English version - Polska wersja - version Espanola: English version  Wersja polska  Version espanola
  • Strona główna
  • Moje podróże
  • Podróż marzeń -
    Siłami Natury
  • Australia podróże,
    wiza studencka itd
  • Warto zwiedzić (zdjęcia)
  • Polecam - książki,
    filmy, sprzęt itd
  • O sobie
  • Świat oczyma Eweliny
  • Kontakt

Chiny 2009/2010

Podróż Praca Ciekawostki
Wstęp Chiny Południowe EXPO + wypady weekendowe

Wstęp

chiński murJesienią 2009 roku przyjechałem z żoną Eweliną do Chin (prowincja Shandong) do pracy jako nauczyciel angielskiego. Podczas zimowych szkolnych ferii uciekałem od zimna na południe Chin. Podczas roku szkolnego robiłem krótkie wypady po okolicy. Poniżej opisuję ogólne spostrzeżenia podczas podróżowania po tym niezmiernie ciekawym kraju, a na relacje szczegółowe zapraszam na kolejne strony - do wyboru powyżej.

W 2001 roku podczas mojej pierwszej wizyty w Chinach odwiedziłem jaskinie Yungang i Wiszące Klasztory koło Datong, miasto Pekin, Terakotową Armię niedaleko Xi'an oraz Kamienny Las w pobliżu Kunming - relacja w opowiadaniu "Transazja 2001/2002".

zwiedzanie – Chiny są tak wielkie i różnorodne, że trudno tutaj się nudzić. Zawsze można znaleźć coś dla siebie. Jednak w ostatnich latach władze zauważyły, że na turystyce można robić niezłe pieniądze. I niestety wykorzystują to w bardzo dziwny sposób - przede wszystkim starają się "upiększać" naturę i obiekty, w postaci kiczowatych sztucznych wodospadów, odrestaurowanych świątyń, betonowych punktów widokowych itp. Do tego wszystkiego kasują za to relatywnie drogo - jak na Chińskie realia ceny są znacznie wygórowane, szczególnie w relacji do cen noclegów i jedzenia (nawet po zniżkach studenckich nie wygląda to wesoło). Większość Chińczyków nie może sobie pozwolić na podróżowanie, ale dla władzy nie liczy się zwykły człowiek, tylko ta mała bogata część obywateli - czyli jakieś 200-300 milionów ludzi, którzy w większości nie mają paszportów i siłą rzeczy zwiedzają kraj. tarasy ryżowe w YuangyangCeny rosną niemożliwie, czasami to nawet chyba z dnia na dzień. Chińczycy wybudowali bramki wstępu praktycznie wszędzie tam gdzie tylko jest szansa na masową turystykę. Pieniądze w większej mierze wracają do stolicy, niewiele zostaje dla lokalnej społeczności. Widząc co się dzieje, postanowiłem uprawiać nową dyscyplinę sportu - obejście kas z biletami. Na szczęście w Chinach nie trzeba być mistrzem olimpijskim, aby skutecznie zacząć zdobywać punkty. Ponieważ Chińczycy zwiedzają masowo i zmotoryzowanie, głównie podczas zorganizowanych wycieczek z zakładów pracy, to znalezienie sobie własnej ścieżki i później zmieszanie się z tłumem nie jest trudne przy atrakcjach naturalnych typu wąwozy, tarasy ryżowe itp. Największym problemem jest wiedzieć, gdzie znajdują się kasy biletowe.

Jeśli używasz Lonely Planet – wydanie z 2005, prowincje południowe napisane są tragicznie (reporterka Katja Gaskell). Autorka myliła nazwy, kierunki świata, czasami byłem pewien, że nie odwiedziła omawianego miejsca.

