Wstęp | Sarawak | Brunei | Sabah |
26.03 do 31.03.09, 5 dni, kurs 1 € = 4,75 R (Malezyjski Ringgit)
zwiedzanie - Kuching to prowincjonalne, przyjemne miasteczko. Życie koncentruje się wzdłuż rzeki, tam się najesz, zrelaksujesz, porozmawiasz z sympatycznymi lokalnymi. Pani w informacji turystycznej oprócz bardzo sympatycznego uosobienia, posiada ogromną i praktyczna wiedzę i odpowie na wszelkie nasze pytania. Niedaleko miasta znajduje się bardzo popularny Bako NP, z występującymi tam małpami "proboscis", jak i sanktuarium orangutanów w Semenggoh (my zrobiliśmy to w Sabah, czego teraz żałujemy). Na przywitanie zafundowaliśmy sobie godzinny masaż w YCY, (45 R, 9.5€).
Spływ rzeką Batang Rejang, określanej jako Amazonka Borneo, w niczym nie przypomina romantycznego rejsu. Zostajesz zamknięty w środku "express boat", więc oglądasz brzegi przez okno pędzącej łodzi. Niemniej w Kapit ludzie nadal byli niezmiernie mili, turystów niewiele, jedzenie tanie i pyszne. Naszym celem tutaj było zobaczyć długie domy (longhouse) plemienia Iban. Wyobrażałem sobie wynajęcie lokalnego przewodnika, przedzieranie się przez dżunglę z maczetami, oglądanie dzikiej zwierzyny i spotykanie półnagich potomków łowców głów. Zamiast tego widzieliśmy barki wywożące stosy drewna, na wykarczowanych terenach plantacje palm olejowych, mnóstwo cementu i betonowe długie domy ludu Iban z zaparkowanymi przed nimi samochodami. Niemniej jednak Kapit może stanowić bazę wypadową do mniej cywilizowanych terenów, potrzeba na to tylko więcej czasu i pieniędzy. My w związku z tym zrezygnowaliśmy z wypadu w dżunglę, ale postanowiliśmy odwiedzić najbliższy tradycyjny, drewniany długi dom. I ku naszemu zaskoczeniu było to bardzo ciekawe doświadczenie. Co prawda ludzie posiadali telewizory i telefony komórkowe, to jednak sam długi dom był autentyczny, stary. Nie mieliśmy z sobą przewodnika, jednak zbliżając się do wioski Rumah Bundong zostaliśmy przyjaźnie przyjęci. Życie tam toczyło się swoim rytmem, nie zwracano na nas większej uwagi. Wspięliśmy się po drewnianych kładkach i pomostach, ściągnęliśmy buty i weszliśmy do holu długiego domu. Jest to blisko stumetrowy wspólny korytarz, wewnątrz którego znajdują się drzwi do rodzinnych pokoi. Korytarz taki to miejsce spotkań, plotek i narad plemiennych. Przed pokojem szefa wioski wisiała siatka zasuszonych ludzkich czaszek, przypomnienie, że to teren legendarnych łowców głów.
