Borneo, brzmi dumnie i dziko. Ale nasz wyjazd obejmował tylko rozwiniętą część wyspy (Malezja i Brunei). Miasta czyste, transport zorganizowany, atrakcje turystyczne wysoce skomercjalizowane, dżungla sporo wycięta pod uprawę palm olejowych. Jednym słowem - cywilizacja. Z powodu braku czasu nie zapuściliśmy się w bok z utartych szlaków, i to był błąd. Bo jestem pewien, że jest to teren do dzikich i nieznanych eksploracji dziewiczej dżungli - potrzeba jednak na to więcej czasu i pieniędzy. Ogólnie podobało nam się, ale to głównie dzięki bardzo przyjaznemu i uczciwemu nastawieniu miejscowych. Mimo to, w formie turystycznej już tutaj nie wrócę.
![]()
Trasa: (Sarawak) Kuching - Kapit - Miri - Gunung Mulu NP
(Brunei) Bandar Seri Begawan
(Sabah) Pulau Labuan - Sepilok - Mt. Kinabalu NP - Kota Kinabalu
Termin: 26 marzec – 4 kwiecień 2009 (10 dni)
Ekipa: z Eweliną
Wizy: Polacy nie potrzebują. Pomiędzy Sabah i Sarawak również odbywa się kontrola graniczna z sprawdzaniem paszportów.
Dojazd: zatrzymaliśmy się po drodze podczas powrotu z Australii do Polski. Wszystkie bilety lotnicze kupowaliśmy przez internet, jest to ostateczna cena z uwzględnieniem podatków lotniskowych i prowizji bankowych:
Qantas: Sydney - Perth 91€
Tiger: Perth - Singapur 106€; Singapur - Kuching 35€; Kota Kinabalu - Singapur 42€; Singapur - Bangkok 35€
LTU/Airberlin rezerwowane przez expedia: Bangkok - Dusseldorf 395€
Wizzair: Kolonia - Katowice 64 €