nocleg w tybetańskiej twierdzy, Xiangchengnoclegi – pierwszy raz w życiu w podróży prawie nie przydał mi się namiot. W Chinach po prostu wybór tanich hosteli jest ogromny, właściwie w każdym małym miasteczku znajduje się kilka opcji do wyboru. Praktycznie zawsze płaciliśmy pomiędzy 20 a 30 Y (2 do 3 €) za osobę w pokoju 2-osobowym lub w dormitorium. Czasami może się zdarzyć, iż właściciele nie chcą (lub nie mogą) przyjąć obcokrajowca, ale w końcu znajdziemy kogoś, kto nas zakwateruje (w ostateczności domy publiczne to tanie i dobre miejsce - jeśli przy wejściu znajdują się karteczki z numerami telefonów, to dobrze trafiłeś). Ze znalezieniem wolnego miejsca nie mieliśmy kłopotu nawet podczas Chińskiego Nowego Roku, przez co płaciliśmy znacznie mniej, aniżeli turyści, którzy robili uprzednie rezerwacje. Tanie opcje noclegowe znajdują się nawet na popularnych szlakach trekingowych, noszenie naszego namiotu i śpiworów okazało się zbędnym ciężarem. Mimo iż podróżowaliśmy również zimą, podczas spania na mróz nie narzekaliśmy. Może i niektóre pokoje do najcieplejszych nie należały, ale w większości przypadków pod prześcieradłem znajdował się elektryczny koc. Jeśli go włączymy do prądu, to po prostu koc ten grzeje, nawet na tyle mocno, że zwykle w nocy go wyłączałem lub zmniejszałem moc. Niezła sprawa.

okna 'tybetańskiej' twierdzy, XiangchengWchodząc do hotelu nie zważaj na wywieszone tam ceny - spytaj ile kosztuje pokój, czasami to co było napisane nie miało zupełnie związku z rzeczywistością. Prawie zawsze targowaliśmy już usłyszaną cenę w dół o 10-20 Y, schodząc do poziomu 30-60 Y za pokój. Przy rejestrowaniu się zostaniemy poproszeni o paszport. Po spisaniu danych (lub skanie dokumentu) dostaniemy klucz, za który pobiera się kaucję - zwykle od 10 Y za zwykły, do 50 Y za plastikową kartę uruchomiającą wszelką elektryczność w pokoju. Doba hotelowa trwa do godziny 12. We wszystkich pokojach są telewizory, w większości przypadków tylko z kanałami chińskimi. Jednak nie po to podróżujemy, aby patrzeć w ekran. Najprzyjemniejszą rzeczą jest czysta pościel - jaka to odmiana po brudnych afrykańskich kanciapach. O gorącą wodę lepiej spytać, ale zwykle jest ona w podgrzewanym bojlerze. Jeśli chodzi o toalety, to jeśli nie ma jej w pokoju, lepiej jest sprawdzić jak wygląda ta wspólnego użytku - często nie ma ona drzwi pomiędzy ustępami, wszyscy osobnicy tej samej płci siedzą koło siebie i nawzajem się obserwują.

pociąg ekspresowytransport – organizacja kolei chińskiej jest godna podziwu. Wszystko jest perfekcyjnie przygotowane. Właściwie odprawa wygląda jak na lotnisku. Kupić bilet można tylko na zewnątrz dworca, a do środka można wejść tylko z nim. Potem następuje prześwietlenie bagażu - które niestety jest dość idiotyczne - często strażnicy robią sobie przerwy, nie patrzą się w ogóle w monitor, po prostu zapełnienie etatów. Następnie kierujesz się do właściwej poczekalni wyznaczonej na twój numer pociągu. W poczekalni czekasz na pociąg i w zależności, czy jest to jego stacja początkowa, czy też jest on przelotowy, na około 10-30 minut przed odjazdem pasażerowie wpuszczani są na peron (za okazaniem biletu). Czasami nawet za dużo osób z obsługi kieruje cię podczas oznaczonej drogi z bramek na peron (kiedyś naliczyłem się ponad trzydziestu z nich), a jeśli chodzi o pokierowanie zdezorientowanych pasażerów po "skasowanym" pociągu, to nie ma ani jednej osoby pomagającej.

