2 - krotny wjazd w okresie od 9.04 do 3.05.04, łącznie 10 dni, kurs 1€ = 2500 KP (Kolumbijskie Peso)
zwiedzanie – wjechałem na teren Kolumbii w Leticia, trójkąt granic z Peru i Brazylią. Pamiętajmy aby w Santa Rosa otrzymać pieczątkę wyjazdową z Peru. Następnie możemy przepłynąć na stronę brazylijską i natychmiast udać się do urzędu imigracyjnego, aby podbić paszport ponownie. Z brazylijską pieczątką możemy bezproblemowo wielokrotnie wkraczać do Leticia, jeśli tylko nie zamierzamy wjeżdżać w interior Kolumbii tzw. przygraniczny ruch bezwizowy.
Jest Wielki Piątek, więc podziwiałem procesję - krzyżowali człowieka przebranego za Jezusa (bezkrwawo). Po długich poszukiwaniach odnalazłem na skraju puszczy dom szamana, który opisał mi znajomy z Krakowa. Z Leticia należy dojechać do wioski zaznaczonej słupkiem z kilometrem 7, gdzie 500 metrów dalej od głównej drogi odbija szeroka szutrowa droga w prawo. Po około 20 minutach marszu jeden z ostatnich domków we wsi po prawej stronie należy do rodziny szamana Williama. Zapytajmy o niego, ewentualnie o jego jednookiego syna żony – Sergio. Jeśli tu nikogo nie zastaniemy to idźmy dalej prosto, na rozdrożu w lewo i po 30 minutach drogi przez puszczę dojdziemy do Maloka, jego okrągłej chaty. Ja tutaj na niego poczekałem wraz z poznanymi na promie Argentyńczykami. Kiedy William przyszedł, poprosiłem go o odprawienie ceremonii Ayahuasca - starego indiańskiego obrzędu, mającego na celu oczyszczenie duszy i ciała. Ciekawostką jest, że szaman jest praktykującym katolikiem i nie pracuje w niedziele (tzn. nie odprawia ceremonii). Wieczorem przy głuszy dżungli, podczas uroczystego obrzędu wypiłem ziołowy trunek, po czym moje ciało stało się bezwładne, głowa ciężka, wzrok mętny - byłem jak pijany. Nieodzownym elementem towarzyszącym ceremonii są odruchy wymiotne (i nie tylko) - oczyszczamy organizm. Przy właściwej koncentracji powinniśmy mieć różne wizje, ja poza biegającymi białymi szczurami, innych halucynacji nie miałem. Pamiętam jednak wszystko ze szczegółami. Kapłan cały czas nade mną czuwał, śpiewał, modlił się i eskortował mój chwiejny krok do toalety. Och, to była wielka noc dla mnie, a na dodatek noc Wielkanocna. W niedzielny poranek dochodziłem powoli do siebie i nie miałem ochoty na żadne świąteczne śniadanie.
Jego pasierb Sergio, zaproponował mi wyjście do dżungli i okazał się rewelacyjnym przewodnikiem. Pokazał mi drzewa m.in. magazynujące wodę, do użytku medycznego, do produkcji kauczuku itp. Maszerując co chwilę coś znajdował, wypatrując co ciekawsze okazy flory i fauny selwy - miejsca będącego jego domem. Za dnia szedł także z nami jego piesek „morderca”, który zagryzał wszystko co zdołał złapać. Duże znaczenie ma również wybór odpowiedniej pory roku. Najwyższy poziom rzek jest w maju/czerwcu, tuż po zakończeniu pory deszczowej (większe ryzyko zachorowania na malarię), a najniższy w okresie od sierpnia do października (różnica poziomu wody może wynosić nawet do 15 metrów). Za dnia temperatura nie jest zła, zwykle nie przekracza w dżungli 27°C, ale niestety w połączeniu z wysoką wilgotnością, powoduje nieprzyjemne uczucie stałej lepkości ciała. Preferowaliśmy więc nocne wędrówki ze względu na klimat jak i fakt, że tutejsze życie zwykle zaczyna się po zapadnięciu zmroku. Na początek Sergio nauczył mnie chwytać do ręki tarantule, później pokazał papugi, wielkie żaby, kajmany, jadowite węże (coral i cascabel) itp. Do poniedziałku pozostało