Tonga | Nowa Zelandia | Polinezja Francuska (Tahiti) | Wyspa Wielkanocna (Chile) | Kuba |
25 września 2006
Polinezja Francuska to grupy wysp na Pacyfiku zajmujące obszar wielkości Europy. Postanowiliśmy zobaczyć 3 wyspy z archipelagu Towarzystwa – Tahiti, Moorea i Bora-Bora.
Tahiti to największa wyspa archipelagu. Stolica Papeete jest w większości okupowana przez Francuzów, którzy pracują na urzędniczych stanowiskach, spychając tym samym ludność lokalną na drugi plan. Oficjalnie Polinezja Francuska (zwana także Tahiti) jest protektoratem Francji, w praktyce jednak niczym się to nie różni od kolonizacji. Przez fakt, iż zarobki są bardzo wysokie, a większość produktów jest sprowadzana z Francji, jest to kraj niezmiernie drogi.
Wyspę objechaliśmy dookoła autostopem (120 km), który jest bardzo przyjemny. Zatrzymywali się nam zarówno Francuzi jak i lokalni, starając się pokazać najciekawsze miejsca na naszej trasie oraz zapraszając do siebie na nocleg. Widoki są cudowne – kolorowe laguny i plaże, a patrząc w interior wyspy zobaczyliśmy niesamowite szczyty, pnące się na wysokość ponad 2000 metrów, porośnięte intensywną zieloną dzika tropikalną roślinnością.
Sąsiednia wyspa Moorea jest nieco mniejsza, ale równie piękna. Przeszliśmy pieszo przez jej środek wspinając się na górskie przełęcze. W klimacie podzwrotnikowym wędrówka nie była jednak łatwa. Po kilku dniach pobytu na wyspach ogarnęła nas, jak to nazwała Ewelina, „tropikalizacja”, czyli ogólna niechęć do wykonywania jakiegokolwiek wysiłku fizycznego lub psychicznego. Takie rozleniwienie od czasu do czasu nas dopadało.
Udało nam się też zabrać na pokład promu, który płynął na dalszą część archipelagu. Pokład był czasami zalewany deszczem, gdyż dach był nieszczelny. Ale ogólnie rejs był udany, ponieważ zanim dopłynęliśmy na Bora Bora, opłynęliśmy kilka innych wysp, gdzie rozładowywano towar.
Bora Bora to komercyjna wyspa, mnóstwo tu ekskluzywnych resortów z bungalowami na plaży, jak i na samej lagunie. Takie ośrodki oddzielone są od miejscowych zabudowań wysokim murem, co sprawia wrażenie getta dla białych – okropne. Przez to kontakt z lokalnymi, jak i autostop, był utrudniony. Mimo tych przeszkód trzeba powiedzieć, iż jest tu przepięknie. Droga okalająca wyspę wynosi zaledwie 30 km, a w środku wyspy wypiętrza się wąski, pionowy, nigdy nie zdobyty skalny filar. Oczywiście nie brak bujnej zieleni. Wyspę otaczają liczne „motu”, czyli wysepki powstałe na rafie wewnętrznej, do których można dojść/przepłynąć. Woda w lagunie jest błękitno-turkusowa, przyjemna. Jednak ceny nawet w najtańszych pensjonatach są wygórowane, spaliśmy więc na plaży.