świński stółJest jednak jeden mankament w tej organizacji - za dużo ludzi. Normalnie trudno jest kupić bilet kolejowy na miejsce siedzące lub leżące (klasy hard) w dniu odjazdu. Czasami możemy w tym wypadku dostać miejsce stojące, ale tam naprawdę może być ścisk i rzeczywiście będziesz stał całą noc zgnieciony w tłumie. Jednej nocy w podróży udało się nam położyć plecaki jeden na drugim i usiąść na nich (to jednak zależy od stopnia brudu na ziemi), dzięki czemu potrafiliśmy urywać krótkie drzemki (przerywane przejeżdżającym wózkiem restauracyjnym). Muszę też przyznać, że Chińczycy są uprzejmi dla siebie nawzajem - oczywiście w wagonie panował wszechobecny ruch do toalety, ale ludzie nie deptali się nawzajem, ustępowali sobie, pomagali, podawali, przenosili, puszczali itp. Miejsca stojące sprzedaje się tylko wtedy, kiedy brak już miejsc siedzących i leżących (nie na wszystkie pociągi), jednak sprzedaje się je w liczbie limitowanej i z określonym numerem wagonu. Jednak jeśli ktoś wyjdzie w połowie drogi, możesz wskoczyć na jego siedzące miejsce, jest spora szansa, że nikt już nie przyjdzie z biletem na to siedzenie. Hard seat - to w rzeczywistości nie twarde, a miękkie siedzenie, ale za to w przedziale panuje tłok, brud, papierosowy dym i hałas. Soft seat to wygodne miejsca w lepszych pociągach, nie sprzedaje się tam miejsc stojących, obowiązuje zakaz palenia itp. Hard sleeper - najtrudniejsze miejsce do dostania, gdyż są one najwygodniejsze i w miarę tanie. Otrzymuje się własne łóżko z wagonie otwartym, tzn. bez drzwi pomiędzy korytarzem z przedziałem. Soft sleeper - to już wygodny 4-osobowy przedział z klimatyzacją, gniazdkami elektrycznymi itp.

Podział pociągów na klasy wygląda następująco: sam numer czterocyfrowy np. 1234 to pociąg zwykły. Tutaj, gdy nie ma miejsc siedzących, sprzedaje się także bilety stojące. Jeśli przed numerem jest litera A, D, K lub L, to jest to pociąg pośpieszny (może być mniej cyfr). Czasami na te pociągi nie sprzedaje się miejsc siedzących (zwykle dotyczy to kursu nocnego), najtańszą wersją jest sypialny (dzielony na klasę hard i soft - twardą i miękką). Jest jeszcze ekspres, czasami ma przed cyframi literkę D, czasami T, grzeje on z prędkością 200 km/h, jest około dwukrotnie droższy od pośpiecha. Niestety nie zawsze rezerwacja się sprawdza. Raz mieliśmy już bilet kupiony kilka dni wcześniej. Mimo komputerowego systemu sprzedaży, dokładnie w momencie wjazdu pociągu na peron władze stwierdziły, że pociąg jest przepełniony i nie wpuszczą już nikogo z miejscami stojącymi. Zostaliśmy odesłani do zrefundowania biletu. Po wyjściu z pociągu, podczas przechodzenia przez bramki na miasto sprawdza się jeszcze raz bilet, także nie wyrzucaj go zbyt wcześnie.

Sporo zależy od tego na kogo trafimy w okienku kasy biletowej. W większości kasjer nie mówi po angielsku, dlatego przyda się parę zwrotów po chińsku. Jednak najwięcej zależy od chęci kasjera - czasami nie chodzi o język, tylko o charakter, a wtedy każda odpowiedź zza szyby będzie taksówka tricyklbrzmiała "nie ma", o cokolwiek zapytasz. Wtedy należy odstać w kolejce do innej kasy i może okazać się, że właśnie są bilety. Pytając o nasz cel jazdy pamiętaj, że kasjer nie wpadnie na możliwość jazdy z przesiadkami. Najlepiej mieć mapę (z chińskimi nazwami) i dać mu do zrozumienia, że tak łatwo nie odejdziemy - nie ma tutaj? To może tu, albo tu, a może tu? (pokazując palcem na mapie na wszystkie miejsca w pobliżu naszego celu). Można też zaryzykować i kupić bilet od cinkciarza, których na dworcu jest sporo (okres świąt). Przy planowaniu trasy można pomóc sobie mapami na stronie Google maps , gdzie jak zaznaczymy „get directions” między miastem A i B, to program pokaże także możliwości przejazdu publicznym transportem. Wykaże on nam połączenia wraz z numerami i godzinami odjazdów i przyjazdów pociągów.

