Jak już wiecie, jestem nieuleczalnie chory na podróżowanie. Wychowałem się w Żorach, w Krakowie studiowałem na AWF, a w Sydney turystykę i informatykę w Academies Australasia, z dumą reprezentuję obie te uczelnie. Przez kilka lat pracowałem jako pilot wycieczek zagranicznych dla biura Grupa Atlas Tours. Teraz dodatkowo pracuję jako polski przewodnik po Sydney dla zgłaszających się firm lub osób prywatnych. Poza tym byłem budowlańcem, kucharzem, patroszaczem kurczaków, mechanikiem, zbieraczem truskawek, kierownikiem sklepu, nauczycielem angielskiego, biznesu i turystyki, ogrodnikiem, niańką, modelem Nike, sprzedawcą, liczyłem samochody itd - robiłem cokolwiek, naliczyłem już 39 różnych prac. A to wszystko w kilku różnych
Lubię jak moje podróże mają jakiś geograficzny wymiar. Polskę przeszedłem pieszo z południa na północ, Amerykę Południową bez użycia silnika, Europę przejechałem rowerem, a Azję, Australię, Afrykę i obie Ameryki przeciąłem z jednego krańca na drugi bez użycia samolotu. Ostatnio zafascynowały mnie pustynie, powoli zacząłem je poznawać zapuszczając się na piesze i samochodowe wyprawy w australijski interior.
Oprócz poznawania nowych miejsc i ludzi, moje hobby to także bieganie i fotografia. Mam 44 lata i nie mam własnego domu. Za to mam plecak i wrażenia z odwiedzonych 151 krajów. Poza podróżowaniem mieszkałem i pracowałem w Anglii (Londyn i Paignton), w Chorwacji (Istria i północna Dalmacja) oraz w Chinach (Shandong). Do Sydney przyjechałem w 2002 roku planując tylko roczny pobyt. Tak mi się jednak w Australii spodobało, że zostałem tu znacznie dłużej, w 2011 roku ostatecznie otrzymałem prawo stałego pobytu, a od 2019 jestem posiadaczem podwójnego obywatelstwa.
Ludzie mi imponują jeśli mają pasje, do czegoś dążą. To nie musi być podróżowanie. To może być malowanie, pisanie, zbieranie znaczków, gotowanie, skoki spadochronowe, programowanie, śpiewanie itp. Poświęcenie się rodzinie to też coś godnego podziwu. Cokolwiek robisz, jeśli to tylko nie szkodzi innym, ja to popieram i życzę powodzenia.
Trzymajcie się,
i nieco więcej...
Ulubione filmy: poza podróżniczymi bardzo dotykają mnie filmy nakręcone przez Pedro Almodovara i Alejandro Gonzalez Inarritu (szczególnie "21 grams"). Ciekawy był również "The Sea Inside", "Forrest Gump", "Truman Show", oraz trochę na luzie "Urodzeni Mordercy", "Pulp Fiction", "Ścigany", oraz mój ulubiony humor w odcinkach Latającego Cyrku Monty Pythona. Oczywiście zawsze cieszy klasyka polskiego kina na czele z "Seksmisją", "Rejsem", "Kingsajzem", "Hydrozagadką" itp.
Ulubiony zespół muzyczny: Dżem (ostatni koncert Kraków 2000), Kult (ostatni koncert Kraków 2000), Stare Dobre Małżeństwo, Iron Maiden (koncert Sydney 2009 i 2016), Pink Floyd, U2 (koncert Sydney 2010), Nightwish
Ulubiony sport: lekkoatletyka, siatkówka, piłka nożna
Sportowe uprawnienia: trener i sędzia lekkoatletyki, instruktor siatkówki i windsurfingu
Rok urodzenia: 1975
Szkoły:
1983-1990 Szkoła Podstawowa nr 4 w Żorach
1990-1995 Technikum Mechaniczne w Rybniku (kierunek obróbka skrawaniem)
1995-2001 Akademia Wychowania Fizycznego w Krakowie (dzienne magisterskie, wydział nauczycielsko-trenerski)
2002-2006 Zarządzanie w turystyce w Sydney (Advanced Diploma, Academies Australasia)
2007-2009 Informatyka w Sydney (Certificat IV, Academies Australasia)
Języki obce: ciężko powiedzieć, bo język nieużywany zanika. Kiedyś potrafiłem rozmawiać godzinami z Chorwatami, teraz nie pamiętam już prawie nic. Podobnie z chińskim, teraz tylko niezrozumiale bełkotam parę słówek. Jednak jeśli przysiądę przez dwa tygodnie przed podróżą, to mogę podreperować swoje braki w danym języku do poziomu:
dobrze - angielski;
średnio - hiszpański;
komunikatywnie - rosyjski, francuski, mieszanka czeskiego i słowackiego
kiedyś trochę, dzisiaj praktycznie nie - chiński i chorwacki
A jeśli pytasz dlaczego podróżuję? - odpowiedź poniżej
- Prawie wrąbałem w mamę grizli z jej malutkim misiem, kiedy to samotnie chodziłem po pustkowiach Alaski. Drżącym głosem prosiłem misia, aby mnie nie rozszarpywała, między nami było zaledwie 10 metrów. Postraszyła, po czym wróciła do swoich jagódek.