W pierwszą turystyczną pułapkę wpadliśmy w Gunung Mulu NP (wstęp 10 R, 2 €). Miejsce jest ładne i przyjemne, ale "plastikowe". Nie masz możliwości indywidualnych, wszystkie atrakcje muszą być zwiedzane z przewodnikiem (10 R, 2€), a droga przez dżunglę do pobliskich jaskiń prowadzi po drewnianych kładkach. Także dziką zwierzynę ciężko wypatrzeć, wliczając nawet pijawki. O godzinie ósmej rano wychodzi się do jaskiń Wind i Clearwater (najdłuższa w Azji Południowo - Wschodniej) - to tylko godzinny spacerek, ale inni turyści się nie zjawili. Dlaczego? Przecież można tam dopłynąć łódką za 30 R (6 €). Jaskinie są nawet ładne, nie najgorzej oświetlone, ciekawe stalagmity i stalaktyty oraz wiele innych formacji. Chodnik jest jednak wąski i każdy postój, zdjęcie czy zawiązanie sznurówki hamuje resztę grupy. Po ich oglądnięciu jest czas na kąpiel w rzece. My idąc pieszo, przechodziliśmy jeszcze przez malutką Moonmilk Cave. No i na naszej drodze czekał sobie wąż. Ciężko go było obejść, gdyż jaskinia była ciasna, a pozycją sygnalizował gotowość do skoku. No cóż, prosił się, więc rzuciliśmy kamień i uciekł. Popołudniu zwiedzić można tylko i wyłącznie dwie pozostałe jaskinie. Tym razem szliśmy z przewodnikiem od początku kładką, a on opowiadał o roślinkach i owadach. Po 3 kilometrach doszliśmy do Lang Cave, a po zwiedzeniu tej jaskini na deser pozostaje Deer Cave, pod względem wielkości największej komnaty świata, 2km długości i 174m wysokości. I robi ona wrażenie, jest wielka. Po wyjściu udajemy się na punkt obserwacyjny i pomiędzy godziną 16.30 a 18 wylatuje z tej jaskini około 2-3 milionów nietoperzy. Co kilka minut wylatywała z jaskini kolejna grupa, tworząc na niebie czarny wijący się obłok obłąkanych, wygłodniałych, lecących jeść insekty, latających "ślepych myszy". Jest jednak mały problem - nie wylatują codziennie, szczególnie kiedy pada. Na punkt obserwacyjny możesz jednak przyjść sam, więc nam udało się zobaczyć te nietoperzowe niepowtarzalne przedstawienie następnego dnia.
W parku popularną atrakcją jest jeszcze tzw. canopy skywalk, czyli spacer po mostkach z lian zawieszonych na wysokości konarów drzew (30 R, 6 €). Mnie najbardziej zależało na zobaczeniu "The Pinnacles" (widziałem piękne zdjęcia), ale żeby tam dotrzeć potrzeba zorganizowanej 3-dniowej wycieczki, mimo że wcale nie jest daleko (cena przy jednej osobie wynosi ponad 500 R (105 €) plus wyżywienie, przy większej grupie będzie taniej). Innych atrakcji jest jeszcze trochę - zdobywanie okolicznych szczytów, spływy łodziami itp, ale oczywiście wszystko z obowiązkowym przewodnikiem, no i powoli, w końcu więcej dni to więcej pieniędzy do wyciągnięcia. Po jaskiniach też można poszaleć - wersja "adventure" z przechodzeniem po podziemnych rzekach, czy też bardziej poważne wypady dla tych co mają uprawnienia speleologiczne. Cokolwiek robisz, przywieź do wioski zapasy jedzenia i wody, bo ceny są tu zabójcze.
noclegi - Kuching, Borneo Bed & Breakfast, LP, 12 R za dormitorium, 20 R od osoby za pokój 2-osobowy. Wliczone śniadanie w postaci grzanek z dżemem i herbatą.
W Kapit niemal wszystkie tanie hotele były pełne miejscowych, w końcu przyjęto nas w Rejang Inn, pokoje z własną łazienką i wentylatorem za 35 R, z klimatyzacją za 45 R (9.5 €).
W Gunung Mulu NP najtańsze dormitorium kosztuje 37 R (8 €), śniadanie jest wliczone. My spaliśmy poza terenem parku, w Homestay za 20 R od osoby (4 €). Idąc z lotniska nie skręcasz w lewo w drogę prowadzącą do parku (jest tam 1,2 km, nie jak podaje LP 3 km), tylko w następną szutrową dróżkę 100 metrów dalej. Idąc do końca dojdziesz do nie opisanych domów, jeden z nich jest twoim hostelem.
transport - z lotniska w Kuching można dostać się do miasta taksówką - cena stała 22 R (5 €) za kurs. My wyszliśmy na stopa i dojechaliśmy do centrum za 10 R/ 2os.
Z Kuching do Sibu lepiej płynąć łodzią niż jechać autobusem - szybciej i taniej. Jedynie pamiętaj, że w tutejszych środkach transportu klimatyzacja jest ulubioną zabawką obsługi i postara się, abyś zmarzł - weź sweter do środka.