Autobusy są często dobrą alternatywą - łatwiej na nie dostać bilety w dniu odjazdu ale mimo, iż są droższe, to nie są już tak komfortowe jak pociągi. Na dłuższych odcinkach kursują autobusy sypialne, myślę, że warto spróbować autobus sypialnytakiego nowego doświadczenia. Największym problemem jednak jest fakt, iż zwykle nie można kupować biletów z wyprzedzeniem, czasami tylko dopuszcza się sprzedaż dzień wcześniej. Również w większości przypadków ostatnie odjazdy są o godzinie 18. Często zdarzało nam się, że po zwiedzeniu jakiegoś zabytku już nie zdążyliśmy na ostatni autobus i byliśmy uwięzieni w jakieś betonowej dziurze. Jeśli autobus kursuje na rzadko używanej trasie, zwykle jest tylko jeden dziennie i wtedy odjeżdża wcześnie rano. Innym problemem jest fakt, iż każde szanujące się chińskie miasto posiada kilka dworców autobusowych - to irytuje podróżnego, nie wie z którego dworca będzie odjeżdżał autobus w jego kierunku. Jednak pewnym udogodnieniem jest możliwość zakupu komputerowego biletu na którymkolwiek z dworców, pani w okienku wytłumaczy jak dostać się na ten właściwy. W momencie gdy kupujemy np. dwa bilety, numery miejsc będą numerowane jeden po drugim - co czasami może oznaczać, iż wcale nie siądziemy z współtowarzyszem podróży koło siebie, bo nr 4 może oznaczać np. miejsce przy oknie po lewej stronie w pierwszym rzędzie, a kolejne siedzenie nr 5 będzie przy oknie po prawej stronie w drugim rzędzie. Chińczycy są jednak na tyle mili, że zawsze zamieniali się z nami, abyśmy mogli siedzieć razem. Niestety w okresie świąt (weekend majowy, październikowy i okres Chińskiego Nowego Roku) przepełnione państwowe autobusy zwykle drożeją blisko o 50% - trzeba przecież pomóc biednemu narodowi w świętowaniu i podróży do rodziny:(

Na obu dworcach, kolejowym i autobusowym, znajdują się przechowalnie bagażu (8 Y za plecak na pół dnia), toalety (zwykle niemożliwie brudne i często płatne), rentgen bagażu przy wejściu na dworzec. Wejście na perony lub platformy odbywa się z numerowanych bramek, z numerowanych poczekalni na parę minut przed odjazdem, co oznacza, że jest to sprawnie zorganizowane. Niestety w pociągach, i czasami w autobusach, jest niezwykle brudno. Ludzie plują, smarkają, rzucają wszystko na ziemię (nie używają koszy), pozwalają nawet załatwiać się dzieciom w przejściu.

Autobus miejski kosztował zwykle od 1 Y do 2.5 Y za przejazd (do 0.2 €). Nie wiem, czy to jest reguła, ale zauważyłem, że we wszystkich odwiedzonych miastach autobus nr 1 kursował do dalekobieżnego dworca autobusowego.

tratwa na rzece Li, YangshuoNie można prowadzić samochodu bez chińskiego prawa jazdy. Jeśli takiego nie masz, to wypożyczenie samochodu może być tylko z kierowcą.

Na pierwszy rzut oka Chińczycy jeżdżą ostro, niebezpiecznie. Myślę, że nie jest aż tak źle jak się wydaje. Przede wszystkim problemem nie jest nadmierna prędkość (chociaż raz taksówką przegoniliśmy policję na sygnale), ale wyprzedzanie. Bo wyprzedzanie na zakręcie, na podwójnej ciągłej itp to norma. Jednak różnica jazdy w Europie polega na tym, że u nas nikt nie spodziewa się kogoś na swoim pasie jadącego z naprzeciwka, a tutaj tak. Kierowca wie, że nie ma reguł i jak tylko widzi kogoś jadącego na czołowe zderzenie, zwalnia lub zjeżdża na pobocze, to samo czyni samochód wyprzedzany. na tym polega różnica - oni oczekują "nieoczekiwanych' sytuacji:)

smażone cykadyjedzenie – na temat jedzenia w Chinach napisano już niejedną książkę. Nie będę więc pisał co można zjeść, bo je się tutaj prawie wszystko. W prowincji Guangdong jest nawet powiedzenie "Je się tu wszystko co ma cztery nogi oprócz stołu, oraz wszystko co lata oprócz samolotu". Dlatego też mięsa nie zamawiam, dopóki go nie widzę przed przyrządzeniem. Poza tym na sklepowych wystawach prezentowane są najróżniejsze formy zwierzęce, jeszcze w futrze, z kopytami, zębami, czasami nawet jeszcze pół żywe np. skorpiony powbijane na patyczek. Nie dałem się jednak namówić na zjedzenie psa, smażonego pisklęcia, larwy motyla itp. Ale na jednym z przyjęć skusił mnie owad cykady. Tak naprawdę smażona cykada z oczkami i nóżkami smakowała jak sezamek, a jedynie skrzydełka ciężko się przeżuwały. W Chinach wybór jedzenia jest ogromny, zawsze znajdziesz coś, co ci smakuje. Poza tym trzeba eksperymentować, bo teoretycznie zamówione te same danie, nawet w knajpce obok, może smakować kompletnie inaczej.

