Tonga | Nowa Zelandia | Polinezja Francuska (Tahiti) | Wyspa Wielkanocna (Chile) | Kuba |
Nowa Zelandia
20 września 2006
Kolejnym punktem programu na Pacyfiku była dla nas Północna wyspa Nowej Zelandii. Przemieszczaliśmy się autostopem i ten środek transportu funkcjonuje tutaj fenomenalnie.
Już pierwszego dnia dojechaliśmy do Parku Narodowego Tongariro. Wciąż pokryte śniegiem dominujące nad okolicą 3 wulkany prezentują się niewyobrażalnie pięknie. Postanowiliśmy zrobić sobie górską wędrówkę, jednak na wysokości powyżej 1500m zerwał się tak silny wiatr, że problemem było utrzymać równowagę. Widoczność spadła do kilkunastu metrów, także mieliśmy kłopoty z nawigacją i nieźle zmarzliśmy. Wróciliśmy więc po 6 godzinach wspinaczki z powrotem do schroniska, gdzie spędziliśmy kolejną noc.
Okolice Rotorua słyną z aktywnych miejsc geotermicznych, w postaci gejzerów i błotnych kałuż. Ciekawie było oglądać demonstracje tych sił natury, znacznie gorzej jednak było przyzwyczaić się do wydzielającego się z nich smrodu.
Na nocleg zostaliśmy zaproszeni przez znajomą na wieś, gdzie mogliśmy pooglądać hodowle koni i zabawnych owiec, z których Nowa Zelandia słynie. Na koniec zwiedziliśmy Auckland, nawet przyjemną metropolię. Krótko, bo tylko 5 dni, ale zdecydowanie warto.