W łodziach ekspresowych braliśmy najtańszą klasę ekonomiczną, która i tak była klimatyzowana i posiadała TV oraz wygodne siedzenia lotnicze. Nie pozwolono nam wyjść na zewnątrz pędzącej łodzi.
W Kapit, aby dotrzeć do długiego domu, nie trzeba wynajmować minibusa. My jednak ze względu na ekstremalne ograniczenia czasowe przepłaciliśmy w pierwszą stronę, a z powrotem już na spokojnie wróciliśmy kursowym minibusem.
Generalnie powinniśmy pojechać dalej rzeką do Belaga (mało turystów i dalej przyjemni ludzie), a stąd drogą do Bintulu. Nam brakło czasu i nastraszono nas jakimiś zezwoleniami, ale jak się okazało nikt ich nie sprawdza.
Z Sibu do Miri ostatni autobus odchodzi o godzinie 23, więc można spędzić noc w autobusie. Wszystkie firmy mają tą samą cenę, ale targować się można.
Do parku Gunung Mulu NP można dojechać drogami i rzekami, ale według Lonely Planet jest to dużo droższa i czasochłonna wersja - nie sprawdzałem. Z Miri na lotnisko można dojechać autobusem nr 28 odjeżdżającym spod informacji turystycznej w centrum miasta. Nam udało się wynająć minibusa tylko dla nas za 8 R. Można taksówką za oficjalną cenę 20 R (4 €). Przelot do Mulu NP załatwialiśmy na lotnisku w Malaysian Airlines, kosztuje 156 R (33 €), ale taniej okazało się jest załatwić przez internet (110 R, 23 €). Wylot z Miri jest o 9:20 i 14:50, powrót również poranny i popołudniowy. Można lecieć też do Kota Kinabalu (280 R), ale lot i tak jest przez Miri. Z lotniska w Mulu do bramy parku jest zaledwie 15 minut spacerku.
Jeśli chodzi o połączenie do Brunei to jest ono zorganizowane rewelacyjnie. Po prostu wsiadasz do autobusu nr 2 spod informacji turystycznej w Miri (odjeżdżają o godzinie 7, 10, 13 i 15:30) i zmieniasz pierwszy autobus na granicy, później wskakujesz na łódkę pasażerską i kończysz przejazd za malezyjskie ringgity w Kuala Belait. Tam będzie wkrótce połączenie do Seria i dalej do stolicy.
dzień | trasa | transport | cena w R |
€/ 1os | czas | km |
1 | lotnisko - Kuching | taxi autostop | 10 R/ 2os | €1.0 | 20 min | 12 |
2 | Kuching - port w Pending | taxi w 4os | 15 R/ 4os | €0.8 | 15 min | 7 |
2 | Kuching - Sibu | łódź towarowa - ekspres | 45 R | €9.5 | 5 h | 224 |
2 | Sibu - Kapit | łódź ekspresowa | 20 R | €4.2 | 4 h | 126 |
3 | Kapit - Rumah Bundong | wynajęcie minibusu | 40 R/ auto | €4.2 | 20 min | 10 |
3 | Rumah Bundong - Kapit | pieszo + minibus | 0 + 2 R | €0.4 | 1h + 10 min | 5 + 5 |
3 | Kapit - Sibu | łódź ekspresowa | 20 R | €4.2 | 2.5 h | 126 |
3 | Sibu - Miri | autobus nocny | 40 R | €8.4 | 7.5 h | 410 |
4-6 | Miri - lotnisko + powrót | minibus + autobus | 8 R/ 2os + 2 R | €0.8 + €0.4 | 2x 20 min | 2x 10 |
4-6 | Miri - Gunung Mulu NP + powrót | 2x samolot | 2x 156 R | 2x €32.8 | 2x 30 min | 2x 110 |
6 | Miri - granica | autobus | 5.5 R | €1.2 | 45 min | 20 |
6 | granica - Kuala Belait | autobus i prom | 7.5 R | €1.6 | 45 min | 20 |
€102.3 | 1205 |