jeszcze kilka godzin, lecz mi zachciało się Śmigusa–Dyngusa nieco wcześniej – przechodząc przez kolejną rzeczkę po wąskim i śliskim powalonym pniu, zacząłem tracić równowagę, czego następstwem było runięcie do wody z piraniami. Spadając instynktownie zaczepiłem się o pień jedną nogą, dzięki czemu szybko wdrapałem się z powrotem, byłem jednak przemoczony do suchej nitki. Piranie mają złą reputację z horrorów, lecz w rzeczywistości ich ataki należą do rzadkości. Zbudowaliśmy szałas, a na kolację złowiliśmy kilka pysznych rybek. Następnego dnia zapuściliśmy się z Kolumbijczykiem jeszcze głębiej w selwę, tym razem poszliśmy tropić tapira. Zbudowaliśmy platformę na drzewach, 4 metry nad ziemią, czekaliśmy na niej 2 godziny w ciemnościach nocy, wsłuchując się w odgłosy puszczy. Sergio ma tylko jedno oko, ale za to „sokole” - nagle włączył latarkę i błyskawicznie wystrzelił ze swojej dubeltówki - trafił z 20 metrów. Jego ofiarą była baruga (ssak wielkości psa). Szkoda mi było zwierzaka, ale rozumiem, że przewodnik tak po prostu żyje - mieszka w dżungli i ona jest źródłem jego pożywienia. Rano więc gotowaliśmy na ognisku dziczyznę - pycha! Chciałem zobaczyć więcej dzikich zwierząt, ale po to trzeba zapuścić się znacznie głębiej w dżunglę. Miałem też kiepskie buty (goretex nic nie pomoże w wodzie po kolana) i nieskuteczny środek przeciw insektom. Mimo dużej wilgotności, upału, dręczących komarów, przepocenia i mokrych butów – puszcza amazońska mnie zafascynowała, szczególnie jej dziewiczość i niedostępność. Umówiłem się z Sergio, że tu jeszcze kiedyś wrócę i wybierzemy się znacznie dalej. Byłem tam wraz z dwójką Argentyńczyków, którzy na szczęście woleli spać niż chodzić, więc ciekawe nocne wypady robiłem tylko z Sergio. Kosztowało nas to 8 € od osoby za dwie doby, ale gdybym szedł sam musiałbym się prawdopodobnie liczyć z podobnym wydatkiem za każdy dzień (tj. 8 €/ dzień). To i tak dużo taniej niż organizowane przez agencje wycieczki, gdzie płaci się około 30 – 40 € za dzień od osoby.
Po kilku tygodniach ponownie wjeżdżałem do Kolumbii, tym razem od strony Wenezueli, ostrzegany dziesiątki razy przed niebezpieczeństwami tego kraju. Jakby nie patrzyć jest to światowy lider produkcji kokainy, a co za tym idzie, działa tam dobrze zorganizowana przestępczość. Nic więc dziwnego, że przemoc zdarza się tutaj znacznie częściej niż w sąsiednich krajach. W celu finansowania różnych nielegalnych organizacji bardzo popularne są porwania dla okupu. W samym roku 2002 porwanych było około 3000 osób (ktoś podzielił się informacją, że zwykle nie porywa się osób w sandałach, gdyż nie mogą one szybko maszerować przez dżunglę – może to i prawda). Jeszcze jedna przestroga o której warto wspomnieć - Burundanga to nazwa rodzaju narkotyku, którą uzyskuje się z pewnego rodzaju drzewa, powszechnego w Kolumbii. Oszuści wrzucają gotowy produkt do cukierków, papierosów, gumy do żucia, piwa itp., nie posiada on specyficznego smaku ani zapachu. Powoduje utratę świadomości i pamięci, a po przebudzeniu po kilku godzinach lub dniach, uważajmy się za szczęśliwców, jeśli skończyło się tylko na kradzieży, może być znacznie gorzej. Także podstawowa zasada - nie częstujmy się niczym od nowo poznanych „przyjaciół”. Koniec jednak z tym straszeniem, bo w moim przypadku spotkały mnie same pozytywne doświadczenia. Ludzie byli uśmiechnięci, mili, czysto, przyjemnie, bezpiecznie spaceruje się w środku nocy po centrum miast.
