merino. Po drugie Icebreaker tak selekcjonuje najlepszy gatunek najlepszych owiec, że uzyskany wymiar włókna jest ekstremalnie imponujący (średnica włókna 17.5 mikrona). Nawet osoby, które teoretycznie są uczulone na wełnę i normalnie ich "szczypie", często zmieniają zdanie. Wypróbowałem wyroby 100% wełny merino i jestem zachwycony. Poza przyjemnym delikatnym dotykiem jej inny fenomen to antybakteryjna właściwość, która w praktyce oznacza brak brzydkiego zapachu (brak bakterii na materiale). Kiedy szedłem przez pustynię Simpsona w Australii, podczas swojego spaceru nie mogłem sobie pozwolić na dodatkową wagę - nie miałem na zmianę odzieży przylegającej do ciała. Po 10 dniach wziąłem prysznic, a mój Icebreaker wciąż nie śmierdział (nie pachniał też cudownym aromatem, ale to jest różnica). Niestety tak jak każdy artykuł, ma również swoje minusy. Tu na pewno jest trwałość. W miejscach gdzie nosimy pas biodrowy oraz pas ramienny plecaka, po czasie w wyniku tarcia zaczynają pojawiać się dziury. Zwykle po dwóch podróżach muszę taką koszulkę wyrzucić. Nie byłoby to tragedią, gdyby nie fakt, że taka koszulka kosztuje około €60. Mam jednak to szczęście, że jako pracownik sklepu chodzę co jakiś czas na szkolenia, gdzie często oferuje się nam sprzedawcom 70% zniżki. Korzystam bez zastanawiania się.
Wełna ta ma różną gęstość. Począwszy od 150 (gram na metr kwadratowy), a skończywszy na 380.
Koszulki o gęstości 150 i 200 możemy nosić nawet latem, nie jest to bowiem odzież termalna, tylko termoregulacyjna, działają na zasadzie termosu - utrzymuje stałą temperaturę. Tak jak natura wyposażyła owce, chłodzi je kiedy na zewnątrz są upały, oraz grzeje kiedy śnieg leży wokół.
Na wyprawę zabieram więc jedną koszulkę 150 z krótkim rękawkiem, jedną 200 z długim rękawem, a jeśli jest to wyprawa dłuższa niż tydzień, biorę jeszcze jedną na zmianę (czysta do spania). To samo z bielizną, najlepsze są luźne bokserki (€37). Jedne na sobie, jedne w plecaku. Skarpetki to trochę inna sprawa, gdyż 100% wełny merino w butach się przeciera. Teraz Icebreaker produkuje od 60 do 85% wełny merino, a w odpowiednich miejscach wzmacnia je nylonem oraz elastyną (rozciągliwość). Wiadomo, że właściwości antybakteryjne nie są już perfekcyjne, ale wciąż takie skarpetki można nosić nawet kilka dni (rekord świata to 196 dni non stop). Na treking kupuję te z grubszą wełną, aby mieć dodatkową amortyzację (heavy cushion, niestety to wydatek €24), na zmianę średnią grubość (mid cushion), a do spania lub chodzenia na kempingu cienkie (jeśli jest to umiarkowany klimat, bo na ciepły dwie pary skarpetek wystarczą). W przypadku klimatu zimnego, biorę jeszcze kalesony z 100% wełny.
Obecnie dużo firm produkuje wyroby z wełny merino, jednak jakość Icebreakera jest moim zdaniem wciąż najlepsza. Amerykański Smartwool to ich największy konkurent.
Warstwa zewnętrzna. W warunkach letnich proponuję lekkie, przewiewne spodnie nylonowe. Używam wersji z odpinanymi nogawkami, dzięki czemu nie muszę nosić dodatkowych szortów. Jeśli jest to wyjazd bardziej turystyczny aniżeli trekingowy, biorę również lekką nylonową koszulę (długi rękaw przeciw komarom).
Jeśli chodzi o zimny klimat, to należy pamiętać, że to nie ubranie trzyma cię ciepło, tylko ciepłe powietrze uwięzione pomiędzy warstwami ubrań. Inaczej mówiąc to nie ubranie cię grzeje, tylko ciało ogrzewa ubranie. Dlatego należy unikać obcisłego odzienia, lecz stosować luźniejsze ubranie (ale nie zbytnio luźne). W warunkach bardzo zimnych nic nie powinno ograniczać krążenia krwi, wszelkie ubrania powinny być wkładane bardzo luźno. Mike Horn porównał wkładanie rąk do rękawic jak parkowanie samochodu w garażu.
W zimnym klimacie biorę spodnie z grubszym podszyciem syntetycznym (tzw. "polar"), pod spodem wełniane kalesony merino, a na górę wiatroodporny polar lub softshell (grubość zależy od klimatu). Oczywiście jeśli jest bardzo zimno, to najlepszy stosunek ciepła do wagi daje nam kurtka puchowa. Trzeba tylko uważać, aby jej nie zmoczyć. Szczegóły charakterystyki puchu opisałem na stronie o śpiworach.