Nie rozumiem też, dlaczego idea stołu obrotowego nie przyjęła się nigdzie indziej na świecie. Przecież pomysł jest rewelacyjny. Siadamy wspólnie ze znajomymi wokół stołu, przed sobą mamy talerz, a część środkowa stołu jest obrotowa. Tam znajdują się różne potrawy krążące pomiędzy biesiadnikami - jeśli masz na coś ochotę, to przesuwasz sobie wybraną potrawę pod nos, ładujesz na swój talerz i za chwilę ktoś inny przekręci sobie stół. stół obrotowyU nas w Europie dostaniesz tylko jedno danie - jeśli zamówisz coś, co ci nie smakuje, to masz pecha. Jeśli będziesz jadł tylko sprawdzone potrawy, to jakim cudem odkryjesz coś nowego? Tutaj zamawia się więcej dań niż jest biesiadników i wszyscy kosztują przynajmniej wszystkiego po trochu.

Byliśmy zapraszani na szkolne bankiety. Ogólnie rzecz biorąc, jest to wyżerka za państwowe pieniądze. Dziwi nadmiar jedzenia, ale podobno tak wypada (zaledwie 50 lat temu w Chinach umierano z głodu, a teraz wyrzuca się tony jedzenia). Gospodarz imprezy cały czas pilnuje, aby twój talerz nie był pusty. Jest to dobra okazja do próbowania nieznanych potraw. Niestety bankiety te niosą z sobą pewne niebezpieczeństwo - namawiani jesteśmy do picia alkoholu. Właściwie nieraz z przyjemnością bym się napił, ale nie wtedy kiedy mnie zmuszają. W gazetach co jakiś czas można przeczytać o jakimś prezesie, który zapił się na śmierć podczas zakładowego przyjęcia, bo przecież każdy kocie przysmakiz prezesem chce się napić, a odmówić nie wypada. Właściwie wierzą w to, że czym więcej z kimś wypijesz, tym większy okazujesz mu szacunek. Nie rozumieli moich wymówek (w Mongolii chleją jak dzicy, ale nikt nikogo do picia nie zmusza). Nie pije się swoim tempem, lecz tylko przy wygłaszanych toastach. Uwaga - kieliszek do toastu nie wznosi się do góry, ale zniża, czym niżej tym lepiej. Najczęściej pije się tzw. chińskie wino. Pierwszy raz daliśmy się nabrać, bo z winem to nie ma nic wspólnego. Jest to wódka ryżowa, mnie nie smakuje, a "kopie" maksymalnie. Kiedy na stół podany zostanie ryż, lub a la bułki, lub a la pizza, to znaczy, że za chwilę kończymy zabawę. Zaraz nagle wszyscy wstaną i rozejdą się, często bez powiedzenia "do widzenia", ot, taki zwyczaj.

Dobrą alternatywą do knajpek jest jedzenie uliczne - tanie i pyszne. Jednak ciekawostką jest, że ryżu wszędzie nie dostaniesz. Np. w naszej prowincji Shandong, w większości knajpek ryżu nie ma w ogóle (na południu Chin był on raczej wszędzie). Dlatego jemy w miarę zdrowo, bo zamawiając porcję zdrowego warzywka, dostajemy sam np. kalafior, dobrze przyrządzony, bez żadnych zapychaczy typu ryż lub makaron. potworne przysmakiI niestety w całych Chinach (poza wielkimi supermarketami z sekcją zagraniczną, czyli tylko nieliczne w wielkich miastach) nie ma także sera, śmietany, masła, normalnego pszennego chleba (chleb jest, ale tylko słodki). Czekolada krajowej produkcji smakuje jak mydło, a z zachodnich marek można kupić tylko Snickersy, Dove i M&Ms. W naszej wsi tylko jeden sklep ma Snickersy, poza tym niewiele możemy kupić z normalnego jedzenia. U nas nie ma nawet potraw grillowanych, tak popularnych w innych rejonach kraju – w Yishui wszystko smaży się na oleju. Za to nasze porcje są dużo większe, niż te, które otrzymywaliśmy podczas podróży. I ostatnia uwaga - na zachodzie przyprawa zwana MSG (glutamin sodu) jest zaliczona do "niebezpiecznych", niektórzy ludzie mogą mieć niską tolerancję na ten kwas i jego spożycie może mieć skutki uboczne. Tutaj dodaje się ją prawie do wszystkiego - my staramy się mówić, ze nie chcemy "weijing".