Atmosfera miejscowości Santa Marta bardzo mi się podobała, nie przeszkadza mi to, że jest to najcieplejsze miasto Ameryk (a szóste pod tym względem na świecie) - straszne upały, ale ja to lubię. Jest również jednym z najstarszych stale zamieszkanych kolonialnych miast kontynentu, założonym w 1523 roku. Wybrałem się na zwiedzanie świata podwodnego w pobliskim Tyrona NP, z licznymi plażami z palmami i głębokimi zatoczkami, jednym z najpiękniejszych miejsc na karaibskim wybrzeżu. Przydał się kurs nurkowania zrobiony w Australii, tak że od razu mogłem przystąpić do penetracji rafy. Było ciekawie, inaczej. Jednak w pewnej chwili mój sprzęt nawalił i zaczęło mi brakować powietrza na głębokości 20 m - współtowarzysze szybko podzielili się ze mną tlenem i bezpiecznie wypłynąłem na powierzchnię. Biuro było jednak w porządku – Atlantic Divers na skrzyżowaniu calle 10C i carratery 2. Okolica Santa Marta słynie głównie z Ciudad Perdida (Zaginione Miasto), opustoszałe pre hiszpańskie miasto Indian Tayrona, ukryte w dżungli gór Sierra Nevada. Oficjalnie można dostać się tam tylko i wyłącznie z zorganizowaną grupą, 6-dniowa eskapada kosztuje 150 €, wszystko w cenie.
Cartagena to jedno z najpiękniejszych miast Ameryki, takie żyjące muzeum kolonialnej architektury, słynna z swojej burzliwej historii i wdzięku (przytulne wąskie uliczki, pałacyki, kościoły oraz wiszące balkony z kwiatami). System masywnych murów obronnych i fortec w obronie przed piratami teraz majestatycznie królują nad oceanem. Odwiedziłem fortecę Castillo de San Felipe de Barajas, z zawiłym systemem tuneli, które można penetrować na własną rękę (niezbędna latarka, sporo wody). W okolicy można wybrać się do miniaturowego wulkanu de Lodo El Totumo, gdzie zamiast lawy i popiołu znajduje się błoto (kąpiel wewnątrz zalecana). Cartagena jest jednak bardzo skomercjalizowana, a cena piwa w pubie waha się od 2 – 3 €. Codzienne wizyty w przystani jachtowej nie przyniosły pozytywnego rozwiązania, nikt nie płynął do Panamy, mimo, że słyszałem o jachtach oferujących takie przewozy (4 - 6 dni, około 200 €). Rejsy zwykle zatrzymują się na wyspach San Blas, ale uważajmy do kogo wsiadamy, osobiście spotkałem kilku „wyrolowanych” podróżników.
Zdecydowałem się więc na desperacki ruch, a mianowicie wybrałem się przez Darien Gap, czyli przesmyk między Kolumbią i Panamą - siedzibą wszystkich szmuglerów narkotyków, bandziorów wyjętych spod prawa, guerillas (partyzanci), paramilitares (prywatne armie), czy też samej rządowej armii. Przedsięwziąłem wszelkie środki bezpieczeństwa - ubrałem podartą koszulkę i spodenki, założyłem sandały, wziąłem brudny plecak, ściągnąłem zegarek, schowałem także aparat i przygotowałem trochę gotówki i nieważną kartę kredytową na wypadek zwykłego napadu - wyglądając jak obibok rzuciłem się w wir szlaku kokainowego. Nie wiem czy moje działania prewencyjne cokolwiek mi pomogły, ale zawsze to jakiś ruch dla komfortu psychicznego. Z Cartageny dojechałem autobusem do Turbo, gdzie musiałem uzyskać pieczątkę wyjazdową w paszporcie. Stąd płyną łódki do Capurgany (dodatkowa opłata za ciężar bagażu). Niestety nie było wielu chętnych, więc dopłynąłem tylko do Acandi, a dalej musiałem już pytać się miejscowych o podwiezienie. Biorąc kolejne łódeczki dotarłem w końcu do granicy z Panamą, po drodze nieźle bawiąc się z miejscowymi – w końcu nie mają wielu turystów. Nie dajmy się zwieść nazwie kraju „Colombia” – Krzysztof Kolumb nigdy tu nie wylądował, był natomiast w sąsiedniej Wenezueli oraz Panamie, Kostaryce i Hondurasie. Dodatkowym zdziwieniem wydawał mi się fakt, iż spora część Latynosów przekonana jest, iż Kolumb był Hiszpanem, a nie Włochem.