Nakrycie głowy. Nie lubię. Jednak zwykle trzeba się chronić, jak nie przed słońcem, to przed zimnem. W Australii używam skórzanego kapelusza, a w podróżach w krajach trzeciego swiata, chustkę syntetyczną. Zimą albo czapkę syntetyczną, albo z wełny merino. Dobrą sprawą są czapki wiatroodporne. Tam gdzie jest bardzo źle, zakładam tzw. kominiarkę, albo jak ją nazywam "czapkę do napadów" - ma ona tylko otwór na oczy. Mam taką tanią z polipropylenu, grzeje, ale nie oddycha zbyt dobrze. Z rękawiczkami podobnie jak wyżej opisane metody z czapką. W przypadku bardzo dużego zimna ubieram jednak dwie warstwy - cienką warstwę wewnętrzną (syntetyk), a puchowe lub syntetyczne bardzo ciepłe grube rękawice na zewnątrz (te bez palców są cieplejsze). Jeśli na wyprawie dużo używam rąk do trzymania czegoś np. kijki, kierownica roweru, wiosła itp, to dobre są rękawiczki z poduszkami i z krótkimi palcami (np. rowerowe).
W przypadku deszczu zakładam kurtkę wodoodporną. Mój Arkteryx Alpha jest mocna i lekka, ale droga. Ze względu, że kurtkę taką zakładamy tylko w przypadku deszczu (mam więc nadzieję, że niezbyt często), dobrze by było, aby kurtka była typu "paclite", czyli bez żadnego podszycia od spodu (redukcja wagi). Tylko wierzchni materiał, a od strony ciała od razu membrana (najczęstszy typ teflonowej membrany to Gore-tex). Dobrze by było aby zewnętrzny materiał był wzmocniony na ramionach, 70D nylon byłoby wystarczające.
Ciężko się to tłumaczy z angielskiego, ale wodoodporność w angielskim rozróżnia się na "waterproof" i na "water repellent". Ta pierwsza jest całkowicie wodoodporna (wodoodporna membrana laminowana wewnątrz materiału), a "repellency" oznacza coś na zasadzie "odbijania" wody przez zewnętrzny materiał (to nie jest membrana). Pod naporem sporej ilości wody, kurtka "repellent" zacznie puszczać wodę do środka. Kupując kurtkę upewnijmy się, aby była ona z membraną. Najlepsze kurtki to zarówno "waterproof" i "water repellent" w jednym. "Waterproof" zapewnia, aby woda nie dostała się do wewnątrz, a "water repellent", aby deszcz spadał z materiału, a nie "nosił się" na kurtce. Membrana jest praktycznie chemicznie niezniszczalna, podczas gdy "water repellency" po jakimś czasie przestaje perfekcyjnie działać.
Kurtkę taką należy prać regularnie, nie używać mocnych detergentów, temperatura wody nie powinna być wyższa niż 30-40°C. Podwójne płukanie pomaga lepiej wyczyścić materiał z środków chemicznych. Zaleca się również zastosowanie suszarki do 30°C - taki proces cieplny uaktywnia "water repellency" na zewnętrznej części kurtki (zwane DWR - durable water repellency).
Jeszcze parę słów o teflonowej membranie. Różne nazwy wymyślają producenci, najbardziej popularne to Gore-tex, Event, Omni-tech itp. Niektórzy producenci podają, iż produkt posiada laminowaną membranę, ale tak naprawdę jest ona laminowana tylko w punktach krytycznych, a nie na całej powierzchni. Podobnie ma się sprawa ze szwami, nie wszystkie są podklejone taśmą. Często kurtka posiada ją tylko na rękawach i na ramionach, tam gdzie deszcz spada bezpośrednio. Czasami możemy wyczuć palcami, że na dolnych szwach kurtki brak taśmy (membrany) podklejonej od spodu (łatwo ją wyczuć w górnych szwach). Jeśli kupować kurtkę wodoodporną na treking, to powinna ona być całkowicie oklejona.
Nie ma problemu wyprodukować produkt wodoszczelny (np. kawałemk gumy), ale żeby on jeszcze przy tym oddychał, to już inna sprawa. Czym cieplejszy klimat, tym teflonowa membrana pracuje coraz gorzej. Tzn. nie ma problemów z odpornością na deszcz, ale zaczną się problemy z oddychalnością odzieży. Istotne jest, aby kurtka miała zamki pod pachami do usprawnienia cyrkulacji powietrza. Membrana działa na zasadzie, że jej mikroskopijne otwory są zbyt małe dla cząsteczki wody, a wystarczającego duże dla cząsteczki pary wodnej (czyli parowania naszego potu). Reakcją naturalną gazów (m.in. pary wodnej) jest fakt, że ciepłe powietrze idzie do góry, do zimniejszego powietrza (co jest spowodowane różnicą ciśnień). Jednak w przypadku trekingu w ciepłym klimacie, wewnątrz kurtki wytworzy nam się temperatura podobna do tej, co panuje na zewnątrz. Wtedy cząsteczki gazu nie mają potrzeby "uciec" na zewnątrz, gdyż różnica ciśnień powietrza jest znikoma lub żadna. W tym przypadku będziemy mokrzy nie od deszczu, lecz od własnego potu. Dlatego w tropikach czasami lepiej przejść z systemu "zostań suchy" do systemu "wyschnij szybko", za pomocą noszenia szybkoschnącej odzieży (lekkiej gęstości nylon).
Cała procedura ma się bardzo podobnie ze spodniami. Oczywiście powinny one posiadać membranę całkowicie podklejoną na wszystkich szwach, być jak najlżejsze, rozpinane z boku itp. Albo możesz używać "woodoodpornej spódniczki", po prostu dużo lżejsze od spodni.