Gdziekolwiek i jakkolwiek będziesz jadł w Chinach, musisz potrafić obsługiwać się pałeczkami. Widelca i noża nikt tu nie używa, ale łyżka służy czasami jako dodatek do zupy – z której makaron wcinasz pałeczkami, a rosół pijesz łyżką. Obsługa dwóch drewnianych lub plastikowych patyczków nie jest jednak trudna i w szybkim czasie będziesz nimi władał, nawet o tym nie myśląc.

Jade Dragon Mountain, Yunnanpogoda – dla nas zimą kierunek możliwy był tylko jeden - południe. To oczywiście wynikało z bardzo ujemnych temperatur w północnej części kraju. Na południu temperatury są znacznie przyjemniejsze, a oprócz tego zima to okres prawie bez opadów. Jedynym większym minusem było szare niebo w większości czasu, ale też nie wiem, czy latem byłoby lepiej. Poza tym latem może jest też więcej słońca, ale za to w większości regionów to pora, kiedy dominują deszcze. Oczywiście latem jest też znacznie tłoczniej, więcej turystów.

waluta – bankomaty znajdują się prawie w każdej dziurze. Gotówkę można bezpiecznie wymienić w Bank of China. Nie przesadź jednak z jej namiarem, jako że ta państwowa placówka wymienia twardą walutę tylko w jedną stronę.

internet – kafejki internetowe są praktycznie wszędzie. Jest tanio, bo zwykle 3 Y za godzinę. Jednak drukowanie i skanowanie nie jest tak bardzo popularne w mniejszych miejscowościach. W rejonach ostatnio niezdyscyplinowanych tj. Xinjiang, władza zawiesiła internet i międzymiastowe rozmowy telefoniczne na blisko pół roku.

wiza – w Polsce pobiera się opłatę za wizę turystyczną 220 zł, czas oczekiwania 4 dni robocze ambasady (czyli pn, śr i czw), szczegóły na ich stronie. Ja przyjechałem tutaj na wizie pracowniczej, jednak podczas podróży po Azji Środkowej orientowałem się o warunkach otrzymania wizy turystycznej. Oto dwie aktualne procedury chińskich ambasad w Kazachstanie i Mongolii:

1. Jeśli chcesz wyrobić chińską wizę turystyczną w Ałmaty - polecam Bridge Tour Agency (tel. (727) 296 95 60, ul. Zenkov 13). Przesympatyczna dziewczyna (pracownica ambasady) załatwi w ciągu jednego dnia poparcie wizowe (zaproszenie) i to relatywnie tanio - całą wizę za 9000 Tenge (42 €), 5-7 dni czekania. Można było zrobić też w trybie ekspresowym (do 3 dni) za 16500 Tenge (77 €). Niestety agencja twierdziła, że Polacy muszą płacić za wizę chińską, tak jak wszystkie inne europejskie narody.

2. W Ułan Bator ambasada chińska czynna jest w te same dni i w podobnych godzinach co w Ałmaty - pn, śr i pt, od 9.30 do 12 (ale od 11.30 już nic się nie załatwi), odbiór dokumentów między 16 - 17. Wydanie wizy turystycznej (oraz pracowniczej) dla Polaków jest bezpłatne, ale czeka się 7 dni. Wydanie wizy ekspresowej na następny dzień otwarcia ambasady – 20$, płatne na miejscu przy odbiorze. Trzeba mieć 2 zdjęcia, kopię paszportu, bilet wjazdowy do Chin (może być na pociąg, ale to i tak taka bzdura, jakby się bali, że dadzą ci wizę do Chin, a ty do nich nie pojedziesz!), rezerwacje hotelu w Chinach (hotele nie zawsze wymagane). Te dwa ostatnie punkty można obejść prosząc o wizę 15-dniową (normalnie jest miesięczna) i załatwiać przedłużenie na miejscu. Wszystko jednak zależy od osoby w okienku (np. czy może być rezerwacja czy też musi być oryginał). Inni turyści radzili sobie przy pomocy biletów z biur podróży, które potem zwracali.

powrót na początek strony