miejscowość | obiekt | cena w KP | €/ 1os | czas | ocena | uwagi |
Leticia | ceremonia Ayahuasca | 100,000*KP/ 3os | €13.3 | noc | warto | |
wyjście w dżungle | 60,000*KP/ 3os | €8.0 | 3 dni | super | ||
Santa Marta | nurkowanie w PN Tyrona | 80,000*KP | €32.0 | dzień | warto | BP - przewodnik, sprzęt, obiad, 2 nurkowania |
Cartagena | Castillo San Felipe de Barajas | 4,500 KP | €1.8 | 2 h | ok | tunele w forcie, ISIC 50% |
€55.1 |
noclegi – nic wyróżniającego od innych krajów, różne klasy, różny komfort, różne ceny.
miasto | hotel i adres | N | nocleg | cena za noc | €/ 1os | oc | uwagi |
Leticia | Residencias El Divino Niño, LP, Avenida Internacional No 7 - 23 |
2 | pokój 4os/ 3os | 10,000 KP/ os | €4.0 | 8 | wc, TV, wiatrak |
Santa Marta | Hotel Mira Mar, LP, calle 10C, No 1C-59 |
2 | dormitorium 4os | 5,000 KP | €2.0 | 6 | wc, restauracja |
Cartagena | Casa Viena, LP, calle San Andres 30-53, Getsemani |
3 | dormitorium | 7,000 KP | €2.8 | 7 | BCK - wiatrak |
Monteria | k/PKS, bez nazwy |
1 | pokój 1os | 8,000*KP | €3.2 | 5 | wiatrak |
Turbo | Residencia Marcela, Carrera 14 B, No 100 - 54 |
1 | pokój 1os | 7,000 KP | €2.8 | 7 | wiatrak |
k/Leticia | gościna u szamana |
1 | szałas w dżungli | ||||
10 | €26.4(9) |
transport – jak w całej Kolumbii, ze względu na scenerię jak i bezpieczeństwo, zaleca się podróżować tylko za dnia.
dzień | trasa | transport | cena w KP | €/ 1os | czas | km |
89 | Leticia - wioska kilometr 7 | taxi w 3os | 10,000 KP/ 3os | €1.3 | 15 min | 7 |
92 | wioska kilometr 7 - Leticia | minibus | 1,200 KP | €0.5 | 15 min | 7 |
93 | Leticia - Tabatinga | minibus | 1,000 KP | €0.4 | 15 min | 5 |
105 | Maicao - Santa Marta | autobus AC | 15,000 KP | €6.0 | 4 h | 265 |
106 | Santa Marta - Tyrona NP + powrót | łódka | koszt w "zwiedzaniu" | 3 h | 25 | |
107 | Santa Marta - Barranquilla | minibus AC | 7,000 KP | €2.8 | 2 h | 95 |
107 | Barranquilla - Cartagena | autobus AC | 8,000 KP | €3.2 | 2 h | 127 |
110 | Cartagena - Monteria | autobus AC | 25,000 KP | €10.0 | 4.5 h | 275 |
111 | Monteria - Turbo | autobus | 21,000 KP | €8.4 | 7 h | 175 |
112 | Turbo - Acandi | łódź motorowa | 31,000 KP + 3,500 KP bagaż | €13.8 | 2 h | 80 |
112 | Acandi - Capurgana | łódka motorowa | 10,000 KP | €4.0 | 1.5 h | 20 |
112 | Capurgana - Puerto Obaldia (Panama) | łódka motorowa | 20,000 KP | €8.0 | 1 h | 15 |
transport miejski | autobusy | 2,000 KP | €0.8 | - | - | |
€59.2 | 1096 |