-
Podczas spaceru w Patagonii zaatakował mnie sokół. Musiałem padać na ziemię, aby nie oberwać szponami. A ja wcale nie chciałem podkraść mu jajek z gniazda.
- Kiedy szczęśliwy wyszedłęm z boliwijskiej dżungli po trzech dniach samotnego przedzierania się z maczetą, odetchnąłęm z ulgą że nie zjadł mnie jaguar. Chwilę poźniej przez szutrową drogę przeszła przede mną puma. Sparaliżowało mnie, ale na moje szczęście kociak nie interesował się mną i wskoczył w zarośla.
-
Myślałem, że jak mnie na granicy wpuszczą, to znaczy że wojny domowej w Gwinei nie ma. Wpuścili, a tam jednak strzelali. Z karabinów. Żona nigdy nie zapomni mi tych wystrzałowych Walentynek. Transport był zabroniony, więc 3 dni uciekaliśmy pieszo.
-
Rebelianci z Wybrzeża Kości Słoniowej wyśmiali mnie, kiedy poprosiłem o pieczątkę w paszporcie.
-
W podróż poślubną pojechaliśmy do Afganistanu. Zamknęli nas w urzędzie miejskim i nie pozwolili chodzić po wiosce, bo po godzinie 15 policja schodzi ze służby, a w teren wychodzą Talibowie. Uwierzyłem dopiero nad ranem, kiedy usłyszałem strzelaninę.
-
W RPA szukałem wielorybów. Niestety ocean się rozhuśtał i fale nas wywróciły porywając kajak. Jest to miejsce znane z ogromnej ilości rekinów żarłacza białego. Na szczęście pół godziny później przybój wyrzucił nas na brzeg. Hipotermia była najlżejszą karą jaka mogła mnie spotkać.
-
Próbowałem przedostać się z Kolumbii do Panamy przez Darien Gap. Po 3 dniach zabrali mnie na łódkę przemytnicy – płynęli daleko od brzegu, aby ich wojsko i policja nie widziała. Zepsuli silnik, przyszedł nocny sztorm, bez oświetlenia, zdryfowało nas na pełne morze - a ja myślałem, kogo jutro zjemy pierwszego – było nas 18 murzynów i dwóch białych.
-
5300 m npm, nocleg na lodowcu podczas zdobywania 6-cio tysiącznika w peruwiańskich Andach. Gotujemy kolację na kuchenkach – przy zmianie jedna z butli wybucha mi w rękach. Namiot staje w płomieniach, a trzech dorosłych rzuca się panicznie w środku szukając wyjścia – niestety nóż został w strefie płomieni – myślałem, że spłonę żywcem. Nie pamiętam jak znalazłem się na zewnątrz. Kolega spał potem przy spalonym wejściu i mu wiało.
-
Prawie w ogóle nie choruję, nawet podczas podróży. Z jednym miesięcznym afrykańskim wyjątkiem – najpierw płaszczka wbija mi kolec jadowy w stopę, którą potem zainfekowałem i nie mogłem chodzić. Potem taksówkarz zmiażdżył mojego kciuka w drzwiach swojego pojazdu - nie mogłem pisać. Chwilę później dostałem wyniki z kliniki – malaria mózgowa! No to przerąbane – nie mogłem nawet trzeźwo myśleć.
-
Policja w Kongo Demokratycznym to twój wróg. Niestety jest jeszcze imigracja i wojsko, a ja zaparłem się przemierzyć Afrykę bez łapówki. Czasami w środku nocy, kiedy byli pijani i z bronią u boku, robiło się nieswojsko. Jednak skończyło się tylko na strachu.
-
Przebiegłem z plecaczkiem z Rysów nad Przylądek Rozewie, 818 km w 16 dni
-
Maszerowałem przez 10 dni po pięknej pustyni Simpsona – 247 km. Plecak był zbyt ciężki – 38 kg. Po 7 dniach spotkałem pierwszego człowieka.
-
Przeszedłem pieszo pustynię Strzeleckiego w Australii ciągnąc za sobą 150-kg pustynny wózek domowej konstrukcji. Dingo krążył wokół mnie przez pół godziny. Spałem pomiędzy ogniskami.
-
Samotnie szukałem 6-cio tysiącznika Chachani w Peru. Nie miałem map, więc najpierw pomyliłem góry, a kiedy odnalazłem swój szczyt, to przed atakiem szczytowym byłem tak zmęczony, że zasnąłem na ziemi.
- Pokonanie Ameryki Południowej bez użycia silnika - 10 miesięcy zabawy, a w tym 16 dni głodu, wypadek pontonem na dzikiej rzece, przedzieranie się przez dżunglę, puma, samotność na pustyni i wiele innych niezapomnianych przeżyć.